sobota, 4 kwietnia 2020

patrząc z góry


Atmosfery zbliżających się świąt nie czuję nic a nic, ale staram się. Nawet kupiłam palmę. I farbki do malowania jajek. Po dzisiejszej rozmowie z Mamą trochę mnie ścisnęło w gardle, bo dotarło do mnie, że spędzimy je w totalnej izolacji. Nie chodzę do Niej. To moja siostra robi jej potrzebne zakupy. Nie chcemy Jej znosić wirusów i zarazków z całej rodziny, bo jest po poważnej operacji i ma wystarczająco osłabiony organizm. 

Szaleństwo e-szkoły powoli się normuje. W piątek miałam pierwszy dzień bez telefonów i miliona wiadomości. Zrobiłam swoje lekcje, sprawdziłam część naglących zadań i… zasnęłam na całe popołudnie. I tego mi trzeba było! Postanowiłam się polenić cały weekend i nawet udało mi się trochę wygrzać na balkonie. Słoneczko zaświeciło więc natentychmiast wystawiłam czubek nosa w kierunku jego promieni. I spojrzałam w dół, jak daleko dałam radę sięgnąć wzrokiem. Efekty obserwacji były zaskakujące. Coraz więcej ludzi chodzi w maseczkach i rękawiczkach. Jedna pani nawet brała kurs przez środek trawnika, byle ominąć idących chodnikiem innych przechodniów. Ale nie wszyscy do ograniczeń się stosują. Widziałam spacerujące całe rodziny, i to bez maseczek i przepisowych 2 metrów odstępu. Policzyłam też uczestników pogrzebu, który akurat się trafił w tym czasie: 18 żałobników, plus ksiądz i 4 panów z zakładu pogrzebowego… A podobno ma być 5 osób…

Cieszą mnie te prognozy pogody. Niech już się zrobi ciepło. Wiem, że siedzenie w domu będzie podwójną męką, ale może faktycznie wyhamuje rozwój wirusa.. Mam dzikie plany na ten tydzień, które głównie koncentrują się wokół okien i doprowadzenia mieszkania do porządku po tych tygodniach szaleństwa związanego z wielką niewiadomą pracy zdalnej. Przede mną też poważne wyzwanie: muszę się nauczyć farbowania włosów. Matko! Wyglądam już strasznie… Napatrzyłam się przez te wszystkie lata jak robi to moja fryzjerka, to może sobie poradzę. W najgorszym przypadku i tak często nie wychodzę, więc jakoś to będzie ;)