sobota, 14 listopada 2020

Hotel Pod Siwym Paluchem

powoli zaczyna zmieniać się w przytulną hacjendę. Co prawda w kuchni stoi tylko lodówka, a cały sprzęt zalega w dużym pokoju. No tak. Nie ma jeszcze kuchni, szaf w przedpokojach, jednej ościeżnicy i progów w drzwiach. Na poprawki też czekają drzwi w pokojach, bo panowie odwalili fuszerkę nie z tej ziemi. Ale pokoje codziennie nabierają normalności. Nawet firany już powiesiłam :) 

Odgruzowywanie mieszkania i pozbywanie się siwych śladów remontowych wspomnień trochę trwało. Gdzie nie dotknęłam - siwo... Pierwszy tydzień - jak w hotelu. Wszystko w walizkach, workach, pudłach, pudełkach.. Tylko w hotelu nie jest tak siwo. Do tego "mieszkaliśmy" z robotnikami, którzy kończyli fugowanie i malowanie. Ale od tygodnia już w końcu mieszkamy na całego. Brakuje kuchni, nie powiem... Dobrze, że mama mieszka blisko, a jeszcze bliżej jest restauracja z obiadami na wynos. Najważniejsze jednak, że jesteśmy u siebie, jest przytulnie i przeżyliśmy ten remontowy zawrót głowy w miarę bezboleśnie.


A tutaj małe porównanie tego co zastaliśmy i co otrzymaliśmy po wyjściu ekipy remontowej: