niedziela, 26 kwietnia 2009

gdy braknie słów - serce niech powie


Trudno zebrać myśli, gdy tyle ich w jednej sekundzie przemyka przez głowę. Próba ubrania ich w słowa kończy się ostatnio dość dziwnie. Pozwólcie więc, że po prostu usiądę sobie w kątku i poprzyglądam się tylko. Posłucham TEGO i TEGO. TEGO nie, bo mi kiedyś zakazano. Za smutne. Ale TO – jak najbardziej do obowiązkowego posłuchania.


czwartek, 23 kwietnia 2009

Robin Hood też czasem wkłada garnitur


Szkoda, że dzieciaki nie chodzą tak do szkoły na co dzień. Aż miło popatrzeć na te garnitury zamiast bluz z kapturami naciągniętymi niemal na nos. I dziewczyny takie poważne, w butach na obcasach – choć niektóre miały problem ze zrobieniem kilku kroków, bo noga nieprzywykła do takiego obuwia.

Pomarzyć można.... Jeszcze dwa dni egzaminów, więc trzeba nacieszyć wzrok tym niezwykłym, jak na nasze szkolne realia, widokiem. Od poniedziałku na korytarze znów wyjdzie horda naśladowców Robin Hooda i pojawi się mnóstwo właścicielek krótkich spódniczek i obcisłych dżinsów, w kolorowych, przykrótkawych sweterkach.
Na dwóch znajomych blogach przeczytałam ostatnio posty o przesądach i coś w tym jest. Obserwując zachowania zdających przyuważyłam mnóstwo zwyczajów kultywowanych niejako zupełnie niezależnie od tego kto jest kim i skąd pochodzi. Na życzenia „Powodzenia”, niemal chórem odpowiadali „Nie dziękujemy”. Przed wejściem na salę jeden drugiemu (lub jedna drugiej) dał symbolicznego kopniaka w tyłek… Hmmm…. A podobno w XXI wieku nie ma zabobonów:) 
A właśnie natknęłam się na numerologiczne wyjaśnienie skomplikowanej osobowości kryjącej się pod numerem 9.

Dziewiątki to osoby o ogromnej wyobraźni i pełne optymizmu. Potrafią dostrzec pozytywne strony niemal w każdej sytuacji. Są także bacznymi obserwatorami rzeczywistości, ciągle udowadniają swoje niecodzienne poczucie humoru. Mają dość wybuchowe usposobienie i skłonność do dramatyzowania, ale ludzie lubią ich towarzystwo, bo potrafią być bezinteresowne i altruistyczne. W miłości nie lubią publicznego wyrażania uczuć.

To podobno o mnie. Jestem „dziewiątką”.




poniedziałek, 20 kwietnia 2009

ciepełko...


Chyba mi dziś przed oknami przemknęły jaskółki. Chyba, bo z perspektywy łóżka nawet gołąb przypomina mi wróbla. Poza tym było rano (czyli środek nocy), ledwie otworzyłam oczy no i po dwóch zarwanych nocach jestem w stanie nawet w bocianie dostrzec coś z jaskółki. Nie wnikajcie, co ja tak z tymi jaskółkami. Przylecą, to będę narzekać, ze znowu codziennie parapet do mycia… Nocki? Cóż – czasem zaskakuję samą siebie i daję się porwać na nocne wycie do księżyca, a czasem po prostu muszę pozbierać myśli, których nawet nie jestem w stanie nazwać.
Organizm w każdym razie dość szybko upomniał się o dawkę snu. A już mi się wydawało, że jestem odporna na niedosypianie:) Słoneczko pięknie zaświeciło, więc po sytym obiadku usiadłam sobie na balkonie, żeby się nieco zagrzać. Tak. Miało być na chwilę. W pewnym momencie usłyszałam znajome „Córcia, chcesz kawy?”, czyli skończyła się „Familiada”. Hmmmm…. Jak rozkładałam fotel to się zaczynała, czyli… zasnęłam… Spojrzałam do lustra – Indianiec jak nic. Nos czerwony niemal jak w nocy, ale wtedy nieco przymarzł, teraz nieco się przygrzał. Ręce czerwone – pięknie, nie ma co… Ale już zeszło. Pierwsze koty za płoty. Seans na opalanie się niniejszym został otwarty. Żeby tylko jeszcze było kiedy. Przy odrobinie szczęścia, może w sobotę uda się przycupnąć na jakieś ławeczce nad Wisłą i wystawić swe szlachetne oblicze i zmęczone ciało pedagogiczne do słoneczka. 
A taką piękną pogodę zapowiadają na majowy weekend…. I nareszcie będzie prawdziwe ciepełko… :)

