- Pani … (i tu pada moje nazwisko) jest w szkole! – krzyknął jeden przerażony głos spod drzwi pokoju nauczycielskiego.
- Rany! Od kiedy??!! – odkrzyknął mu drugi, w niemniejszej panice.
Pod drzwiami się zakotłowało, jakby umyślni chcieli w sekundę obiec całą szkołę z „dobrą” nowiną, a w pokoju wybuchły salwy śmiechu. Tak czy owak, miło wiedzieć, że co niektórzy z „niecierpliwością” wyczekują mojego powrotu.
I że wśród moich koleżanek i kolegów jest niemałe grono, które autentycznie się ucieszyło na mój widok. Wyściskali, wypytali co u mnie, pozazdrościli, że nie muszę przychodzić na popołudniowe konsultacje. Było mi strasznie miło. Bo przecież mogli się zachować jak derekcja, czyli tylko odkłonić się na „dzień dobry” i przejść nad moją obecnością do porządku dziennego. Czerwonego dywanu przed sobą nie wymagam, ale nawet sztampowe „Co słychać?” świadczy o jakimś poziomie kultury. Zresztą, nie ważne.
A przyszłam tylko po herbatę i mydło, bo sekretariat zadzwonił, że są do odbioru. Choć do teraz nie potrafię zrozumieć, dlaczego koleżance historyczce wpierałam, że przyszłam po kawę i mleko. Potem się poprawiłam, że oczywiście że nie po mleko, tylko masło. Ale jak zobaczyłam jej zatroskaną minę, na poważnie się zastanowiłam, po co ja tak faktycznie tu przyszłam….Gdy już ustaliłyśmy co jest do odbioru, kazała mi dobrze wypocząć, bo jeszcze się kompletnie nie nadaję do powrotu do zawodu:) No i nie byłabym sobą, żeby nie potuptać tu i tam. No to najpierw do biblioteki po Harrego dla Brata, bo się w nim namiętnie rozczytał, a ostatnie tomy wszędzie wypożyczone. No a gdzie istnieje opcja, że książki są, ale nikt ich nie wypożycza? Oczywiście - szkolna biblioteka. Bingo! Leżą mi tu zatem na szafce dwa opasłe tomiska i czekają na odbiór. Ale wychodząc z biblioteki usłyszałam znajome dźwięki kolęd. Podążając za nimi trafiłam na próbę chóru (a pewnie, że mnie kamery widziały, a co mi tam..). Dostałam krzesełko, kartki ze słowami i tylko rozbiegane oczy pierwszoklasistek zradzały, że nie za bardzo wiedzą o co chodzi. Tylko te starsze uśmiechały się figlarnie zza swoich kartek. No i się stało. Po pół roku niemówienia, wysiłek głosowy w postaci zaśpiewania dwóch kolęd, i to nie było mruczenie pod nosem, zakończył się znaną opcją „szeptem do mnie mów”… Czasem się zastanawiałam na mszy, co się dzieje, że zawsze głośno i czysto, a od jakiegoś czasu ledwo jakiekolwiek dźwięki z siebie wydaję. No to już wiem czemu…
No nic, jeszcze osiem miesięcy. Dojdę do formy. Może będę częściej wpadać na chór, żeby przewietrzyć struny głosowe? Bo żeby nawet swojej popisowej ulubionej solówki nie móc zaśpiewać?... Masakra…
Mam wrażenie, że ping-pong stanął mi w przełyku...
Cierpliwości. Niebawem wszystko wróci do normy i zapomnisz o "tremie":-)).Ważne jest,że Twoje dzieciaki za Tobą tęskniły. Pozdrawiam cieplutko:-)
OdpowiedzUsuńale faajnie:))))))a co do chóru,ja uwielbiam wpadać na chór i śpiewać!!!a jaka seksowna chrypa po takim wypadzie!ale w tym roku nie ma szkolnej wigilii(poddobno..),a mieliśmy znowu z uczniami zaśpiewać...
OdpowiedzUsuńTeoretycznie Ewutku 8 miesięcy to jeszcze sporo czasu, ale to bardzo szybko minie, ani się obejrzysz, a już będziesz na pełnych obrotach głosowych. Odpoczywaj , odpoczywaj, a może jakieś sanatorium by Ci się zdało? Chyba Ciechocinek zajmuje się leczeniem nauczycielskich gardziołków;)Miłego, :)
OdpowiedzUsuńa co? urlopik? czy wstrętne choróbsko? własnie, koleżanka ma rację, może jakis Ciechocinek?
