piątek, 22 stycznia 2010

znowu


Co „znowu”? Znowu się zaczytałam. A jak się zaczytam, to tracę zupełnie kontakt z rzeczywistością. Zapominam, że jestem głodna, że jest coś takiego jak telewizor, komputer a nawet telefon. Rzadko rzucam się na nowości wydawnicze, czy biegnę upychać się do kolejki na premierę filmową. Zazwyczaj czekam, aż kino się przeludni i kolejka do wypożyczenia książki w bibliotece zmaleje. Potem słyszę, że „mam zapłon”, ale czy muszę iść za dzikim tłumem?
Tym razem chyba poszłam:) Larsson już niecierpliwie przebiera drobnymi stópkami trochę ponad dwudziestu setek stron, strosząc z półki grzbiety opasłych tomisk. Ale skoro ja na niego tyle czekałam, to teraz on może poczekać na mnie kilka godzin. Póki co, odpłynęłam z Bellą i Edwardem. Dobrze mieć bibliotekę pod nosem, a w bibliotece swoje byłe uczennice:) Jeden telefon z hasłem „Jest” - i 5 minut później już siedziałam na własnym łóżku, przyglądając się okładce i zastanawiając się, co takiego ma w sobie ta książka, że tak trudno ją wypożyczyć… 
Czy zostanę zlinczowana, gdy powiem, że to taka „Ania z Zielonego Wzgórza” XXI wieku? Przepraszam za porównanie, ale tak mi się skojarzyło. Będąc nastolatką, ja i moje koleżanki, namiętnie rozczytywałyśmy się w historii Ani, zastanawiając się „Pocałują się, czy nie?”. „Będzie z Gilbertem, czy nie?” Dzisiejsze nastolatki ( i nie tylko, hihi) z wypiekami na twarzy czytają o niemożliwej wprost miłości zwykłej dziewczyny do niezwykle przystojnego wampira i zadają sobie podobne pytanie: „Będą razem, czy nie?”. Sama nie mogę się doczekać finału. A przede mną jeszcze czekanie na kolejne tomy. Cóż. Kolejka:)
Ale miło było zaczytać się bez pamięci. Przez te kilka godzin czytania, znów miałam 17 lat. I do tego, zupełnie bezwiednie, znalazłam pewne podobieństwa:) Może nie siałam spustoszenia na wuefie, ale zdarzyło mi się w liceum doprowadzić do łez profesora, podczas ćwiczeń akrobatycznych na równoważni. Wszystko było w porządku, cały układ prawie idealny, dopóki nie zrobiłam tzw. „jaskółki”. Roześmiał się wtedy swym tubalnym głosem stwierdzając, że wyglądam raczej jak zestrzelony Messerschmitt niż jaskółka:) Zagrożeniem byłam jedynie może dla własnej drużyny podczas gry w koszykówkę, gdyż nigdy nie umiałam trafić do kosza ( i dalej nie umiem…). No i na rękach ani na głowie nie stawałam. Prosiłam o zaoczne wpisanie odpowiedniej oceny, bo żadna siła do dziś nie jest mnie w stanie przekonać, że to normalne, by głowa była tam, gdzie być powinny nogi i odwrotnie...
Do dziś jednak idąc ulicą nie rozglądam się na boki, tylko patrzę pod nogi. I to dosłownie. I to nie dlatego, że jestem chorobliwie nieśmiała. Ale dlatego, że jestem w stanie zaplątać się o własne nogi i nawet na prostej drodze potknąć o czubki własnych butów. Jedna dziura w chodniku – inni wyminą, a ja do niej wejdę. Po schodach też schodzę ( i wchodzę…) tylko obok poręczy, ze wzrokiem utkwionym w stopy. Wystarczy bowiem jeden spontaniczny rzut okiem w bok i… mknę w dół z prędkością światła … Taki mój urok:) 
Właśnie – urok. Po wczorajszym ślęczeniu nad książką, sama dziś roztaczam urok wampirzycy, z przekrwionym wzrokiem i przecudnej urody cieniami pod oczami. Mróz na dworze był zatem dziś dla mnie wyjątkowo zbawienny. Obudziłam się w jednym momencie. Bo przecież w końcu kiedyś i tak trzeba się obudzić z najpiękniejszego snu. I w rzeczywistości urocze wampiry po jakimś czasie okazują się świetnie zakamuflowanymi, nieromantycznymi pijawkami. Albo to ja mam takie szczęście przyciągać takowych… A z całej wampirzej rodziny i tak największą, nieodgadnioną dla mnie miłością, darzą mnie greckie komary:)



8 komentarzy:

  1. Dawno już nie czytałem tak namiętnie książki, chociaż jak dorwę jakąś ciekawą to faktycznie robię wszystko aby ją jak najszybciej przeczytać i nieskromnie powiem, ze udaje mi sie dość szybko zazwyczaj chociaż Encyklopedii 13 tomowej nie przebrnąłem ;))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię stan zaczytania!!! Może nie mam tak wybitnych zdolności kinetycznych jak Ty Ewutku, ale panicznie boję się schodów i z zazdrością patrzę na osoby śmigające biegiem w dół. Ja kurczowo trzymam się poręczy i dostojnie schodzę w dół Kiedyś, w wieku lat 4 bawiłam się z dzieciakami na schodach- zabawa była kretyńska, stawało się na górze półpiętra i skakało w dół. Wylądowałam na drzwiach sąsiadki, obijając się po drodze o schody. Od tamtego czasu nabrałam szacunku do schodów.:)))Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Stan zaczytania jest euforyczny! Najbardziej lubię, gdy mam do wchłonięcia kilka tomów. I tylko smutek, gdy górka topnieje...A po schodach bez trzymania się poręczy ani rusz!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przynam się, że nawet nie próbowałam się zabierać za encyklopedię:) Podejrzewam nawet, że to niezbyt porywająca lektura;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nawet nie musiałam skakać ze schodów - zresztą dobrowolnie bym tego nie zrobiła. Sturlałam się z półpiętra, robiąc rumor i krzycząc w niebogłosy. Może gdzieś mi to zostało w podświadomości i dlatego tak reaguję na schody? Cóż - przyciąganie ziemskie jakoś działa na mnie silniej niż na innych:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, tak. I to uporczwe wpatrywanie się w zegar, że to już taka godzina... Biegnę sprzątać, bo jak zacznę czytać, to nawet tego nie zrobię;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Efciu, czytając rozmarzyłaś się i znów byłaś nastolatką, też chciałabym to odczuć. Ale nie wiem, czy książka o wampirze to zrobi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie ją czyta moja Mama i jestem ciekawa, jakie zrobi wrażenie na niej...

    OdpowiedzUsuń