 



czwartek, 16 kwietnia 2009

bukiecik fiołków


We wtorek w nocy prawie dostałam zawału, gdy przed północą o mało nie spadłam z trzęsącego się łóżka. Z racji pory – myślałam, że straszy! Ale przemknęła mi równocześnie myśl, że pewnie – jak się u nas mówi „tąpło” na kopalni. I rzeczywiście – to było tąpnięcie. W skali Richtera 2,5 natomiast wg 10-stopniowej skali stosowanej w górnictwie, było to silne tąpnięcie, bo „szóstka”. Hmmm… Zakołysało porządnie…
Stare przysłowie mówi, że jedna jaskółka wiosny nie czyni i chyba powinnam sobie z różnych powodów to przysłowie powiesić nad biurkiem, obok innych mądrości typu „Jeżeli robienie czegoś sprawia ci dużą trudność – pozwól to zrobić innym”. Nie żebym tęskniła za jaskółkami. Choć jakoś dziwnie ich jeszcze nie widać. A jak przylecą – będę narzekać, że mi siedzą na framudze okna i wścibiają swe czarne łebki do pokoju, świergoląc po swojemu z samego rana, czyli dla mnie w środku nocy… Biedronki już są. Jeden uczeń dziś wypatrzył na klasowym parapecie, co obwieścił krzycząc do kolegów „Chłopaki! Idziemy na zakupy – biedronka tak blisko!”…
A Kłapouchy z paczki chusteczek higienicznych leżących przede mną, patrzy zafascynowany na lecącego motyla, w pysku zaś trzyma bukiecik kwiatków. I, za każdym razem, gdy sięgam po kolejną chusteczkę, przypominają mi się jego słowa „Jak to jest smutno być Zwierzęciem, dla którego jeszcze nigdy nikt nie uzbierał bukiecika fiołków”. Przynajmniej na moich chusteczkach się doczekał. Choć nie chcę wnikać, czy je dostał od przyjaciół, czy może sam sobie zerwał. Bo czasem tak jest, że trzeba zerwać sobie samemu.


                                                            prezent 

                                                             

wtorek, 14 kwietnia 2009

a gdyby...?


