czwartek, 16 kwietnia 2009

bukiecik fiołków


We wtorek w nocy prawie dostałam zawału, gdy przed północą o mało nie spadłam z trzęsącego się łóżka. Z racji pory – myślałam, że straszy! Ale przemknęła mi równocześnie myśl, że pewnie – jak się u nas mówi „tąpło” na kopalni. I rzeczywiście – to było tąpnięcie. W skali Richtera 2,5 natomiast wg 10-stopniowej skali stosowanej w górnictwie, było to silne tąpnięcie, bo „szóstka”. Hmmm… Zakołysało porządnie…
Stare przysłowie mówi, że jedna jaskółka wiosny nie czyni i chyba powinnam sobie z różnych powodów to przysłowie powiesić nad biurkiem, obok innych mądrości typu „Jeżeli robienie czegoś sprawia ci dużą trudność – pozwól to zrobić innym”. Nie żebym tęskniła za jaskółkami. Choć jakoś dziwnie ich jeszcze nie widać. A jak przylecą – będę narzekać, że mi siedzą na framudze okna i wścibiają swe czarne łebki do pokoju, świergoląc po swojemu z samego rana, czyli dla mnie w środku nocy… Biedronki już są. Jeden uczeń dziś wypatrzył na klasowym parapecie, co obwieścił krzycząc do kolegów „Chłopaki! Idziemy na zakupy – biedronka tak blisko!”…
A Kłapouchy z paczki chusteczek higienicznych leżących przede mną, patrzy zafascynowany na lecącego motyla, w pysku zaś trzyma bukiecik kwiatków. I, za każdym razem, gdy sięgam po kolejną chusteczkę, przypominają mi się jego słowa „Jak to jest smutno być Zwierzęciem, dla którego jeszcze nigdy nikt nie uzbierał bukiecika fiołków”. Przynajmniej na moich chusteczkach się doczekał. Choć nie chcę wnikać, czy je dostał od przyjaciół, czy może sam sobie zerwał. Bo czasem tak jest, że trzeba zerwać sobie samemu.


                                                            prezent 

                                                             

17 komentarzy:

  1. Ewutku, to miałas niemiłe, wielce niemiłe przeżycie! Mam tylko nadzieję,że budynek nie ucierpiał, skoro ono było takie całkiem porządne, to tąpnięcie.Kłapouchy to bardzo sympatyczne zwierzątko i tak ślicznie zawsze filozofuje.Alez ta Twoja blogokiciusia słodka! Jest wprost rozczulająca.Nie dziwie sie,że sięgnęłaś po aparat.Pozdrawiam wiosennie i słonecznie,:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to miałaś niemiłe przeżycie! Ja kiedyś miałam coś podobnego, byłam na wakacjach i w środku nocy w ścianę budynku uderzył samochód. Nie zatrzęsło mocno, ale huk był przerażający, więc nawet nie wyobrażam sobie co musiałaś przeżyć. Ja uwielbiam jaskółki, nawet jak hałasują:) I biedronki i fiołki, i wszystkie oznaki wiosny i życia. I jestem zdania własnie, żeby na bukiecik nie czekać - bo zawsze można wyjść na łąkę:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Wy tam na Śląsku macie atrakcje!!! Matko!!! Mnie po jednym takim przeżyciu już by wieźli w kaftanie!!!Współczuję(choć nie wiem jakie to uczucie) i nie zazdroszczę!!Po opisie rzekł by że diabeł z czeluści piekielnych łeb wysadza! Mamuniu!!!A jaskółki-nie bój żaby- zaiwaniają spóźnione, aż im dymek z otworków leci-"szybciej koledzy- zaspalim!!!":)))))) Biedronki u nas są -dziś młoda dojrzała kilka ugotowanych na wystawie sklepowej:) Życie jest piękne:)Pozdrówki żonkilowe:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie mało fajnie ale chyba przyzwyczajona już jesteś do takich atrakcji. Czasami trzeba sobie samemu zbierać fiołki, bo w końcu kto jak nie my sami wiemy czego sami potrzebujemy najbardziej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. beatris3076@op.pl17 kwietnia 2009 09:47

    u mnie też te czary się zdarzają i w zasadzie to powinnam być przyzwyczajona,ale za każdym razem gdy działają jakoś się boję...hmmmm...na "nie bojenie" i fiołki posłuchałam sobie Twojej piosenki:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja,wprawdzie nie mieszkam na Śląsku,ale wszystko jest teraz możliwe.Boje się nawet każdej mocniejszej burzy, powodzi,potopów i innych szarlatanów. Po prostu się boję. Dlaczego? Bo chcę żyć.Każdy tego chce,tylko wariatowi wszystko jedno.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Och Effko, dobrze, że się tak skończyło. Ja nie mieszkam na Śląsku, ale kilka lat temu przeżyłam w moim mieście , nota bene będąc na szkoleniu w WOM-ie, trzęsienie ziemi. Lekkie, bo tylko chyba takie nas moga dosięgać, ale i tak jako ewenement nagłośnione. Ja doskonale je pamiętam. Nie bałam sie, ale jako osoba z wyobraźnią, potrafie myśleć co czują osoby, którym ziemia usuwa się spod nóg.A poza tym dobrze, że już tyle oznak wiosny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie, z budynkiem wszystko w porządku. To takie... normalne u nas:) Choć przyznaje, że od dawna tak porządnie nie zakołysało. No i pora taka dziwaczna, że różne myśli naraz przychodzą do głowy, hihi:)

