wtorek, 30 sierpnia 2022

cz. 3 - Wyprawa na kontynent, czyli Olimpia

Będąc 4 lata temu na Peloponezie bardzo chcieliśmy zwiedzić Delfy i Olimpię. Ale bardzo się rozczarowaliśmy, bo okazało się, że choć wycieczki są w ofercie – na miejscu ich nie organizują. Podobno nie ma chętnych… Gdy zobaczyliśmy ofertę do Olimpii z Zakynthos, podeszliśmy do niej ostrożnie. Ale pani rezydentka odpowiedziała, że robią, nawet jak jest kilku chętnych. A zawsze jacyś się znajdą. Okazało się, że chętnych był cały autokar. 40 osób!

Wyjechać trzeba było wczesnym świtem. Wstaliśmy przed wschodem słońca. Dojechaliśmy do stolicy. Zaokrętowano nas na prom płynący na kontynent (czyli Peloponez) i 1,5 godziny sunęliśmy po morzu, wciąż mijając po drodze kolejne wyspy i wysepki. 


Potem kolejne ponad 1,5 godziny jazdy autokarem i byliśmy u celu. Tak, tak. 3 godziny jazdy w jedną stronę, by zobaczyć kupę kamieni. Czyli trzeba to kochać, by tak się poświęcić 😊 I była to najcudowniejsza wycieczka z całego naszego pakietu. Najpierw muzeum i chwila oddechu od upału.

 





 Potem już wykopaliska. Przez moment mogliśmy obserwować archeologów w pracy, bo okazało się, że ledwie dwa tygodnie wcześniej, dzięki unijnym funduszom, zaczęli prace odsłaniające kolejne fragmenty palestry. 


 

Nasza przewodniczka była niesamowicie kompetentną osobą. Słuchałam uważnie i… nie było momentu bym mruczała pod nosem, że opowiada bzdury. Opowiadała tak ciekawie, że stosy zwalonych kolumn i fragmenty wystające z ziemi szybko zamieniały się w świątynie, kolumnady, pomniki. 









Wyobraźnia pracowała cały czas mimo nieznośnego upału, chmury kurzu i mnóstwa ludzi. Spacerowaliśmy do drzewka do drzewka – czytaj: od cienia do cienia. Obeszliśmy z grupą cały park archeologiczny, a potem można było jeszcze zostać i podejść samemu tam gdzie się chciało. Byle zdążyć zjeść obiad i nie spóźnić się na wyjazd. Zostaliśmy więc trochę. Nie wszędzie zdążyliśmy zajrzeć. Rajskiego łupnęło w kręgosłupie dzień wcześniej i sunął dostojnie na końcu grupy. Nadrabialiśmy więc miejsca, gdzie nie zdążył dodreptać. A że miał swojego prywatnego historyka pod ręką, to też nie narzekał, że nie wie co widzi.

Upał zmęczył nas niesamowicie. Kurz osiadł nam nawet na włosach. Był moment, że serio miałam dość...



Ale smaczny obiad i potem jeszcze krótki spacer po okolicy pozwolił zregenerować siły na trochę ponad 3 godzinną podróż powrotną. I tu – niespodzianka. Nie wiedziałam, że w Olimpii jest końcowa stacja kolejowa. Ciekawe, czy działa…


 

Droga powrotna do hotelu minęła szybko, mimo zmęczenia i… maseczek. Tak – Grecy dość rygorystycznie (jak na Greków) podchodzą do tej kwestii. Na lotnisku cała obsługa była w maseczkach, w autobusach miejskich wszyscy mieli maseczki, taksówkarze w maseczkach i na promie, w częściach wspólnych, też trzeba było je założyć, bo obsługa chodziła i wypraszała na zewnątrz.

cdn

niedziela, 28 sierpnia 2022

cz.2 - Wyspa w pigułce

Nie po to pojechaliśmy na dwa tygodnie, by je spędzić w hotelu – choćby nie wiem jak był luksusowy (ten akurat nie był, ale był bardzo sympatyczny). Już w Polsce wykupiliśmy więc trzy wycieczki, żeby zobaczyć jak najwięcej.

Na pierwszy ogień poszła wyspa w pigułce. Dla mnie był to powrót do przeszłości, dla reszty Rajskich – odkrywanie wyspy. A jest piękna. Z bólem serca przyznaję, że chyba piękniejsza od mojego ukochanego Korfu. Co prawda najlepszym sposobem na zwiedzanie wyspy jest wypożyczenie samochodu i samodzielny objazd (zwłaszcza, że w najdłuższym odcinku ma ledwie 40 km), ale my nawet w Polsce nie mamy samochodu (kwestia wyboru i dobrze skomunikowanego miejsca zamieszkania) więc na greckich serpentynach nie będziemy sobie przypominać umiejętności prowadzenia auta 😉 Objazdówka z biurem podróży zazwyczaj wygląda tak: od winiarni do oliwiarni, potem jakiś miejscowy producent bimbru, mydła i innych specjałów, ale i na to trzeba być przygotowanym. W końcu nie codziennie widzi się, jak powstaje oliwa czy wino. A, że przy okazji są degustacje, to już inna bajka 😉 




Obkupiliśmy się w wina, brzoskwiniowy bimberek, cud kremy z pszczelego wosku na wszystko (Rajskiego poparzyło słońce i kremik uczynił cuda przez jedną noc) i mogliśmy się skupić na podziwianiu wyspy.

To podczas tej wycieczki byliśmy w Zatoce Wraku. Co prawda nie od strony plaży, bo to inna wycieczka. Odstaliśmy swoje prawie 1,5 godziny w kolejce do platformy widokowej. Upał był nieziemski. Wymienialiśmy się co chwila chowając do cienia, ale było warto. Widoki nieziemskie! 





Przed 11 laty platformy nie było, albo jej nie pamiętam. Robiliśmy zdjęcia z okolicznych klifów. Teraz nie wolno na nie wchodzić – podobno za dużo wypadków. Odgrodzone siatką i taśmami.

A potem Błękitne Groty. Małą motorówką popłynęliśmy w miejsce niemal magiczne. Tylu odcieni błękitu i zieleni nie widziałam nigdzie indziej. Zdjęcia nie są w stanie oddać tych barw. Woda w grotach faktycznie była błękitna – tak pięknie grało światło. Był też czas na kąpiel, ale tylko dwie osoby się skusiły na skok w głęboką wodę. Reszta w tym czasie fascynowała się pływającymi meduzami. Ale te białe nie parzyły. Fioletowe parzyły.






 

Niemal godzina morskiej wycieczki pozwoliła odpocząć od autokaru, poczuć wiatr we włosach i zapach słonej wody. Z motorówki widzieliśmy wiatraki na przylądku Skinari. Na górze nie byliśmy. Tego dnia i tak mieliśmy dużo niezapomnianych atrakcji. 


 

cdn