piątek, 26 lipca 2019

wczasy, wczasy i... tyle je widzieli

Takiego obrotu sprawy nie spodziewaliśmy się w najgorszych koszmarach, ale stało się – wczasy odwołane. Jestem na etapie odzyskiwania pieniędzy, bo zapłaciliśmy już całą sumę. Na szczęście co roku, dla nieśmiertelnego „w razie czego”, ubezpieczamy się od ewentualnej rezygnacji. I właśnie to 80 zł od osoby może zamienić się w cenę odzyskanych kilku ładnych tysięcy. Co się stało? Młoda wylądowała w szpitalu. Od prawie miesiąca, z powodu uciążliwego kaszlu, leczona na infekcję górnych dróg oddechowych. Wypiła już chyba wszystkie możliwe syropy wykrztuśne. Ale kaszel jak był, tak był. W przychodni sezon urlopowy, zatem co chwila inny lekarz. I wciąż to samo. Wreszcie zamiast zaleceń co do lekarstw zapadła decyzja o rtg i badaniach z krwi i moczu. Rtg wykazał, że płuca czyste, ale ob podwyższone. I to sporo. Dostaliśmy skierowanie na SOR. Pojechaliśmy. Zabraliśmy wszystkie wyniki badań, łącznie z prześwietleniem i jego opisem. I ja nie wiem, czy na SORze pracują lekarze z lepszym wzrokiem i słuchem? Bo po trzech godzinach badań okazało się, że Młoda ma obustronne zapalenie płuc! I przeczytali to z tego samego zdjęcia, które dostaliśmy z opisem, że płuca czyste! I wysłuchali z tych samych płuc, które rano słuchała lekarka w przychodni… Natychmiast na oddział, kolejne badania, od razu antybiotyk. I ostatni tydzień z hakiem spędziłam na codziennych dojazdach do kliniki. Pasikonik już stary koń jest, ale jednak pobyt w szpitalu dla nikogo nie jest miły, więc macoszka codziennie gnębiła ją swoim widokiem, oklepywała plecy zgodnie ze wskazówkami przemiłej pani rehabilitant, wysłuchiwała codzienne diagnozy lekarskie, ogrywała Młodą w karty – lub przegrywała, gdy los zdecydował inaczej. Badania usg płuc pokazały, że ogniska zapalne są dość duże i leczenie trochę potrwa. Już przy przyjęciu pani doktor poradziła odwołać wszelkie plany wakacyjne na najbliższy miesiąc. Więc odwołaliśmy.
Już jesteśmy w domu. Teraz etap drugi – leczenie domowe. Młoda nie ma gorączki, więc nas wczoraj wypisano. Dzisiaj idziemy z powrotem do przychodni, do tej samej lekarki, która skierowała na SOR. Rajski ma zamiar zapytać, jakim cudem z tego samego zdjęcia jeden radiolog odczytał ogniska zapalne, a inny ich nie zauważył…

wtorek, 2 lipca 2019

effka z grilla


Szalona stacja meteorologiczna na moim balkonie pokazała wczoraj przed dziesiątą rano 49,2˚C. Dzisiaj o tej samej porze było już „tylko” 32,2… Tylko. Bo teraz już jest 46,8… A miało być jakieś ochłodzenie. Co prawda w nocy padał deszcz, ale już nawet śladu kałuży nie ma na ulicach. W mieszkaniu nieprzerwanie 28-30, więc snuję się jak przysłowiowy Marek po piekle i co zacznę robić – odkładam na potem, bo potem to się zalewam nieprzerwanie. Ale nie będę marudzić, przecież nie tylko w Grajdołku jest lato stulecia ;) Okres wakacyjny sprawił, że na ulicach jakby mniej aut. Można spokojniej posiedzieć na balkonie, bez tego ciągłego warkotu silników gdzieś tam, na dole. Za to na niebie ruch jak na autostradzie. Wakacje w pełni.
W tym roku pierwszy raz, od kiedy hacjenda na Wichrowym Wzgórzu została zamieszkana przez moją skromną osobę, nie zasadziłam pelasi. Smutno tak trochę. Ale sytuacja nieco mnie zmusiła do zmiany przyzwyczajeń. Za to towarzystwa od dwóch tygodni dotrzymuje mi skrzynka lawendy. Jedna trzecia gimnazjalna podarowała mi na pożegnanie. Stoi na zewnętrznym parapecie. I wystarczy mały podmuch wiatru, a jej zapach pięknie się niesie po pokoju i balkonie. Aż przyjemnie poczytać wieczorkiem w takich pięknych okolicznościach przyrody. Ale teraz to nawet nie mam odwagi tam usiąść. Bo będzie effka z grilla ;)