    OdpowiedzUsuń
  9. No wiesz, gdy tuż przed północą zaczyna się trząść łóżko, to do głowy przychodzi najpierw jedna myśl - straszy! :))) Ale wszystko w porządku:)Jaskółki mają swoje gniazdo piętro wyżej, więc czasem czuję się jak w "Ptakach" Hitchcoca, gdy wyklują się młode i wszystkie okoliczne jaskółki zlatują się, by przywitać młode. Tzn. ja to sobie tak tłumaczę, bo przecież z kurtuazyjną wizytą raczej nie przylatują:) Za oknem jest wtedy czarno i piskliwie i wrażenia są nie mniejsze niż przy trzęsącym się łóżku:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawda? I po co jechać szukać wrażeń gdzie indziej:)Mówisz, że spóźnione już pędzą? Hmmm.... Bo już ich nieobecność zaczęłam sobie tłumaczyć, jako ostrzeżenie przed nawrotem zimy:) A tej pani to ja już dziękuję:) Teraz czekam na lato, bo mnie- zwierzęciu ciepłolubnemu, już trzeba wyższej temperatury niż te marne 17 stopni:)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Podobno do wszystkiego można się przyzywczaić. Gdy zaczynałam pracę - w szkole podstawowej w jednej z dzielnic mojego miasta, takie kopalniane tąpnięcia zdarzały się częściej. I pierwszy raz wystraszyłam się nie na żarty, gdy mi odjechało biurko:) Dzieci przyzwyczajone złapały swoje stoliki, ja nabrałam wprawy za którymś razem. Co innego, gdy nagle na środek pokoju wyjeżdża stolik czy wersalka, a co innego starcić nagle z pola widzenia biurko:) Zresztą kiedyś kołysało częściej, teraz kopalnie wydobywają mniej to i mniej kołysze. Choć puste wyrobiska jeszcze nie raz zgotują nam niespodziankę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja się cieszę, że nie mieszkam w Bytomiu:) Tam dopiero kołysze, a przynajmniej kołysało, gdy kopalnie fedrowały całą parą:))I nie ma się co bać, to tylko tąpnięcie, a Ślązacy to rogate i niepokorne dusze, co nam takie tąpnięcie:))Mam nadzieję, że piosenka się podobała, bo mnie się jakoś nie udaje od niej uwolnić od kilku dni:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Mnie też nie jest wszystko jedno i cieszę się z każdego dnia, gdy mogę rano otworzyć oczy i zobaczyć jasne niebo nad głową. Ale nie boję się burzy, nawet czekam z utęsknieniem na wiosenną burzę. Wczoraj trochę popadało - dziś już jakoś weselej, zieleń soczystsza. Ale na niebie dalej ciężkie chmury, może więc będzie szansa na choć malutką burzę, choć jeden piorun:)Zaraz biegnę do Ciebie, zajrzeć co nowego po takim długim czasie:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam nadzieję, że silniejsze do nas nie dotrą. Choć, skoro pojawiaja się traby powietrzne, niegdyś u nas nie znane, to kto wie. U nas na Śląsku od dawna kołysało, więc dzwoniące w witrynkach mebli kieliszki i talerzyki to jakoś normalny niemal odgłos, ale od kiedy kopalnie zaczęto zamykać - i tąpnięcia są jakoś rzadsze. Kto wie, co nam przyniosą za niespodziankę puste wyrobiska. Póki co od czasu do czasu zakołysze, raz mocniej jak we wtorek, raz słabiej, ale też odczuwalnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ufff, nic przyjemnego takie tąpnięcie w środku nocy. W dzień, oczywiście, też nie, a jednak w nocy człowiek bardziej wystraszony jest zdarzeniami: ze snu wybudzony, nie wie, co się dzieje..Rzeczywiście, nie ma jeszcze jaskółek. Ale za to drzewa buchnęły kwieciem :-))

    OdpowiedzUsuń
  16. Jakbym spała, to pewnie bym nawet nie poczuła, że mi się coś z łózkiem dzieje:) Śpię jak kamień:))A wiesz, że chyba dziś rano widziałam jaskółki za oknem? Hmmm... chyba, ze to były inne ptaki, tylko ja jeszcze zaspana byłam i coś mi się przywidziało.Pozdrawiam niedzielnie:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Kurczę, a mnie każdy szmer budzi..

    OdpowiedzUsuń