sobota, 2 maja 2009

przyszedł maj


1 maja już chyba zawsze będzie mieć dla mnie wymiar symboliczny. Coś jak data graniczna, dzień, w którym wiele rzeczy się kończy i zaczyna…
To 1 maja ostatni raz spojrzałam w brązowe oczy mojego psa. 
To 1 maja spędziłam pierwszy dzień na swoim nowym mieszkaniu. Wspominaliśmy to nawet wczoraj, gdy wyciągałam Młodego z ogniska, gdzie testował wytrzymałość swoich butów na ogień… 
O rany:) I wiecie co jeszcze? To 1 maja dostałam pierwszą miesiączkę:) Pierwszy raz wtedy nie poszłam na pierwszomajowy pochód. I, o dziwo, jakoś żadna katastrofa się nie przydarzyła z tego powodu:)
No i 1 maja skończyło się coś, co miało być na zawsze, na dobre i złe. No ale nic na tym świecie nie jest na zawsze jak widać. Tak, jak wszystko się zaczyna, tak wszystko się kiedyś kończy. „Żeby odejść od siebie też trzeba się spotkać” – jak napisał ks. Twardowski. To było wczoraj. Teraz czas zacząć wszystko od nowa, czyli choć wszystko będzie tak samo, to jednak inaczej.

A za oknem fruwały rano jaskółki. Czyli jednak wiosna, jednak normalnie. Dziś otwieram sezon ogródkowy na balkonie. Mam jakiś dziwny sentyment do czerwonych pelargonii:) 

                                                         roza 

24 komentarze:

  1. Bywaj w życiu człowieka takie daty, chybazapisane gdzieś, które przynoszą czasem dobre, a czasem złe zmiany w naszym życiu. Zawsze jednak są to zmiany i możemy te złe także zamienić na cos fajnego. W Twoim życiu to 1 maja, w tym roku tylko sezon ogródkowy rozpoczął, ale może za rok przyniesie główny los na loterii. A czerwone pelargonie są fanastyczne, ja też je sadzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. beatris3076@op.pl3 maja 2009 11:23

    1 maja to dla Ciebie rzeczywiście symbol,dużo ważnych rzeczy się wydarzyło...u mnie te daty są rozbiegane i szczerze mówiąc nie wszystkie spamiętałam tak dobrze jak Ty ...a czasem warto.Pelargonie..hmmm...też bym musiała się w nie zaopatrzyć,moja babcia zawsze miała ich pełno na balkonie,teraz jak jej nie ma nie ma też pelargonii są jakieś inne kwiatki.Pozdrówki wiosenne:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię majowe święta, z wielką przyjemnością chodziłam w pochodach pierwszomajowych. Lubiłam biel i czerwień flag. Lubiłam te tłumy ludzi na chodnikach, których nikt nie zmuszał do przyjścia.Pierwszy maja kojarzy mi się jedynie z radosnymi pochodami.Dziś pozdrawiam trzeciomajowo.

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie wiem co się stało, ale mi wczorajszy wpis u Ciebie Ewutku zjadło, więc może dziś się uda. Dzięki Tobie zauważyłam,że ja nie mam jakiejś takiej "stałej daty" różnych wydarzeń.Raczej coś mi się dzieje w pełni lata, lipcu lub sierpniu.Jedno co mi się reularnie przydarza- od pazdziernika do marca trwam w letargu.Wszystkie moje sprawy oscylują w pobliżu zera, a ja mam wrażenie,że kolejnego marca nie doczekam.Ale jak widać, to tylko takie wrażenia.Miłego maja Ewutku, :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak się to jakoś poskładało dziwnie... Zmiany - jak sama nazwa mówi, muszą coś zmienić. Ale ja nie lubię zmian. Zwłaszcza takich gwałtownych, które spadają niemal jak grom z jasnego nieba. Jeżeli to miłe niespodzianki - to i owszem, uwielbiam, ale jeżeli mimo najszczerszych chęci i wysiłków - nie udaje się coś na czym naprawdę zależy, a nawet można poweidzieć, że się zawaliło, to wówczas nawet trudno nazwać uczucia, które się w nas pojawiają.Ten 1 maja to taka dziwna data. Czemu tyle spraw się kumuluje akurat w tym dniu? Może żebym nie musiała się zastanawiać "A kiedy to było?" :))Pozdrawiam z wielkim A-psik!, bo na swiecie szaleje świńska grypa, a mnie oczywiscie dopadły zwykłe ludzkie zatoki:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamięć do dat to z jeden strony zboczenie zawodowe:) a z drugiej jakaś rodzinna przypadłość, bo u nas wszyscy zapamiętują co i kiedy, ale np. moja Siostra już powoli zaczyna pełnić funkcję rodzinnego archiwum z datami, bo Ona to juz całkiem pamięta wszystko:)A co do symbolu tej daty - to chyba wolałabym, żeby ją wykreślili z kalendarza, przynajmniej na jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Anno:) A wiesz, że jak też jakoś z sentymentem wspominam te pochody pierwszomajowe? Za wiele ich nie przeżyłam, ale do końca podstawówki maszerowałam w pochodach. A potem z Rodzicami do Parku na festyn. Pochody się skończyły, festyny też, a Park długo raczej straszył niż przyciągał...Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmm... Mam nadzieję, że takie przygody z komentarzami nie będą się powtarzać. Mnie się zdarzyło cos takiego raz, ale na wp, na onecie jakoś nigdy nie miałam z tym problemów.. Złośliwość rzeczy martwych - chyba tak trzeba to tłumaczyć:)Dla mnie ten 1 maja to raczej kwestia przypadku. Tak mi się jakoś poskładało i tyle:) jest jeszcze wiele innych dat, które też są ważne a są porozrzucane po całym kalendarzu.Pozdrawiam ciepło zza stosu chusteczek, bo coś mi ta majowa pogoda nie słuzy jak na razie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. ~smoothoperator3 maja 2009 20:09