OdpowiedzUsuńZnaczy się urlop dla poratowania zdrowia? I potem zaś w kieracik? Współczuję!Po 30 latach już się nie jest w stanie niczego zaśpiewać... Mnie wychodzą tylko piosenki Muńka Staszczyka! Albo mruczanki Waglewskiego...
OdpowiedzUsuńO Matko! Znaczy, że choroba zawodowa Cię dopadła?Ja nie nauczycielka a też zauważyłam,że po paru kolędach głos mi siada.I już tak nie wyciągam jak kiedyś.Bo kiedyś to sie w chórze śpiewało.I kołysanki dzieciom rodzinnym się śpiewało... ehhhh!Fajnie, że się ucieszyli na Twój widok,a 8 miesięcy szybko minie.
OdpowiedzUsuńZawsze po wakacjach miałam chrypkę, bo jednak przez dwa miesiące się nie mówiło tyle i aż tak głośno, jak w szkole. Teraz też mówię od tylu miesięcy mniej i ciszej, więc efekty widoczne od razu:)Miłe to było, że się ucieszyli, ale dzieciaki były autentycznie przerażone, że już wracam:)))
OdpowiedzUsuńSama sobie też współczuję, bo jak ja w ten kieracik wskoczę z powrotem to pojęcia nie mam:) Dwie godziny temu miałam być u fryzjera, ale, że dopiero się powoli budzę, to fryzjer musi poczekać. A szkoła nie poczeka:) I tu będzie jazda: nie dość, że ciągle zasypia do pracy, to już po pierwszym tygodniu mówić nie umie:))) Chyba zacznę ćwiczyć poranne wstawanie i będę czytać książki na głos, żeby mi struny głosowe nie zanikły:))
OdpowiedzUsuńUrlopik. Ten na poratowanie zdrowia. Bo trzeba mi było po prostu odpocząć od tego wariatkowa. Co też niniejszym czynię i bez żadnych wyrzutów sumienia lenię się na całego:)))
OdpowiedzUsuńMój gardziołek jest w porządku - to tylko drobiazg. Zawsze po dłuższym niemówieniu (np. po wakacjach) dostawałam kilkudniowej chrypki, póki się nie przestawiłam na odpowiednią głośność i zasięg. A śpiewanie po takiej przerwie nie było najlepszym pomysłem:) Minie:) A nad sanatorium to się zastanawiam dość poważnie. Ale dla mnie raczej coś na kręgosłup. Jakieś cwiczenia, masaże itd. No i czas w ogóle wybrać się na jakiś aerobik, ale w okolicy nic nie ma, a sama jestem zbyt leniwa...
OdpowiedzUsuńNo to ja widzę, że nas - zapalonych chórzystek jest więcej w tym gronie:) U nas wigilia podobno będzie. Podobno, bo nikt nic nie wie, oprócz oficjalnej informacji z sierpniowej konferencji, że będzie. Ale podobno też emeryci i bumelanci (czyli m.in. ja) zaproszeni nie zostaną. Bo podobno nigdy nie przychodzą. Podobno...
OdpowiedzUsuńHihi:) Majeczko - one były autentycznie przerażone, że ja wracam:) Panika była taka, że w końcu jeden mnie dopadł w bibliotece i spytał co ja tu robię. A ja na to "Stęskniłam się za wami". Spojrzał na mnie tak dziwnie, ale po mojej minie zrozumiał, że do czerwca są bezpieczni:)Pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńJa nie w temacie ale nie mogłam nic nie napisać o kici :)Piekne białe futerko :)PozdrawiamKasia
OdpowiedzUsuńcały czas myslę kiedy iść na ten urlop dla podratowania...już dwa razy byłam:) ale nie zamierzam odpuścic trzeciego, i tak będę musiała pracować do 60-65 lat!
OdpowiedzUsuńNiestety, nauczyciele potrafią stracić głos, mnie to się często zdarzało, czasami w środku lekcji. Taka to już przypadłość gadatliwych nauczycieli. Dziwi mnie zachowanie dyrekcji, a może zapomniano, że Ciebie nie ma? ;))Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUczniowie doceniają nauczyciela, jak przychodzi jego następca, czy zastępca. a tak nawisem, to u Was jeszcze herbatę i mydło dają? W mojej szkole, czy może powiecie, już dawno z tej formy pomocy socjalnej zrezygnowano.
