Chyba czas najwyższy napisać coś więcej o sobie. Choć i tak z każdego kolejnego postu wyziera jakiś mniejszy czy większy kawałek mnie:) W związku z tym, wykorzystam "kwestionariusz" jaki jest na blogu Atiny i poczuję się niniejszym "klepnięta" :)
A zatem cierpliwości i - do dzieła:
4 miejsca, w których mieszkałam:
Najpierw było mieszkanie mojej Babci, czyli typowy śląski familok. Co prawda w pełnym tego słowa znaczeniu mieszkałam tam zaledwie rok i nie mam prawa nic z tego pamiętać, bo to był pierwszy rok mojego życia. Ale że wszystkie moje wspomnienia z dzieciństwa, aż do 12. roku życia, czyli do śmierci Babci, nieodłącznie wiążą się z tym miejscem, więc wpisuję.
Potem było mieszkanie moich Rodziców. Spędziłam w nim prawie całe moje dotychczasowe życie. I był taki czas, gdy wydawało mi się nawet, że będę tam mieszkać zawsze, bo jakoś trudno mi było sobie wyobrazić, by mogło byc inaczej...
A w tzw. międzyczasie było też Monte Mario w Rzymie. Tak, tak. Przyszedł taki czas, że trzeba było wyjechać i coś zarobić. Te miesiące spędzone z dala od domu (pierwszy raz tak daleko i pierwszy raz tak długo...) nauczyły mnie wiele. Opieka nad osobą chorą na raka mózgu była największym doświadczeniem, jakie mogłam zdobyć w życiu. I wtedy też wreszcie udało mi się znaleźć wspólny język z moją Siostrą (to ona mnie ściagnęła do pomocy, to nie była praca dla jednej osoby, a jej koleżanka znalazła inne, mniej męczące zajęcie) - i to procentuje do dziś.
No i na koniec - Wichrowe Wzgórze, czyli moje własne eM. Aktualnie znów wywrócone do góry nogami (książki na stosach, słonie w kartonie itd.), bo mi się przemeblowania zachciało (nadmiar wolnego czasu sprawia, że za dużo myślę :D ).
4 miejsca, które zwiedziłam:
Oczywiście Grecja:) Nie byłabym sobą, gdybym o niej nie wspomniała. I to w jednym kawałku wspominam, bo gdybym zaczęła wyliczać: Akropol, Delfy, Olimpia, Meteory i te wszystkie wyspy, na które zawitałam, to dużo za dużo przekroczyłabym ową magiczną czwórkę:)
Laurowe Wybrzeże też potraktuję całościowo. Choć Carcassone zasługuje na osobny rozdział w tej opowieści. Podobnie jak Nicea, Avignione czy Saint Tropes (hihi, żandarmów nie było, choć komisariat stoi), o Cannes nie wspomniając. A wiecie, że mam dłoń taką jak Mel Gibson? Idealnie pasowała do jego gwiazdy w Alei Gwiazd:)
No oczywiście Rzym - skoro tam mieszkałam, to zwiedziłam wzdłuż i wszerz. To właśnie wtedy pierwszy raz w życiu jadłam pizzę. Nawet się pytałam co to jest i czy aby na pewno dobre. I spaghetti też. A dziś chyba nawet dziecko wie co to pizza i spaghetti...
Resztę zagranicznych krain pominę, bo w końcu nie może być jak w tym powiedzeniu "Cudze chwalicie, swego nie znacie...", bo w Polsce też mam swoje ulubione zakątki i też przejechałam ją prawie wzdłuż i wszerz, choć jeszcze nigdy nie byłam tylko na Mazurach i w Bieszczadach, więc wszystko przede mną. Ale i tak najbardziej niesamowitym miejscem, w którym byłam w Polsce był... nasz miejscowy areszt śledczy. I to nie w charakterze aresztanta - broń Boże! Zwłaszcza, że to areszt męski:) Jeden znajomy ksiądz poprosił o oprawę muzyczną na mszy i nabożeństwie pokutnym. Byłam tam raz i wystarczy. Więcej nie poszłam. Ożeniłam z tym kolegę. Dla mnie zbyt przygnębiające miejsce. Minęło od tego czasu już może 15 lat, ale za każdym razem jak przechodzę obok, mam na plecach tak samo dreszcze. Brr...
4 miejsca, w których chciałabym się znaleźć:
Oczywiście te greckie wyspy, na których jeszcze moja noga nie stanęła! :)
Kuba, Meksyk i Chiny. O! Tam bardzo bym chciała się znaleźć. Ale najbardziej chciałabym się znaleźć na naszym miejscowym cmetarzu żydowskim... Póki co, mogę go jedynie oglądać przez bramę, ewentualnie na niedawno cudem odzyskanych zdjęciach zrobionych 3 lata temu. Nie uśmiecha mi się wdrapywanie na garaże i skok przez ceglany mur (zresztą widok byłby conajmniej dziwny i śmieszny zarazem:D ), więc mam nadzieję, że kiedyś wejdę tam normalnie, przez bramę. I że do tego czasu nie zdewastują go na amen...
