sobota, 26 maja 2018

truskawkowo

Skoro się pojawiły, to grzechem jest nie jeść… Powoli następuje nasycenie w tym temacie, ale że oczy by wciąż jadły, to ich smak i zapach nadal jest obecny w domowym menu. Gdy Sis mi zadzwoniła, że na giełdzie koszyczek jest tańszy niż kilogram na grajdołkowym straganie, decyzja była jedyna słuszna – kup trzy. Koszyczki oczywiście. I siedziałam potem niemal godzinę obierając, płucząc i pakując do woreczków. Bo zimowy koktajl truskawkowy to taka mała namiastka lata… Dopiero gdy już zapakowałam zamrażarkę do granic możliwości przyszedł czas na koktajl, truskawki z cukrem i… pierwsze w życiu ciasto z truskawkami. Szybko trzeba było znaleźć jakiś przepis, gdyż za dużo tych truskawek. Nawet takie żarłoki jak my, nie dalibyśmy rady pochłonąć wszystkich na raz. Nigdy nie piekłam nic z owocami – poza wiecznie przesłodzoną szarlotka. I znalazłam. Szybko, prosto, mało roboty a ciasto takie dobre, że codziennie jedna blacha schodzi. Jak dobrze, że są dobre dusze, które wrzucają do sieci swoje sprawdzone przepisy :)

poniedziałek, 14 maja 2018

ku dobremu

Mama już po operacji. Ordynator stwierdził, że dawno nie widział tak paskudnego guza.. Ale histopatologia wyszła nad wyraz dobrze. Pan doktor uznał, że Mama ma chody na górze, bo przerzutów żadnych nie ma, wyniki dodatkowych badań są zadowalające, rana goi się wyśmienicie i wszystko idzie ku dobremu. Po nowym roku kontrola i oby diagnoza pozostała bez zmian.
Na Wichrowym też wszystko powoli i ku dobremu. Pasikonik przeżył nikomu niepotrzebne egzaminy gimnazjalne (bo przecież by ukończyć gimnazjum wystarczy do nich przystąpić, a nie je zdać na określoną liczbę punktów, czy procent…) i domowy terroryzm w czasie przedegzaminowym, który zaowocował całkiem przyzwoitą liczbą punktów (weryfikacja i tak nastąpi dopiero za miesiąc, gdy przyjdą oficjalne wyniki). Oj, nafuczała się nad kolejnymi testami z matematyki, bo Rajski nie odpuszczał, analizował, zmuszał do myślenia, kazał robić kolejne zadania – i w końcu sama przyznała, że typy zadań się powtarzają, tylko treść się zmienia. Ja pognębiłam z historii, przeciągnęłam przez mapy i tabelki – i wniosek ten sam. Ufff… Teraz na tapecie jest wybór szkoły, więc jeździmy po różnistych dniach otwartych. I przyznam, że to ciekawe doświadczenie. Byliśmy w szkole, w której pasja „opowiadaczy”-przewodników oraz spotkanych nauczycieli aż zarażała. Ale były też szkoły, gdzie było sucho, sztywno, sztampowo i na pokaz. Młoda chce zajmować się fotografią. Niełatwy zawód. Ale chce. Nie odwodzimy od tego, choć polały się łzy, gdy uzmysławialiśmy jej, że nie zawsze będzie łatwo i kolorowo, że duża konkurencja, że potrzebne i umiejętności i praktyka. Padł zarzut, że ją dołujemy… Ciężko wytłumaczyć 15-latce, że lajf is brutal… Ale chyba zrozumiała, że nie taki był nasz zamiar. Widzi, że ma wsparcie. W końcu mogłaby sama jechać tu i tam. I gdyby mieszkała z mamą tak by pewnie było. Ale jeździmy z nią. Każdy z nas zwraca uwagę na inne szczegóły i łatwiej potem podsumować pobyt w danej szkole. Choć, tak szczerze mówiąc, Ona już ją wybrała. Pozostałe odwiedzamy by miała punkt odniesienia. Zdroworozsądkowo bierzemy bowiem pod uwagę opcję „Zmiana szkoły w trakcie roku lub po pierwszej klasie”. Ale oby wybór okazał się trafny.
A w pracy, jak to w pracy. Wakacje blisko to i szybko zleci. Bo jak wczasy zarezerwowane to i czas szybciej leci. Oczywiście, że znowu kierunek Grecja, choć tym razem kontynent, nie wyspy. Ale będzie za to bardzo historycznie i starożytnie, czyli tak, jak Rajscy lubią najbardziej :)