O taką miłość do starożytnej historii nie posądzałabym
naszych miłościwie panujących, a jednak… Tak, ja też coraz częściej zaglądam do
portfela z pytaniem „Ile dostanę wypłaty za miesiąc?”. Bo za strajk nam nie
zapłacą. I nie rozumiem, skąd to larum? Kto zna przepisy wie, że nie zapłacą. Nasz
miłościwie panujący grajdołkowy włodarz oznajmił wszem i wobec, że w Grajdołku
dziura budżetowa, jak stąd do Honolulu, więc samorząd nie zapłaci. Po ponoć na
bieżące wypłaty też już nie ma (???...). A co robi zaraz potem? Foci się ze
strajkującymi nauczycielami i pisze jak to ich wspiera… To może jednak wzorem
okolicznych miast dopłaci nam w takiej, czy innej formie?... Aha, nie… Bo nie
ma… Ważne, że PR ma prima sort…
W szkole atmosfera dziwna. Przedziwna. Udało się podzielić
nas właśnie. Bo rodzice dawali znać, że rozumieją, że nie ma problemu. Być może
i dlatego nie odczuwają strajku, że od środy i tak by mieli swoje pociechy w
domu. Bo my z tych szkół, co to mamy i egzaminy
gimnazjalne i sprawdziany ósmoklasisty, i dzieciaki mają, od września zapowiedzianą,
dwutygodniową wiosenną labę. Ale grono się podzieliło. Niestrajkujących ledwie 8.
Strajkujących ponad 30. I to my czujemy się dziwnie. Nikogo nie wyzywamy od łamistrajków,
ale to pod naszym adresem padły cierpkie i niekoniecznie cenzuralne słowa… Przykre.
Bo od naszego własnego kolegi…
Czytam mnóstwo słów poparcia, ciekawe wypowiedzi i za i
przeciw strajkowi. I naprawdę wolałabym pracować od 7.30 do 15.30 (oczywiście
szkolenia, konferencje, wywiadówki też właśnie w tych godzinach). I niech mi nikt
więcej nie wypomina 18 godzin przy tablicy. Ale nie każcie mi niczego więcej
robić w domu. Miałabym nareszcie miejsce w szafkach na swoje szpragały i
przydasie. Bo na razie mieszka w nich moja praca… I mogłabym w domu być w domu,
a nie wciąż w pracy. Na szczęście mam na tyle oleju w głowie, że mój numer
prywatny wciąż jest prywatnym i rodzice do mnie nie piszą i nie dzwonią. Wytłumaczyłam
i zaakceptowali, że jak coś, to tylko przez dziennik elektroniczny. I nawet
przez fejsa nie piszą. Bo tam też moja strefa prywatna.
Szkolnictwo w Polsce wymaga gruntownej reformy. Ale nie
takiej narzuconej w ubiegłym roku. Wywrócenie systemu kształcenia do góry
nogami, powrót do PRL-u, to nie reforma. I wie to każdy pracujący w szkole,
tylko czemu nie ci na górze?... Tak, wiem. Mogę zmienić pracę. I tu jest
problem. Bo nie chcę. Bo kocham to, co robię. Ale nie pracuję dla idei. Czasy Stasi
Brzozowskiej się skończyły. Tylko ktoś o tym nie chce pamiętać.