Nie mam głowy do remanentów. Właściwie, to czemu miał by on służyć? To, co się wydarzyło, odeszło bezpowrotnie. Nie mamy takiej mocy sprawczej, by czas zatrzymać lub cofnąć. To, co bolało – boleć przestało. Zostały blizny. Ale to dobry znak. Znaczy, że rany się zagoiły. To zaś, co cieszyło – nadal wywołuje uśmiech. Wystarczy samo wspomnienie.
Bo jaka była effka w tym roku?
Pewnie ktoś powie, że ciągle nieuleczalnie naiwna. Bo Naiwność to jej czwarte imię. Jednak, czy można mylić naiwność z zaufaniem?
Na pewno silna. Bo przetrwała burze i zawieruchy. I to w sposób, który jeszcze rok temu byłby całkiem niemożliwy.
Pozytywnie nieprzewidywalna. Bo nikt jej nie potrafił tak zaskoczyć, jak ona sama siebie. Owszem. Byli też tacy, którzy zaskakiwali ją równie mocno. I nie zawsze pozytywnie. Ale ona nie chce rozpamiętywać tego w nieskończoność. Te wspomnienia i tak będą wracać niezależnie od wszystkiego.
I przede wszystkim – zawsze była sobą.
Wyjątkowo w tym roku nie mam noworocznych postanowień. Mam swoje cele i marzenia. I to mi w zupełności wystarcza. A jest ich tak dużo, że spokojnie starczy na cały rok. I jeszcze zostanie:) A pewnie ciągle będą się pojawiać nowe. Jak zawsze:)
Wam wszystkim – Domownikom, Gościom i Cichociemnym, życzę na ten Nowy Rok wszystkiego co dobre. Bądźcie kochani i zakochani, bogaci zdrowiem, szczęśliwi, radośni i pogodni:)
Do zobaczenia za rok!
Eee… Tzn. w przyszłym roku. Choć tak właściwie jutro już będzie za rok…