A co, gdyby On nie zmartwychwstał? Gdyby okazało się to wielką bujdą? Przecież nieraz pisarze i reżyserzy roztaczali przed nami wizję świata, w którym wszystko staje na głowie, gdyż archeolodzy odkrywają kości wskazujące na postać Jezusa Chrystusa…
Bo co nam dało Jego powstanie z grobu? Kurczaczki z waty? A może czekoladowe zające i cukrowe baranki? Może stoły uginające się w myśl zasady „zastaw się a postaw się”?...
Rozleniwieni, objedzeni, zmęczeni rodzinnymi spotkaniami siadamy wygodnie w fotelu lub wyciągamy się na kanapie, bierzemy pilot do ręki i…
I tyle ze świątecznego nastroju. Przyszła śmierć, przyniosła łzy, rozpacz, ból.
Pojawia się wtedy, gdy nikt się jej nie spodziewa. Wpycha się łokciami na sam środek sali balowej, by stać się królową balu i dyrygentem równocześnie. Rozstawia po kątach i sprowadza na ziemię. „Po ciebie też przyjdę. Taki twój los” – zdaje się mówić.
Święta wielkanocne mają pokazać, że przemijanie ma sens. Przecież Ten, który umarł – powstał z martwych. Ale dziś to przemijanie nabrało bardziej wymiernego, ludzkiego znaczenia.
Jakże trzeba wielkiej i głębokiej wiary, by – zwłaszcza w takiej chwili, pojąć sens śmierci swego bliskiego. Ból jest tak wielki, że nie można go opisać. Żal i pretensje do całego świata, z Bogiem na czele, mogłyby wystarczyć dla połowy ludzkości. Poczucie pustki rozrywa od środka i ma się wrażenie, że nic nie będzie w stanie jej wypełnić. Wiem. Doświadczyłam.
Każda śmierć jest tajemnicą, dla nas dodatkowo – niesprawiedliwością. Ale nie chcę sobie wyobrażać świata, w którym Chrystus nie zmartwychwstał. Wtedy wszystko byłoby bezsensu. Nawet śmierć.




sobota, 11 kwietnia 2009

środa, 8 kwietnia 2009

wiaro malutka...

Nie wiem dlaczego załączyłam telewizor o takiej dziwnej dla mnie porze. Jakaś afrykańska wioska ogarnięta walkami plemiennymi. A może nie plemiennymi? Trudno się zorientować w kilka sekund. Mieszkańcy uciekają do lasu, a między nimi wielu chorych. I lekarz. Biały. Też chory. A gdzieś, w bardziej cywilizowanej części tego kraju, jego przyjaciele gorączkowo szukają o nim informacji. Już wiedzą w jakiej był wiosce, wiedzą, że wioska została zaatakowana przez rebeliantów. Trzeba się tam dostać…(Przez moment miga mi znajoma twarz. Skąd ja znam tego aktora? Co to za film? Nie, nie chce mi się wstać po program. Co za różnica co to za film, jestem zbyt zmęczona, by go w ogóle oglądać…).
Po kilku godzinach marszu przez dżunglę grupka uciekinierów postanawia zawrócić. Doktor jest zbyt słaby i opóźnia marsz reszcie grupy. Wraz z jednym mężczyzną (Pomocnik? Tłumacz? Pielęgniarz? – nie mam pojęcia.. przecież nie oglądam tego filmu… Nie oglądam?) i kobietą wracają do wioski z nadzieją, że rebelianci sobie poszli. Niestety… Wpadają w pułapkę. Drżący od wysokiej gorączki doktor wraz z innymi aresztowanymi mężczyznami klęczy z rękoma na karku na środku wioski, a z pobliskiego namiotu słychać krzyki gwałconej kobiety. Chwilę później wynoszą ją na zewnątrz. Żyje… Zgromadzeni na placyku mężczyźni rozmawiają w tym czasie ze sobą na temat wiary. Może i dziwny czas i miejsce na takie wyznania, ale przecież nikt z nich nie wie co stanie się za chwilę. Doktor mówił, że wychowany został w rodzinie katolickiej, ale gdy tylko uznał się za wystarczająco dorosłego by decydować o sobie, więcej do kościoła nie poszedł. Po co, sztuczne to wszystko. Chwilę później żołnierze zaczynają wywlekać z placyku kolejnych mężczyzn i zza kadru słychać pojedyncze strzały. Na placyku zostaje tylko doktor i jakiś (chyba) francuski inżynier. Mimo głośnych protestów, krzyków, płaczu, również Francuz podzielił los swych poprzedników. I oto coś dziwnego się dzieje z doktorem. Tylko on został na placyku. Nagle dreszcze jakby ustąpiły, wyprężył się jak struna i… Po chwili zorientowałam się, że on odmawia po chorwacku „Zdrowaś Maryjo..” moje zaskoczenie było równe zaskoczeniu żołnierzy. Do tej pory jakby na niego nie zwracali uwagi. Grzebali w rzeczach zamordowanych szukając kosztowności. Nagle wszyscy umilkli. Spojrzeli na doktora ze zdziwieniem połączonym ze strachem i jeden krzyknął „To jest ksiądz! Patrzcie, to ksiądz!” I podbiegł do doktora łapiąc go za krzyżyk zawieszony na szyi.
Wszyscy ci, którzy kilka minut temu z zimną krwią mordowali i gwałcili skupili się wokół „księdza” i klęcząc schylili głowy… Nie zabili go. Odwieźli do najbliższej stacji misyjnej. Tam go znaleźli przyjaciele.

