wtorek, 17 lutego 2009

homo sapiens marudensis

Miałam wczoraj trochę czasu na pogrzebanie we własnych myślach. Czas był chyba najwyższy. To wyżej, to nowy, wymyślony przeze mnie podgatunek człowieka, z którym ma wątpliwą przyjemność obcowania każdy, kto ma ze mną do czynienia w ostatnich dniach. I to nawet nie o takie klasyczne marudzenie chodzi, bo ja nawet nie marudzę. Trudno ze mnie ostatnio cokolwiek wyciągnąć i w efekcie - skoro mało kto wie o co mi chodzi, mało kto jest w stanie mnie zrozumieć. A, że każda podróż komunikacją miejską jest dla mnie okazją na wyłączenie się i zajrzenie w głąb siebie - skorzystałam z niej skwapliwie.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jechałam tramwajem, zatem wczoraj mogłam się potelepać w prawo i lewo, jak to zawsze w tramwaju. Nie mogłam narzekać - tramwaj jakiś nowy, ciepło w środku, czysto, dzwonił jak zamykał drzwi i miał czyste szyby - a to już dla mnie największa nowość. Z zainteresowaniem rozglądałam się więc po ulicach miasta. W białej otulinie nie wyglądało ono tak najgorzej. Dawno nie jechałam tą trasą. Od dłuższego czasu wjeżdżam i wyjeżdżam z centrum Metropolii zupełnie inną drogą. Autobusy i busy nie jeżdżą tą ulicą już jakieś 4 lata... Tu nowy sklep, tam pub, restauracja, klub...
Potem przesiadka (dalej nas nie lubią w Metropolii skoro tylko 2 autobusy dojeżdżają do centrum, z reszty trzeba się przesiadać na tzw. zadupiu - przepraszam, innego określenia nie potrafię znaleźć na to tzw. centrum przesiadkowe z jedną wiatą w środku szczerego pola, gdzie w razie silniejszego wiatru bez obciążenia ani rusz..) i trochę ekstremalnych sportów zimowych, czyli bieg po oblodzonym chodniku do autobusu, który odjeżdża dokładnie o godzinie przyjazdu trawaju, zamiast 5 min później, by mozna było się spokojnie przesiąść... No i dalsza część podróży, tym razem już znaną trasą. Niestety - brudne szyby w autobusie nie pozwoliły mi wpatrywać się w znany krajobraz, więc utkwiłam wzrok w plakacie pt. "Bądź życzliwy. Ustąp miejsca starszej osobie". Zresztą i tak już było ciemno...
Potem jeszcze marsz metodą "przez łąki, przez pola pędzi fasola", czyli byle jak najszybciej w domu. Czasu na rozmyślania było więc sporo. I już nawet nie myślałam o tym, że słowa nie zawsze idą w parze z czynami. Już wiem, że słów, zapewnień i obietnic bez pokrycia jest tyle, że mogłabym nimi wytapetować sobie mieszkanie. Nie, nie to. Siedziało mi w głowie wspomnienie niedzieli. Zrobiłam sobie taki swoisty rachunek sumienia, małe podsumowanie tego co było i co, wydawało mi się niemożliwe, bym kiedyś pomyślała inaczej.
Wpatrując się w okno tramwaju, plakat w autobusie, przedzierając się przez zaspy na chodnikach i łące doszłam do wniosków, które mnie samą wprawiły w osłupienie. Zmarnowałam czas na pogoń za mrzonkami. Coś, jakby mi życie przeciekło między palcami, bo się zachowywałam jak koń z klapkami na oczach... Być może przez to nie dostrzegłam innych sytuacji, dla mnie korzystniejszych, odpowiedniejszych. Być może przez to nie dostrzegłam ludzi, wprost dla mnie stworzonych. Być może... W niedzielę dotarło to do mnie w całej okazałości. Trzeba było tylko to przetrawić, przemyśleć, poukładać sobie w głowie. I niech mnie gęś jakaś oszkubana kopnie w kostkę, jak jeszcze raz wyskoczę z czymś od siebie. Jak ktoś nie wie czego chce, niech tego nie robi moim kosztem. Za dużo czasu straciłam. Wystarczy. Rozdział zamknięty.
I póki co, cieszę się z tej bieli za oknem. Jeszcze ciągle się cieszę:) Ale pewnie za jakiś tydzień, dwa, znów zatęsknię za wiosną, hihi:) Tylko czy ten śnieg tak długo poleży?

