- Starzeję się, jak nic. Zaczęłam czytać nekrologi w gazetach – rzuciłam od niechcenia między jednym, a drugim kawałkiem sernika.
- A co? Szukasz swojego? – Ewa odbiła piłeczkę, wpatrując się w swój talerzyk.
- Jeszcze nie znalazłam. To chyba dobry znak, co? – oddałam forhendem, walcząc z kolejną rodzynką.
- No, chyba dobry. Znaczy, że jeszcze żyjesz. Albo, że jeszcze nie wydrukowali – mlasnęła.
- Nie, no, chyba żyję – spojrzałam na nią z niepokojem. Wyczuwając przy okazji na sobie zdziwiony wzrok pary siedzącej przy stoliku obok. Że też ludzie nie mogą spokojnie porozmawiać, bo zaraz ktoś podsłuchuje…
Po chwili milczenia, Ewa podjęła temat:
- A do ogłoszeń matrymonialnych nie zajrzałaś?
- Nie. A co? Bardziej fascynująca lektura? – uśmiechnęłam się złośliwie.
- Nie wiem. Nie czytam – odpowiedziała nawet na mnie nie patrząc. Ale za chwilę podniosła wzrok znad talerzyka. – Ale ciekawe, jak by wyglądało Twoje – dodała z nieukrywaną złośliwością w głosie.
- A po co mam pisać? I co ja bym tam w ogóle niby miała napisać? – ręka z kawałkiem ciasta na widelczyku zawisła mi w powietrzu.
- Nie wiem… - zawiesiła głos. – Że nie lubisz ciast z różnymi paściami? - spojrzała z zainteresowaniem na mój talerzyk, wystrojony rodzynkami tak skrupulatnie wyłuskanymi z sernika.
- I jak by to wyglądało: „Młoda, sympatyczna, nie lubiąca ciasta z rodzynkami…”?
- Z tą młodą to przesadziłaś – przerwała mi zanim się rozpędziłam.
- Czepiasz się. Młoda jestem. 18+VAT.
- Taaa… I to nic, że ten VAT to już 100% - wcale nie próbowała ukryć złośliwości.
- Jeszcze trochę mi brakuje – burknęłam. – I czepiasz się tak w ogóle.
Po chwili ciszy, zerknęła na mnie.
- No to?... – zaczęła. – Co dalej?
- No to – kontynuuję, - biorąc pierwsze lepsze ogłoszenie na tapetę: „Brunetka, brązowe oczy..”
- Brunetką to ty byłaś przed pierwszym farbowaniem – znów mi przerwała. – Potem to nawet ruda byłaś.
- Ale nigdy marchewkowa – zaprotestowałam. – I „Wiesia – wisieńka” też byłam, przyznaję, ale teraz już jestem prawie jak oryginał.
- Prawie – staksowała mnie wzrokiem.
- No przecież bez sensu by pisać, że to mahoń, bo dla faceta to i tak jeden kit – zmarszczyłam brwi.
- No dobrze już, dobrze – próbowała załagodzić sytuację. – To jak to leciało z tą brunetką?
- No jakoś tak, że 177 na 67, na 89, na 72, na…
- Ej no! Doktorat z matematyki chcesz pisać, czy meble na allegro wystawiasz? – stuknęła widelczykiem o talerzyk.
- No, ale tam tak było – wyjąkałam.
- Czyli jednak czytałaś – uniosła brwi.
- No dobra, rzuciłam okiem – wywróciłam artystycznie oczami.
- Nie no, ok. Pewnie nawet dokładnie przestudiowałaś od pierwszego do ostatniego, ale nie ważne. Przecież te cyferki to bzdura jakaś. Zalety kobieto! O zaletach trzeba napisać. Przecież znaczna większość tych z ogłoszeń to chodzące ideały, wysokie, nie pryszczate, bez nadwagi, zobowiązań i takich tam – zamachała ręką, jakby się od muchy odganiała.
- A... – odpowiedziałam inteligentnie pełnym zdaniem. – No a co z rodzynkami? – szepnęłam.
- A to ja mogę zjeść – odparła bez zająknięcia, zgarniając wszystkie na swój talerzyk.
- Nie, kto je zje, tylko, że..
- Że nie lubisz? – zerknęła zza filiżanki tym razem. – Cóż. Każdy ma jakieś małe tajemnice.
- No tak, małe… - westchnęłam. – Choć te rodzynki to i tak nic w porównaniu z tą cholerą co we mnie siedzi.
- Zawsze można by napisać, że jesteś kobieta – wulkan, ale zapewniam, że zostanie źle zrozumiane –wpakowała do ust kolejną rodzynkę.
- Chyba raczej bomba ze spóźnionym zapłonem – jęknęłam walcząc z ostatnim kawałkiem sernika. – No to jak pani profesor, twoim zdaniem, takie ogłoszenie miałoby wyglądać, hm?- podniosłam wymownie brwi.
- A ja wiem – zastanowiła się chwilę. – Że miła, po trzydziestce, pozna sympatycznego pana…
- Taaaa…. „Dla sympatycznego pana Miecia z turnusu trzeciego..” – przerwałam jej naśladując niejakiego Wojciecha M. – A tak w ogóle, to co ja tak ciągle na tapecie? – stuknęłam palcem w blat stołu. – Ciekawe, jak by twoje wyglądało?
- A co ja bym tam niby miała napisać? – spojrzała zdziwiona, powtarzając niemal dokładnie moje własne słowa.
- A choćby to, że lubisz sernik z rodzynkami – wyszczerzyłam zęby.
- Jesteśmy stuknięte – pokręciła głową krztusząc się ze śmiechu.