Gdy o 6.30 termometr za oknem informuje, że jest „zaledwie”21 stopni na minusie, a kalendarz aż krzyczy „Śpij głupia! Ferie masz!”, totrzeba być naprawdę zdeterminowanym, by mimo wszystko wyjść spod ciepłejkołdry, opakować się szczelnie w czapki-szaliki-kaptury i wyjść… No alewychodzę… Ferie rozpoczęłam bowiem od wędrówek po lekarskich gabinetach. Mus tomus. Wczoraj skoro świt miła pani okulistka z przychodni przyszpitalnej zajrzaław me śliczne oczęta, po czym wpisała coś w ogromnym kajecie, a do mnie rzekła:
- 13 lutego, godzina 9.00 zgłosi się pani na oddział, będziemyusuwać.
Nogi się pode mną ugięły, bo na widok igły samej, jeszcze wopakowaniu, moje ciśnienie osiąga swe życiowe rekordy, nawet jak zamknę oczy,by narzędzia tortur nie widzieć, ale co zrobić, gdy mi będzie ktoś w okugrzebał i do tego nie da się go zamknąć, znaczy się oka zamknąć – no bo jak?...
Dziś mnie pokłuto na okoliczność badań wszelakich do zabiegupotrzebnych, więc znów z grymasem okrutnym i zamkniętymi oczami musiałam znosićtowarzystwo kłującego potwora… Jutro mam nadzieję spać do tak zwanego oporu,czyli w praktyce do momentu, gdy jakiś zbłąkany sms mnie nie postawi na równenogi.
Bo tak właściwie od dwóch tygodni mam w telefonach gorącąlinię. Bo ciągle coś się dzieje. I to nie zawsze dobrego. Jedyną naprawdę dobrąwiadomością minionego tygodnia jest to, że komisja oświaty jednogłośnieodrzuciła pomysł pani naczelnik, by zlikwidować naszą szkołę! Ha! I tak naspokojnie odetchniemy dopiero za trzy tygodnie, gdy na sesji Rady Miasta takipunkt się w ogóle nie pojawi. I mamy nadzieję, że tak właśnie będzie. I dziękujęwszystkim za trzymanie kciuków:)
I gdy w poniedziałek biegłam do urzędu na spotkanie tejżekomisji, dostałam smsa od Sis „Tata w szpitalu”. No ale jak to? To onakilometry od Grajdołka i wie co w domu, a ja rzut beretem i nic?... Szybkatelefoniczna konferencja z Siostrą, a potem telefon do Mamy „Jak to ja nic niewiem? To kiedy się miałam dowiedzieć?” Oj, zła byłam na nią, zwłaszcza jak mipowiedziała „No ale przecież nic takiego się nie dzieje”. No faktycznie nictakiego! Z sercem nie ma żartów, zwłaszcza jak już dwa razy się wywinąłkostusze przechodząc rozległe zawały dokładnie w momencie badania EKG, czyli zfachową pomocą na wyciągnięcie ręki. I teraz znów – robią mu badanie a serduchowywija jakieś harce… Szybko na oddział, badania, lekarstwa, kroplówka i wefekcie jak go ujrzałam na tym szpitalnym łóżku to miałam wrażenie, że mi ktośTatę podmienił… Postarzał się w momencie o jakieś 10 lat. Siedział takizgarbiony, wyraźnie załamany tym co się stało. W piątek wrócił do domu. Na miesiąc.Ma lekarstwa, co tydzień musi iść na badanie poziomu inr i 27 lutego wraca nakolejną serię badań na oddział. Jest zakwalifikowany do wszczepienia murozrusznika. Zobaczymy jak się to wszystko poukłada. Zwłaszcza, że wczorajwywieźli na sygnale Szwagrowskiego. O 15 go dostarczyli do szpitala, a o 20, powielkiej awanturze jaką zrobiła Sis, przyjęli go wreszcie na oddział. Achłopisko zwijało się z bólu, którego źródło mam nadzieję jest w końcuzlokalizowane.
I tak to się kręci. Wiewióra u Mamy – choć jeszcze wniedzielę ostro protestowała, że ona nie chce żadnych ferii, bo chce do szkoły,Brat wziął urlop, bo Mama nie dałaby rady z całą ferajną dzieciaków, Siostrateraz pewnie będzie jeszcze chudsza niż jest, a Tata ma się nie denerwować iodpoczywać. A ja już widzę minę wicedyrekcji jak się dowie, że nie wracam zferii w terminie. „A to w czasie ferii nie dało się tego załatwić?” No właśnienie. Mimo szczerych chęci, nie wszystko jest tak, jakbyśmy chcieli by było.