18 komentarzy:

  1. Jakiś czas temu w Onecie był konkurs na notkę w temacie "Podróże nieduże" - ta dzisiejsza świetnie podchodziłaby pod niego! :) Mam też wrażenie, że zrodziła się w następstwie konkretnego i chyba niemiłego dla Ciebie doświadczenia. Maruda kojarzy mi się z malkontenctwem, a Ty masz raczej za sobą czas wyciszenia i refleksji. Niekiedy trzeba trochę przyhamować, aby na spokojnie przemyśleć pewne rzeczy, poukładać je na nowo, wysnuć z nich wnioski. W pośpiechu leci się przez życie rutynowo, nierzadko ze szkodą dla siebie i innych, a już na pewno - dla jakości życia. Dobrze, że dałaś sobie czas na przemyślenia, myślę, że przyniesie to dobre owoce i wyrówna drogę przed Tobą! Pozdrawiam b. serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. beatris3076@op.pl17 lutego 2009 15:59

    Widzę,że jakąś nostalgią zawiało,melancholią...czyżby brakowało Ci światła słonecznego?Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Effciu, to jak widzę starasz sie dojśc do pionu.Ale życie ma to do siebie,że ciągle nas szarpie w lewo i prawo, prowokuje, by zwatpić we własną rozwagę, trochę się z nas naigrawa. Nie trzeba sie tym Effciu przejmować, ani się temu poddawać.Pomiętaj tylko,że jestes jedyna, niepowtarzalna i że zawsze jest ktoś, kto Cię właśnie taką ceni i kocha, nawet jeśli Ty w danej chwili o tym nie wiesz. U mnie też zima, a przez okno widzę jak psy dostaja na śniegu głupawki.Trzymaj się dziewczyno,jeszcze miesiąc, może dwa i będzie wiosna, a znią nowe spojrzenia i marzenia :)pozdrawaiam, :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Staram i nawet coraz lepiej mi idzie. Dziękuję za ciepłe słowa:) W sumie czekanie na wiosnę ma swój urok, a wspomnienie tamtego wiosennego dnia sprzed tygodnia jest takim zastrzykiem energii. Wszystko idzie ku dobremu, nie myślę już o tym co było - a jak już to chyba tylko po to, by się opamiętać jak najszybciej widokiem konsekwencji.Cieszę się zimą. Nasza pamięć jest ulotna, wiec ciągle sobie powtarzam, że dawno takiej zimy nie pamiętam i ciągle żałuję, że nie mam aparatu, by ją sobie uwiecznić. Chyba czas zainwestowac w to cudo techniki:)Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś w tym rodzaju. Ale najgorsze za mną, więc teraz już będzie z górki. Mam taką nadzieję:)Pozdrówki dla Sąsiadki:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zamiłownanie do podrózy mam chyba po Tacie, bo jakoś nie straszne mi przesiadki. Pod warunkiem, że czekanie na kolejne środki lokomocji nie zajmie pół dnia:)Rzeczywiście, ostatnie dni były dla mnie dość trudne, ale już coraz lepiej. Chociaż mróz za oknem - ja zaczynam odtajać. Masz całkowitą rację - czas refleksji jest potrzebny każdemu z nas. Mam jednak nadzieje, że nieprędko mi się znów przytrafi - sama z sobą nie potrafię wtedy wytrzymać. Teraz byle do przodu.Zimowo ale ciepło - pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Effka, moja mama mawiała "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszłao". Spójrz więc za siebie, ale inaczej, zobacz kogo spotkałaś i ile fantastycznych zjawisk działo się obok. Bo nie wierzę, że w taki piękny zimowy dzień, tylko negatywne wspomnienia się pojawiły.