Od tamtego dnia minęło już kilka tygodni. Ale w mojej głowie ciągle pojawiają się pewne pytania. Zwłaszcza teraz, w Wielkim Tygodniu. Jak to bowiem jest, że wiara często daje znać o sobie dopiero w chwilach, gdy wszystko zawodzi? 
Jak to jest, że niby ateista - nie modli się, do kościoła nie chodzi, a na szyi nosi złoty krzyżyk. Gdy wie, że za chwilę umrze – zaczyna się modlić.
Jak to jest, że choć zabijają, gwałcą i kradną – klękają na dźwięki modlitwy i pokornie pochylają głowy?
Jak to jest tak naprawdę z naszą wiarą? 



P.S. Fani serialu „Ostry dyżur” pewnie się zorientowali, że chodzi o doktora Lukę Kovaca. I proszę o wybaczenie mojej ignorancji i niekompetencji – naprawdę byłam zmęczona, a serialu nie oglądam…


Ks. Jan Twardowski

WIELKA MAŁA

Szukają wielkiej wiary kiedy rozpacz wielka
szukają świętych co wiedzą na pewno
jak daleko odbiegać od swojego ciała

a ty góry przeniosłaś
chodziłaś po morzu
choć mówiłaś wierzącym
tyle jeszcze nie wiem

- wiaro malutka

sobota, 4 kwietnia 2009

w blasku wiosennego słońca

Pogoda jest niesamowita! Partita śpiewała kiedyś „Kiedy wiosna buchnie majem” ,ale chyba można przerobić to na „kiedy wiosna buchnie kwietniem”. Zaraz się wyprowadzam na balkon, z kubkiem kawy w ręku oczywiście (mój jedyny nałóg – kawa…), żeby się wygrzać jak kot na słonku.
Z racji owego słoneczka, które szaleje od kilku dni, wskoczyłam wczoraj w letnie gatki w kratkę, wersja mini-mini:) Co prawda jeszcze za zimno na taki letni strój, więc tylko w mieszkaniu mogę sobie pozwolić na odrobinę lata, a poza tym… Właśnie. Widok w lustrze był wczoraj zatrważający… Cóż – starość nie radość, młodość nie wieczność, jak mówiła moja nieoceniona Babcia. A ilością siniaków przebijam nawet Młodego, no ale nie moja wina, że na mojej drodze staje codziennie tyle ławek, krzesełek i jeszcze biurko, za którym się po prostu nie mieszczę, bo jest dla mnie za niskie:) A potem się wszyscy dziwią, czemu ja ciągle chodzę w spodniach:)
Teraz odrobina dopołudniowego relaksu, a popołudniu niestety przedświąteczne porządki. Niestety, bo obiecałam sobie bardzo, bardzo wielkie sprzątanie. Gdzieś schowałam jedną ważną dla mnie rzecz – tak, żeby pamiętać, gdzie jest i…. Oczywiście nie pamiętam gdzie to włożyłam. Mam nadzieję, że dzięki tym porządkom znajdę:) No i muszę nadrobić tyły w angielskim. Zatem pracowita sobota przede mną. I niedziela pewnie też. Ale słoneczko jest takie piękne, że na razie nie myślę o tym co mnie czeka za kilka godzin. Idę się z nim przywitać i zainaugurować sezon na moim już pięknie wysprzątanym balkonie.