OdpowiedzUsuńI ręczniki. Może myślą, że bez tego to jakoś niedomyci przyjdziemy, czy jak?:) Osobiście wolałabym sama sobie to mydło kupić, bo akurat dają takie, jakich nie używam, no ale darowanemu koniowi itd... :)
OdpowiedzUsuńRaczej zapomniano, że jestem:) A to zachowanie, to... Efekt uboczny przyspawania do dyrektorskiego stołka - tak bym to dyplomatycznie nazwała. Skoro jestem na urlopie to mam siedzieć w domu, a nie plątać się po nogami. Chyba trafiłam na zły dzień - ot, cała tajemnica.
OdpowiedzUsuńNo to mój debiut i już mi się spodobało:) Do emerytury to mi jeszcze łooooo - tyle brakuje:) Ale jak co 10 lat sobie pójdę odpocząć, to jakoś dociągnę w pełni władz umysłowych (mam nadzieje) :))))
OdpowiedzUsuńW imieniu kici dziękuję za zachwyt nad jej futerkiem:) Kicia korficka, monastyrowa bym powiedziała nawet, bo ucinała sobie drzemkę w klasztorze Theodokos, niedaleko Paleokastritsy. I tak, jak nie lubię kotów, tak ta kicia mnie wprost urzekła. I nie mogłam się powstrzymać. Ale, jak widzę, nie tylko mnie:)Witam serdecznie w moich skromnych progach:)
OdpowiedzUsuńJa bym powiedział, że z punktu widzenia co poniektórych uczestników zdarzenia jawiłaś się niczym trąba powietrzna lub trzęsienie ziemi...i jakoś nie pasuje mi to do Twojego wizerunku...hehehe ciekawe dlaczego???
OdpowiedzUsuńNie było Cię tyle czasu więc nic dziwnego,że byli przerażeni...ale to tylko dzieci. Normalna reakcja.Pozdrawiam cieplutko:-)
OdpowiedzUsuńChór? Działasz w chórze? Piękna rzecz. Takie brzmienie zawsze napełnia mnie pozytywną energią. A może Ty, jak zachariasz przed narodzianmi Mesjasza, zaniemówiłaś? Może to jaki znak czegoś wielkiego? Pozdrawiam serdecznie i życzę zdrowia
OdpowiedzUsuńWłaśnie - to tylko dzieci:)Pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńTrudno tu użyć sformułowania, że "działam". Działam raczej jako siła wspomagająca w sytuacjach kryzysowych, gdy chór zmienia się w kilkuosobowy zespolik i trzeba go wzmocnić. Śpiewam głosem drugim,trzecim, czasem dziesiątym, jak mnie chrypa porządna złapie, ale jakoś udaje się to wszystko dograć. W każdym razie przyznaję - w szkole podstawowej całe 5 lat śpiewałam w chorze, potem licznych kościelnych chórkach, scholach itd, zatem ze śpiewem na ustach idę przez życie:)
OdpowiedzUsuńHmmm... Dzieciaki w szkole często postrzegają nas innymi niż jesteśmy. Bo jeden będzie zadowolony, że na lekcji coś się dzieje, że widzi efekty swojej pracy, a inny będzie narzekał, że znowu się pani czepia, wymaga, czegoś wiecznie chce. Dobrze wiemy, że są ludzie, którzy przy bliższym poznaniu zyskują, inni tracą. I obie opinie na mój temat już słyszałam: "Bo pani wygląda na taką luzarę, a wymaga od nas jak nie wiem co" / "A my myśleliśmy, że pani to się nawet uśmiechać nie potrafi". A ja po prostu jestem sobą. W końcu - jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził, prawda?:)
OdpowiedzUsuńTo na pewno nie jest zly pomysl! Popieram to bardzo. U was w gorach taki chor to ma pewnie kazdy kosciol i zbor? To chyba wieloletnia tradycja.
OdpowiedzUsuńNie jestem Góralką, tylko Ślązaczką:) Góry widzę na horyzoncie i tylko przy bardzo przejrzystym, czystym powietrzu - stąd mój każdorazowy zachwyt ich widokiem. Zresztą - przy dobrej pogodzie, z domu mojego Brata, mieszkającego 10 km ode mnie, widać dość dobrze Tatry:) A zatem wszędzie mamy blisko:))Tak, masz rację - tradycja śpiewania tak u nas, jak i w górach, jest dość żywa. Moja wychowawczyni z podstawówki wpisała mi kiedyś do pamiętnika refren jednej piosenki:"Gdzie słyszysz śpiew, tam idźtam dobre serca mają.Źli ludzie, wierzaj mi - ci nigdy nie śpiewają"I coś w tym jest.Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuń