Po zwariowanych 2 tygodniach uciekłam na dwa dni. Moje koleżanki przekonały dyrekcję, że jestem niezbędna na ich wycieczce, gdyż żadna z nich nie posiada uprawnień kierownika wycieczki. I w ten sposób wylądowałam w Korbielowie. Z dala od tego całego zamieszania związanego z piątkową imprezą i wystawianiem ocen.
To nic, że noc nieprzespana, a dwa dni na nogach od rana do wieczora. Każdy, kto kiedykolwiek był na choćby dwudniowym wyjeździe z nastolatkami wie, że pomysły, jakie im przychodzą do głowy nie mieszczą się w żadnych konwencjach. Zwłaszcza nocne pomysły. Ale trzeba mi było tego fizycznego zmęczenia. Bo i klimat był inny i problemy też inne.
Spacer po górskich ścieżkach i dróżkach dał mi się we znaki. Jeszcze trochę czuję mięśnie nóg, które normalnie nie są wcale używane. Ale raz na jakiś czas trzeba je rozruszać. Zresztą i tak okazało się, że to nie opiekunowie mają problem z kondycją. Od razu było widać, że dzieciaki nie są przywykłe do większego wysiłku fizycznego. To ich marudzenie pt. „Daleko jeszcze?” przypominało mi Osła z drugiej części Shreka, więc za każdym razem, gdy padało to pytanie, na mojej twarzy malował się uśmiech. A ponieważ każdą z nas śmieszyło coś innego, to wciąż któraś wybuchała śmiechem. Tak dość dobrze się dobrałyśmy. W pracy mało jest okazji, by ze sobą porozmawiać, a tu nagle, na co dzień poważne panie, śmieją się do rozpuku od rana do wieczora. W efekcie jedynie nieprzespana noc nieco popsuła nam humory. Niestety nie udało się nam dać dzieciakom w kość następnego dnia, gdyż całą noc padał deszcz i na szlakach zrobiło się mokro i błotniście. Zamiast "zdobywać" więc kolejną górską polankę, poszliśmy zwiedzać okolice. Widoki zapierały dech. Oglądanie dachów domów i kominów fabrycznych w mieście, to nie to samo co parujące szczyty górskie, więc aparaty poszły w ruch. A największą frajdę sprawiło uczniom spotkanie z krowami, kozami, końmi i baranami. Śmiałyśmy się, że dzieci z miasta zobaczyły żywe zwierzęta, trochę inne niż kot czy pies:)
Już odespałam, zregenerowałam siły. A że górski klimat zawsze mi przysparzał apetytu, więc waga skoczyła nieznacznie na plus:)
Odpoczęłam na swój sposób. Stęskniłam się za górami, więc tym bardziej się cieszę, że mogłam pojechać. Jutro trzeba będzie nadrobić te dwa dni nieobecności, ale jakoś mnie to już nie przeraża.
No i co ważne: od jutra powraca… detektyw Monk:)