... dumną posiadaczką ruiny do remontu. Sama tego chciałam, więc staram się podchodzić do całej tej historii z zamianą mieszkań z dużą dozą poczucia humoru. Nawet jak czasami wcale mi nie jest do śmiechu, a raczej wprost przeciwnie...
Riuna zaczyna powoli "wyglądać". Po kilkutygodniowym rwaniu starych boazerii, zrywania ze ściany farby z kategorii tych nowoczesnych, co to normalna farbą ich nie pomalujesz, rozwalaniu sztucznej drewnianej ściany i innych mniej lub bardziej dziwnych wynalazków, okazało się, że mamy całkiem niezły skład drewna. Jedna zapałka i fru - pół bloku spalone, drugie zalane... Zamówiłam firmę, żeby wywieźli mi ten majdan na wysypisko. Spoko. 2,5 godziny panowie znosili to badziewie do auta.. I nagle się okazało, że mieszkanie naprawdę ma potencjał. Po kilku tygodniach przymusowego postoju - my wróciliśmy do pracy, a firmy pojechały na wakacje, wreszcie coś drgnęło. Najpierw kaloryfery. Nadenerwowalam się, bo sezon grzewczy tuż tuż, nawet zgodę spółdzielni na spuszczenie wody z centralnego dostałam, a fachman mnie wystawił... Najnormalniej w świecie przestał odbierać telefon... Tak się zawzięłam, że zadzwoniłam pod pierwszy numer jaki znalazłam w internecie. Odkręciłam wszystko w spółdzielni. Kilka dni później przyjechał pan. Zamroził rury, zrobił co chcieliśmy i gotowe. Na drugi dzień panowie od gazu przerobili licznik. W tym tygodniu wprawiają okna i drzwi, a za tydzień już wchodzi ekipa, ta właściwa. I niech już nic się nie przydarzy, bo chcę już tam mieszkać.
W międzyczasie zaczęli remontować nam balkony. A ponieważ już zafoliowali okna do malowania, wypadało iść do kierownika tej ekipy i uprzedzić o wymianie okien. Dzisiaj już z daleka robotnicy krzyczeli, że wiedzą i nie ma sprawy.
Na placu budowy życie więc powoli się toczy do przodu, a w szkole też powoli do przodu. Jeszcze nas nie zamknęli, choć pojedyncze dzieci i nauczyciele trafiają na kwarantanny. To przez kontakty członków rodziny z zakażonymi. Reżim u nas dość ostry. Przerwy spędzamy w klasach z uczniami, pracownie przedmiotowe są wyłączone by dzieciaki się nie mieszały na korytarzu, maseczki obowiązkowe na korytarzach, ale w klasach można zdjąć, rodzice do szkoły nie wchodzą, tylko gdy muszą, dzieci same wyciągają ręce do dezynfekcji, wielu nosi swoje płyny. Zaskakująco szybko wszyscy się przyzwyczaili do szkoły w nowej odsłonie. Bo lepsza taka niż zdalna.