I skąd ja to wiedziałam? Przyszła sobota, godzina piąta minut trzydzieści, pobudka nie zagrała, a ja jak na złość miałam oczy wielkie jak miesiączek w pełni… A w czwartek o mało sobie języka nie przydeptałam, by zdążyć do szkoły… Choć pobudka zagrała…
I póki co, to jedyny mój problem – nie zaspać. Poza tym powrót wcale nie był taki straszny. Przynajmniej dla mnie. Po prostu weszłam do klasy i… Miałam wrażenie, że nie było żadnej przerwy.
Jeszcze wszystkiego nie ogarnęłam, jeszcze nie przyswoiłam do jakich zespołów mnie przypisali i co mam w nich niby robić, jeszcze nie doczytałam tablicy ogłoszeń i nie wiem co i na kiedy mam oddać, ale może jutro sprawdzę…
Wichrowe już wygląda jakby przeszedł przez nie tajfun – wszędzie jakieś papiery, teczki, książki. Od jutra pewnie ruszy jakaś produkcja makulatury, bo jak już doczytam co i jak, to powoli zacznę swoją radosną twórczość. Na razie mi się nie chce nawet o tym myśleć.
A w ogóle kto to widział, by we wrześniu spać w skarpetkach…
Właśnie! Kto widział, żeby w skarpetkach. Żeby w nich nie siedzieć, palę w piecu całkiem intensywnie..Mam ten sam problem. Może nie, żeby nie zaspać, ale żeby się wygrzebać. Bo cały lipiec zrywałam się wcześnie, budzona budzikiem Duńskiego, więc przyzwyczajona jestem. Ale po wstaniu miałam tyyyyle czasu, żeby żółtko wciągnąć, a teraz.. wszystko musi być raz dwa. Zacznę wstawać o czwartej może, hmm.
OdpowiedzUsuńskarpetki skarpetkami,ale na dworze słońce,a w domu zimno!!!!!!!!!!o makulaturze nic nie rzeknę,produkuję ją od wczoraj:)a co,mamy przyrost gospodarczy?mamy!
OdpowiedzUsuńO wielki Boże!!!Już nie wiem, z czyjego blogu przywiały mnie tu linki, ale ujrzawszy ciały ósmy cud świata oniemiałam z zachwytu. Nie da się ukryć - na punkcie kotów mam rzetelnego świra!!!!!Pozdrawiam - też nauczycielka.
OdpowiedzUsuńja nie widziałam, ale je czuje na stopach:)
OdpowiedzUsuńEwutku, wczoraj się wpisałam, ale jakieś coś głodnego zżarło mi notkę! Otóz ja też już spałam skarpetkach, więc wcale mnie to nie dziwi. W nocy było zaledwie +6, a w mieszkaniu jest po prostu zimno i nie mogłam zasnąć z takimi lodowatymi stopami.Miłego, ;)
OdpowiedzUsuńCóż zimne końcówki to trzeba ubierać skarpetki...hi hi pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI to są właśnie te chwile, gdy zazdroszczę wszystkim tym, którzy mogą sobie napalić w piecu w chłodne wieczory... My czekamy na łaskę spółdzielni i pewnie aż do połowy października się nie doczekamy.. Ale ja ciągle mam nadzieję, że słońce i tak jeszcze nam zaświeci z całej mocy:)
OdpowiedzUsuńDziś od rana mam mocne postanowienie, że zacznę produkcję makulatury. I co? :))) I nic. Latam po blogach, nadrabiam zaległości, śmieję się do łez z głupich cytatów na fejsbuku, a papiery jak nie istniały - tak nie istnieją. Ale może jednak coś zrobię.. W końcu szkoda weekendu...
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie koleżankę po fachu:)Kicia jest tu ze mną niemal od początku bloga. Bo dla mnie koty istnieją jedynie na zdjęciach. Mogę je fotografować bez opamiętania, bo są niezwykle wdzięcznymi modelami, ale w domu nie mam żadnego. Nigdy nie mieliśmy w domu kota i tak mi zostało:)
OdpowiedzUsuńja też:)
OdpowiedzUsuńMnie zmarzły ozdbne pokrzywy na balkonie. Przyniosłam je wczoraj do domu i przechodzą reanimację. Może nie stracą wszystkich liści i coś z nich da się uratować... Nad ranem jest zaledwie 4 stopnie i straszna mgła... W domu zimniej w dzień niż na dworze, więc siedzę opatulona grubym swetrem, choć balkon ciągle otwarty na oścież. Co chwila wychodzę się tam "zagrzać" i wracam... brrrrr....
OdpowiedzUsuńI nos czerwony z zimna... Na nogi można włożyć skarpetki, ale co z tym zmarzniętym nosem?:)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTo poza blogowaniem mamy coś wspólnego- spanie w cieplutkich skarpetkach. Jesteś już trzecią nauczycielką, u której czytam narzekanie na papierzyska.Cieplutko pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńEfciu, zazdroszczę Ci troszeczkę pracy, kontaktu z młodzieżą i zapału. A skarpety trzeba wkładać nie patrząc na kalendarz, a na termometr.Ściskam serdecznie.
OdpowiedzUsuńA ja życzę zdrowia i pogody ducha w nowym roku szkolnym A.D. 2010. Podobno system edukacji, jaki nam obecnie miłościwie panuje, jest najgorszym od stuleci. Pocieszającym wydaje się jedynie zapowiedź, że to jeszcze nie koniec reformatorskich zapędów - zawsze jest szansa, że komuś nareszcie uda się, choćby przez przypadek, zreformować wreszcie polskie szkolnictwo w taki sposób, aby kształciły faktycznie, a nie pozornie, a tytuł magistra miał pokrycie w umiejętnościach, niczem dolar w towarze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW skarpetkach nie spałam od niepamiętnych czasów. A jeśli, to tylko gdzieś w namiocie...
OdpowiedzUsuńZawsze możesz spróbować założyć skarpetkę na nosek...hi hi pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę i się spod nich odkopię, ale póki co - jedyne, co mi zostaje to narzekanie. Odzwyczaiłam się i tyle:)
OdpowiedzUsuńhihi:))) i sznureczkiem związać za uszami, żeby nie spadły:) ale już grzeją na szczęście:)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko stęskniłam się za tym wszystkim. Może i narzekam, bo jestem zmęczona głownie fizycznie. Ale wiem, że organizm musi się przestawić, a wtedy wszystko się poukłada i zacznę normalnie funkcjonować:)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję:) Pogoda ducha zawsze jest potrzebna, bo każdy nowy pomysł uzdrowienia polskiej oświaty, jak się okazuje, trzeba przyjmować z uśmiechem i wielkim dystansem - w przeciwnym razie trzeba by było szukać pracy w innym zawodzie:)))
OdpowiedzUsuńzagrzali, ufffff..... :)
OdpowiedzUsuń