    Witaj,rzeczywiście maj ma w sobie coś szczególnego, i do wyboru dla każdego. Bo to i te kwitnące maturalne kasztany, i bzy (coraz ich mniej w pejzazu, niestety), i pochody, a dla tych wierzących usilnie, majowe nabożeństwa pod kapliczkami. Maj, te pogody burzliwe i nocne opady i uśmiech słonecznego poranka, i Wyścig Pokoju dawniejszy, i majówki, i kwiaty, i miękkość zieleni trawników.A najpiekniej jest wczesnym rankiem, gdy ledwie zaświta, już słychać słowicze uwertury dnia, ej, rozmarzyłem się,pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  10. Najmilej wspominam pochody, gdy byłam w Studium Nauczycielskim we Wrocławiu. Człowiek był młody, zdrowy, radosny. Po pochodzie zawsze była jakaś imprezka;)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam ponownie bardzo serdecznie:) Rzeczywiście, maj ma w sobie to "coś". Dla mnie zawsze był jak z bajki - kwitnące drzewa, kolorowe i pachnące łaki... I Wyścig Pokoju! Zupełnie o nim zapomniałam! Ale na majową burzę czekam z utęsknieniem:)Pozdrawiam serdecznie, też się trochę rozmarzyłam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Czarny Ptak3 maja 2009 21:27

    Są takie daty w życiu człowieka, które w dziwny sposób się powtarzają, widać 1 maja u ciebie jest tym złym dniem, ale mam nadzieję, że w tym roku było fajnie i przyjemnie, czego i na przyszły rok życzę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję. Mam nadzieję, że za rok będę mogła powiedzieć "Uff... Minęło i nic się nie stało". Mogło sie to stać kiedykolwiek, ale akurat trafiło na 1 maja. Może za rok będzie lepiej i nawet nie zauważę jak już będzie 2 maja:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej! Dla mnie święta majowe od 1maja poczynając, oznaczają rozpoczęcie sezonu! W każdem tego słowa znaczeniu!!! Szkoda że nie ma już pochodów 1-majowych- wspominam te z sentymentem- taki człowiek był dumny idąc w pochodzie wespół ze swoim zastępem druchów-zuchów!!!Tak wszyscy machali, tak podziwiali!!!:)Kroczyły dumnie dzielne zuchy!!!:)) Moim symbolicznym dniem- w którym dużo się zadziało jest sylwester...pomijając to, że to nowy rok się wtedy zaczyna...Pozdrówki wreszcie, w pełni, majowe!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. To masz wyjątkową datę,no no...Ja nie mam żadnej i nie chcę mieć. Trochę dziwne,prawda? Właściwie mam dwie:25 marzec. Jedna radosna a druga smutna.Wystarczy. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  16. I nagle się okazuje, że te pochody pierwszomajowe większość z nas mimo wszystko wspomina z sentymentem:)) Ale już bym nie chciała chodzić. Teraz zaczynam prowadzić "osiadły tryb życia", co najbardziej odczuwam po kilkukrotnym przemierzeniu dystansu parter - III pietro w ciagu dnia w szkole:)Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja też bym wolała nie mieć, ale tak jakoś wyszło:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Zazdroszczę Ci tych czerwonych pelargonii na balkonie. Ja mieszkam przy tak zatrutej ulicy, że żaden kwiat nie uchowa się na balkonie, wszystkie padają po trzech dniach. Bardzo lubię ukwiecone balkony. Moje miasto co roku organizuje konkurs na najpiękniej ukwiecony balkon.Majowo pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie wyobrażam sobie balkonu bez kwiatów... Aż milej wyjść, usiąść i choćby książkę poczytać - taki mały domowy ogródek:) To nic, że kilka metrów dalej aż huczy od samochodów (bo to też główna ulica), ale i tak jest to dla mnie taka mała oaza spokoju:)

    OdpowiedzUsuń
  20. ~roztrzepaniec6 maja 2009 22:36

    Witaj, ja swoją kobiecość dostałam od Mikołaja;) A tak na poważnie - każdy ma swoje takie daty, które zdają się swoistymi granicami, które napawają zadumą...

    OdpowiedzUsuń
  21. No tak... I zadumałam się na powrót. Tak trochę dużo się tego nazbierało jak na jeden dzień, w końcu tyle dni w kalendarzu, tu jak na złość tylko ten jeden tak jakoś niemal o brzegi wypełniony:) Ale ma to też swoje plusy - pamietam datę bez problemów, bo czasem mi się mieszają te daty, hihi:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Samo zycie.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ewciu...Na pytania odpowiadam z wielkim namysłem,bo bez tego wychodzi nawet śmiesznie...a ośmieszona być nie chcę:)))To były bardzo madre pytania,taki test psychologiczny. Myslę,że źle nie wypadłam. Buziaczek:)

    OdpowiedzUsuń
  24. To tak samo jak ja. Z zaskoczenia nie odpowiadam, bo też nie chcę się osmieszyć. Pamiętam ile czasu mi zajęło odpowiadanie na pytania w stylu: 4 miejsca gdzie mieszkałam, 4 ulubbione filmy itd - pamiętasz ten mój mini wywiad na temat mnie samej? O rany... Grzebanie we własnej pamięci, ocenianie co wazniejsze a co mniej ważne...Bardzo mi się podobały Twoje odpowiedzi na owe pytania. Bardzo. I gratuluję takich właśnie. Ja jakoś automatycznie w takich momentach się zastanawiam co sama bym odpowiedziała i... też by mi to zajęło dużo czasu.Wielki buziak! :)))

    OdpowiedzUsuń