Okna umyte. Uśmiechnięte słoneczko zagląda do pokoi. Piękna wiosna tej zimy 😉
Na skwerze, obok przydrożnego krzyża (tak, tak, w Grajdołku mamy wciąż dość sporo przydrożnych krzyży), prężą się w słoneczku przebiśniegi i krokusy. Coraz więcej krokusów. Nie musimy jechać do Chochołowskiej, żeby zobaczyć fioletowy, krokusowy dywan.
I odpoczywam. Miałam coś tam pisać do szkoły, jakiś konkurs regionalny, ale napawam się wolnością i perspektywą wyjazdu. Nie zmąciła mego czilałtu nawet nagła śmierć wysłużonego odkurzacza. W środku sobotniego odkurzania miał czelność wziąć się wyłączyć i nie załączyć więcej, mimo usilnych próśb. Rajski zarządził wymarsz po nowy. Trzeba było dokończyć sprzątanie przecież. I pralka była uprzejma się zbuntować. Nie wspomnę, że w tę samą sobotę, co odkurzacz nieboszczyk.... Ale ona na gwarancji. Majster ma przyjechać w piątek. Ciekawe co jej dolega. Bo odgłosy wydaje takie, że aż zęby bolą.