4 zawody, które wykonywałam:
Kelnerka. Całe liceum i studia biegałam z talerzami, szklankami, półmiskami... Na weselach, imprezach rodzinnych typu urodziny, na prymicjach, komuniach...
Opiekunka. Jak już pisałam, opiekowałam się osobą chorą na raka mózgu. Starsza, kiedyś piękna kobieta, prawdziwa włoska arystokratka, wyniszczona przez chorobę i całkowicie samotna, gdyż dzieci ani wnuki nie miały czasu dla babci... Dziś dorywczo odciążam Mamę w opiece nad dziećmi Brata. Ale w "Chińczyka" raczej nigdy z nimi nie wygram, bo niesamowicie oszukują:)
Malarz-tapeciarz. Właściwie zawód wykonywany do dziś okazjonalnie na potrzeby własne i rodziny. Traktuję to jak formę relaksu i rozrywki. Czasem więcej kleju jest na mnie zamiast na ścianie, ale za każdym razem jest to świetna zabawa:)
Nauczyciel. Zawód wykonywany. Moja pasja i moje życie. Czasem jest źródłem frustracji i stresu, a czasem nieopisanej radości i szczęścia, i wtedy powtarzam sobie jak mantrę "zawsze warto dla takich chwil jak ta" :)
Dobra, przyspieszamy:
4 ulubione programy lub seriale:
Obowiązkowo "Fakty". Sporadycznie "Klan". Po ponad roku przerwy znów oglądam "Na Wspólnej", ale jakoś nie mam problemów z połapaniem się who is who:) No i koniecznie "Detektyw Monk"! Mój idol niemal. Nawet z tymi wszystkimi dziwactwami, facet jest niesamowity:)
4 filmy kinowe:
Ostatni kinowy jaki widziałam to "Madagaskar 2" :) Bo ja do kina chodzę głównie na bajki dla dzieci i na horrory. Z tych ostatnich polecam "Sierociniec" i "Rec". I jeszcze "Labirynt Fauna" polecam. Jest niesamowity... I ta muzyka... No i "Mamma Mia!" oczywiście:) No ale miały być 4... Sorki:)
4 ulubione potrawy:
Taaaa.... Głodna jestem na samą myśl o jedzeniu, a tu jeszcze trzeba napisać co lubię jeść. I to o takiej porze:)
A zatem szybko: sałatka grecka, spaghetti, pizza i lody z bitą śmietaną, ze szczególnym wskazaniem na śmietanę.
Uff... Głodzilla nie usłyszała:) Więc idziemy dalej
4 potrawy, których bym nie tknęła:
Owoców morza, móżdżku, wszelkiego rodzaju owadów (choćby nie wiem jak ślicznie je podali) i wszelkich egzotycznych potraw, których nie znam a podejrzanie wygladają. To, że lubię jeść, nie oznacza, że jem wszystko.
4 rzeczy, które robię po wejściu do neta:
Najpierw sprawdzam pocztę. Potem odwiedzam wszystkie znajome blogi [niektórzy blogowicze nawet nie wiedzą, że już są moimi znajomymi, bo bywam u nich niemal codziennie, ale jakoś nic u nich nie bazgrzę, może kiedyś:)]. W międzyczasie robię kilka kursów do kuchni i drugiego pokoju, a po jakimś czasie łapię się na tym, że na biurku nie ma miejsca dla myszki, bo nagle przybyło na nim talerzyków, kubków i jeszcze czegoś po czymś co akurat wszamałam:) I wtedy się orientuję, że czas się zabrać za to, z powodu czego w ogóle włączyłam komputer:)
I tu akurat jest nawet mniej czynności niż 4:) Chyba, że jeszcze wejdę sobie na naszą klasę, co ostatnio zdarza mi się rzadko.
4 książki, które lubię najbardziej:
"Mały Książę" - już o nim pisałam, więc zainteresowanych zapraszam do archiwum.
"Kubuś Puchatek" - przeczytałam przez Święta po raz kolejny. A w ubiegłym tygodniu "Chatkę Puchatka" :)
Jako nastolatka namiętnie rozczytywałam się w "Ani z Zielonego Wzgórza". Przeczytałam wszystkie części. I z przyjemnością kiedyś do tej ksiązki wrócę.
I "Harrego Pottera". Też wszystkie części przeczytałam, a wszystkie sfilmowane obejrzałam. Ale książki i tak są dużo lepsze od ich filmowych wersji.
No i się zrobiło już 4... Ale poważniejsze też czytam. Ja wprost pochłaniam książki. Mam ich całe mnóstwo. Dużo, dużo więcej niż słoni:)
No to tyle o mnie. Może dalej nie wszystko, ale przynajmniej część. Ktoś następny chętny do klepnięcia? :)