    OdpowiedzUsuń
  8. Też tak sobie często powtarzam, tym razem zrobiłam tak samo:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta, podsumowałaś ostatnie przemyślenia i wydarzenia..

    OdpowiedzUsuń
  10. Czas był chyba najwyższy. Lepiej późno niż wcale.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jechałam jakimś innym pojazdem niż własnym samochodem. Krajobrazy oglądam jedynie z okien samochodu.U mnie też bielutko, ale zbyt mocno wieje.Pozdrawiam już wiosennie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochana, mam za sobą kilka takich rachunków sumienia (jeśli nie kilkanaście). I zawsze wypadają na moją niekorzyść. W większości wypadków żałuję nie tyle tego, co zrobiłam, jak tego, co zaniechałam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja swojego nie posiadam i do tego jestem z gatunku tych, co to panicznie boją się prowadzić, więc w grę wchodzi tylko opcja "pasażer". Takie tam niemiłe wspomnienia:) Niejako skazana jestem więc na komunikację miejską, ale zbytnio z tego powodu nie narzekam. Chyba się przyzwyczaiłam;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A to ja mam niekiedy tak samo. Choćby nie wiem co - i tak czegoś będę żałować. Albo że coś zrobiłam, albo że nie zrobiłam. Tym razem żałuję, że mnie tak późno oświeciło. Ale oświeciło, więc wyszło na plus dla mnie;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej! Przepraszam Effciu najmocniej, ale totalnie nie wiem o co chodzi w tym poście!!!! Żeby przestać marudzić wsiadasz do tramwaju?? Opis podróży w/w świetny - wesoły:) Ale o co poza nim chodzi? Bo nie zrozumiałam...Tak pomarudziłaś sobie? O to chodziło? Pozdrówki z miasteczka, gdzie nie ma komunikacji miejskiej, o tramwaju już nie wspomnę...:)))

    OdpowiedzUsuń
  16. Hehe:) Już wyjaśniam.Załapałam klasycznego doła - a że ja nieskora do zwierzeń, chyba, że sprawdzonym już "zwierzycielom", którym w takich dniach zazwyczaj "marudzę" dopóki mi nie przejdzie, a oni akurat byli nieuchwytni, bo zajęci swoimi sprawami, albo daleko, albo coś tam jeszcze (jak pech to pech) więc moje marudzenie wymknęło się spod kontroli i w efekcie nikt nie wiedział o co mi chodzi. Co ma do tego komunikacja miejska?:) Jak wsiadam do autobusu albo tramwaju - wyłaczam fonię, nic do mnie nie dociera ze świata zewnętrznego. Tak już mam. I to jest dla mnie najlepszy czas, żeby pomyśleć o czymkolwiek, przemyśleć, zastanowić się, zaplanować. Normalnie mam na to mało czasu. Więc skoro już siedze, albo stoję bezczynnie, to sobie rozmyślam. I tak było i tym razem. Przetrawiłam wydarzenia ostatnich tygodni, dni, a nawet godzin i... - o to chodziło w tym poście.Nic się nie przejmuj, że nie zrozumiałaś. I na przyszłość, jak znów coś skomplikuję - pisz, będę wyjaśniać:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ponieważ u mnie ani tramwaje, ani autobusy miejskie, ani inne takie tam ulicami nie przemykają, skupię się więc na śniegu i powiem, że wygląda na to, iż leżał będzie jeszcze tydzień z okładem. Co najmniej. Już dobrze, pójdźmy na kompromis: niech sobie leży. Byle go już nie dopadywało ;-))

    OdpowiedzUsuń
  18. Tylko, ze on sam jakoś tak pada i pada i nie zamierza przestać:) Jakby postanowił nadrobić zaległości sprzed lat:)

    OdpowiedzUsuń