poniedziałek, 31 stycznia 2022

byle do ferii

Styczeń się kończy, a ja mam wrażenie, że się kręcę w kółko. Z racji takich a nie innych decyzji miłościwie nam panującego ministra, który nie wie, że w klasach IV uczy w porywach i 11 nauczycieli, a nie jeden (może tej jednej jedynki nie dojrzał?...), połowa nauczycieli biega jak kot z pęcherzem pod ogonem: zdalne – stacjonarne – zdalne – zdalne – stacjonarne… Oczywiście, ja też do nich należę, bo mam przyjemność uczenia trzy klasy czwarte, razy trzy przedmioty. I do zdalnych muszę przytargać własnego laptopa, ale to już wszyscy wiedzą. Na szczęście mogę się podpiąć pod kabelek ze szkolnym internetem, ufff. I działa, bo przynajmniej internet mamy porządny. Do ferii jeszcze dwa tygodnie, więc jakoś dociągniemy. Choć, czy sprzęt domowy wytrzyma te notoryczne zmiany temperatury, tego nie wiem. Codziennie wychodzę z domu drobiąc jak gejsza, bo chodniki oblodzone, albo wieje jakby miało głowę urwać, a w ręku trzymam najcenniejsze moje narzędzie pracy na czas najbliższy. I jest git. Stany osobowe klas oscylują w okolicy 30-40%. Część dzieci na kwarantannach, bo rodzice chorzy, część chora – czytaj: przeziębiona / nieprzetestowana, bo po co / przetestowana, ale klasa się nie załapała na kwarantannę / zwykłe choroby typu angina itd. Na szczęście ci, co teraz zachorują i tak nie wyślą swoich kolegów na kwarantanny. Chyba, że jest to magiczne 1-4… Plus zdalnego jest też taki, że chory nauczyciel nie generuje dodatkowych kosztów, bo jego lekcje się odwołuje i nie trzeba rozpisywać zastępstw. Chyba, że uczy 1-4, to już wtedy wyższa szkoła jazdy. Bo część kadry wcale się w szkole nie pojawia. I albo są ściągani na tę jedną godzinę, albo udaje się obsadzić tymi, co na miejscu.

Część rodziców narzeka ( i słusznie), że zaszczepili dzieci, by mogły normalnie chodzić do szkoły, a i tak nie chodzą, bo wszystkich zamknęli w domach. Ja też się zaszczepiłam, żeby normalnie pracować, ale nie pracuję i nie żyję normalnie. Wciąż mam gdzieś w tyle głowy, by uważać. Już nawet lekcje prowadzę w maseczce. Ideałem by były lekcje hybrydowe na zasadzie: kto w szkole – ten w szkole, kto chory – ten z domu. Ale nie u nas. Nie na szkolnym sprzęcie. Nawet na prywatnym też nie. Może są szkoły, w których się tak da. I bardzo im zazdroszczę.  

niedziela, 16 stycznia 2022

Zgaga [*]

 Była ze mną od początku mojej pisaniny. Jeszcze na Onecie. Tyle ciepłych słów, rad, podpowiedzi. Tyle ciekawych i smacznych przepisów. Tyle ciepła i życzliwości. Odeszła przed Świętami. Pierwszy raz odczułam na własnej skórze śmierć wirtualnego znajomego. I nie przypuszczałam, że mnie to tak dotknie.

Spośród moich blogowych znajomych tylko Ewelinę znam osobiście. Studiowałyśmy razem podyplomowo. Spotykałyśmy się czasem na warsztatach - dla nauczycieli, albo dla uczniów. Choć częściej spotykałam Janusza, jej męża. Na podyplomówce jeszcze narzeczonego. 

Oprócz Eweliny i Janusza nikt z moich rzeczywistych znajomych nie wie, że piszę. Ci, co wiedzieli, w pewnym momencie poszli swoją drogą, bo jakoś tak przestało nam być "po drodze". I nawet nie wiem, czy jeszcze zaglądają... Rajski czasem zagląda. On wie. Czy robię z tego tajemnicę? Nie. Po prostu nie mówię. Tak jest dobrze.

piątek, 7 stycznia 2022

Noworocznie

Rajscy dokonali rzeczy niewyobrażalnej. Odwołali Sylwestra i przenieśli go na później. Przyczyną tej awangardy była gorączka niżej podpisanej w wysokości 38 kresek i bliżej niezidentyfikowane problemy żołądkowe, które dopadły żeńską część populacji Wichrowego Wzgórza. Młoda odwołała Lubego, bo nie wiadomo, co to za świństwo się nam przyplątało i była najbardziej nieszczęśliwą osobą pod słońcem, bo to miał być ICH pierwszy wspólny Sylwester. No bywa…

Toast wznieśliśmy odgazowaną colą i herbatką miętową i grzecznie poszliśmy spać. Młoda, jak młody wilk, już na drugi dzień brykała jak młode koźlę – tudzież wilczątko. Ja snułam się po kątach jęcząc jak klasyczna Biała Dama, bo i kolor cery zgadzał się, jak nigdy. Tydzień paskudztwo męczyło, temperatura – jak śnieg za oknem, pojawiała się i znikała, ale wreszcie sobie poszło. Tylko słabość straszna została.

Pani doktor uznała, że to pokowidowe przypadłości i zaleciła dietę. Generalnie wyniki badań mam dobre, płuca też czyste – pełna diagnostyka przeprowadzona, jak na przeglądzie technicznym.

Wczoraj więc wypiliśmy noworoczny toast, bo i Luby się przypałętał 😉

I bardzo przepraszam, że nie komentuję blogów odwiedzających. Nie wszędzie mogę… Szukam recepty na taki stan, może Rajski pomoże. Ale bardzo się cieszę z każdych odwiedzin. Ja też odwiedzam. I jak tylko trafię na korzystne „okienko” – odezwę się.

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!