Nareszcie zaczyna tu wyglądać, jak w pokoju, a nie składzie makulatury... O składzie rzeczy wszelakich w dużym pokoju nie wspomnę, bo jedynie ten, kto to widział, jest w stanie ocenić skalę nieszczęścia jakie mnie nawiedziło ubiegłej soboty.
Dziś zawzięłam się w sobie i postanowiłam doprowadzić do stanu używalności pokój zwany „małym” – w odróżnieniu od „dużego”, który faktycznie metrażowo jest większy. I pełni rolę gościnnego. Bo mały to „mój” pokój, a w nim ponad dwie setki słoni, książki i inne takie upchane na regałach, w szafkach i szufladach. No i łóżko oczywiście. I nigdy nie potrafię wyjaśnić, czemu to „mój” pokój, skoro to moje mieszkanie:)
Część wyprodukowanych papierów zamieszkało już na stałe w moje szkolnej szafce. Nadal nie rozumiem po co ich było tyle tworzyć, no ale określenie „ewentualna kontrola” zamyka usta wszystkim, którzy próbują zadać powyższe pytanie poddając w wątpliwość sensowność tej papierologii. I co roku trzeba drukować na nowo owe hurtowe ilości rocznych planów pracy, bo przecież co roku w innym momencie kończymy semestr i rok szkolny, więc ubiegłoroczne plany pracy już w tym roku są nieaktualne… Tylko po co marnować tyle papieru? Nie można by tego na płytce trzymać? Podobno wszyscy nauczyciele mianowani znają się na technice informatycznej i stosują ją w praktyce. Zatem miłe panie z kuratorium czy innych mądrych instytucji nawiedzających szkoły, też potrafią obsługiwać komputer, prawda? Bo nawet, jak nie są nauczycielami, to jako urzędnicy, potrafią to tym bardziej. Więc otworzenie odpowiedniej płytki z zapisanym na niej dokumentem, nie sprawiłoby większego problemu. Tak myślę. Za rok naniosłabym odpowiednie zmiany i płytka nadal byłaby do wglądu…
Skąd taka refleksja? Bo właśnie odzyskałam 80 foliowych koszulek, w które „zapakowane” były różnej maści plany pracy wychowawcy, rozkłady materiałów, plany wynikowe i inne cuda-wianki, jakie kazano nam po drodze tworzyć. I 200 jednostronnie zadrukowanych kartek… No tak, mogłam drukować po obu stronach, wtedy byłoby ich 100 do wyrzucenia. Ale nie drukowałam (czy ktoś drukuje dwustronnie?....). Więc teraz mam stos kartek na bazgroły. Może część mamie podrzucę. Jak młode pokolenie się zjawi, będzie mieć na czym się wyżywać plastycznie…
P.S. A wiecie, że jesteście ze mną już dwa lata? I nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej. Dziękuję:)