poniedziałek, 18 stycznia 2010

co za dzień...


Jak to dobrze, że dzień się już kończy. A zapowiadało się niewinnie. Nawet obudziłam się tak dziwnie wcześnie, czyli koło ósmej… (słownie napisałam, żeby wątpliwości nie było).
Od rana sypał drobny śnieg, temperatura trochę na minusie – ot, zima. W głowie helikopter od rana (jakiś halny znowu, czy co?), ale byle przetrwać do wieczora. Autobus jak zwykle się spóźnił, bo ja byłam tym razem na przystanku wcześniej. Gdybym wyszła na tzw. „styk”, to pewnie bym goniła za nim do przystanku, bo byłby minutę przed czasem… No i od razu na dzień dobry (a raczej dobry wieczór, bo już po 17 było…), tydzień przed testem, dowiaduję się, że mój dobry kolega Krzysiu, zrezygnował z angielskiego :( No i jak ja biedna teraz z tym nieszczęsnym listeningiem sobie poradzę? Przecież to bełkot jakiś, z którego nijak słowa wyłowić się nie da… Postanowiłam wysłać mu okazjonalnego smsa, żeby nie myślał, że koleżanka, od której ściągał gramatykę, o nim zapomniała. I oto wtedy właśnie, mój namacalny el dżi kuki, dostał małpiego rozumu. I choć go usilnie stukałam palcem tu i tam – nie chciał się nawet odblokować. Już wcześniej nieraz wyprawiał jakieś czary – mary przy pisaniu sms-ów, bo np. przyciskałam „j” to mi się pisało „a”, albo zamiast spacji nagle wysyłał mi niedokończonego smsa, ale tego, co wymyślił dziś, to sama bym nie wymyśliła. Zawsze mówiłam, że sprzęt elektroniczny mnie ewidentnie nie lubi i właśnie uzyskałam kolejne potwierdzenie na ową tezę. Nie tylko, że nie reagował na moje pukanie i wołanie „Hallo!” (wiem, wyglądałam co nieco dziwnie), to wyłączyć też się nie dał… Więc kobiecym sposobem – wyjęłam z niego baterię. „Może zamarzła?” – pomyślałam z troską. Ogrzałam w łapkach, włożyłam z powrotem i… I jak wpisać pin, skoro naciskam 7 a podświetla się 3?... Cud, że się w ogóle coś podświetliło…
Poskładałam go w całość, żeby czegoś, nie daj Boże, nie zgubić i przetrwałam do końca zajęć. (Właśnie się przeprosiłam ze starą, dobrą nokią. Tylko muszę się odzwyczaić od macania ekranu…).
Gdy wyszliśmy, mróz był jakby trochę większy, a już na pewno śnieg sypał bez opamiętania. Właśnie zdawałam Ewie relację z tego co mnie spotkało, gdy nagle wyminął nas jakiś facet. Chyba mu się bardzo spieszyło, bo kurtka rozpięta, prawie biegł, by nas wyprzedzić. I nagle… Jak się nie odwróci, jak nie zaświeci klejnotami… Nosz matko jedyna! Mróz, śnieg, pełno ludzi, bo to główny deptak metropolitalny, a ten…
- Skurczył się z zimna? – usłyszałam nagle własny głos.
Facet był zaskoczony jeszcze bardziej niż ja. Jak się szybko znalazł, tak szybko zniknął. Ewa spojrzała na mnie zdziwiona.
- Nic, panu się coś pomyliło – odpowiedziałam, na jej nieme pytanie. Ale w środku aż się we mnie gotowało.
Mocny akcent na koniec dnia. Nie ma co. I oby już nic więcej mi się dziś nie przytrafiło. Może lepiej, dla pewności, pościągam to co wisi nad łóżkiem. Jeszcze mi coś w nocy spadnie na głowę…




16 komentarzy:

  1. Zakończenie dnia nie takie znów straszne, choć może trochę ,,minimalistyczne''. :))) Takie dni bywają po prostu. Ale tylko raz na jakiś czas! A poza tym z Nokią zawsze pewnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Ewulko! Tak się czasem wychodzi z "wszystkomającymi" telefonami. Tylko fontanny i wodotrysku im brakuje a... nie chcą dzwonić, albo się same wyłączają. Ja mam taką pancerną Nokię, którą i piwo otworzę i co pomniejszy gwoździk przybiję. Serio. Przez chwilę miałem coś innego z takich co to "krawaty wiąże i przerywa ciążę", ale się sam odblokowywał w kieszeni, więc go pogoniłem gdzie tylko. Facet Cię chyba podrywał, choć na mrozie to mu nie zazdroszczę. ;-) Czasami takie dni się zdarzają, oby nie za często. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tym przestawem numerów i cyferek to nic innego jak miałaś włamanie. Tak samo jest w kompie. Tel.też potrzebuje ochrony,zwłaszcza jeśli masz w nim jakieś dokumenty. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Ewutku, już przy pierwszym fochu komórki należy ją oddać do serwisu, bo pewnie trzeba przeprogramować "interfejs". Mnie już 2 Nokie w ten sposób przeprogramowywali i tez mialam podejrzenie,że to mój zły wpływ na to urządzenie.A odzywkę dałaś świetną , tzw, z gatunku odzywek kastrujących.I dobrze, należało mu się.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. i sprawdx pod łóżkiem, czy ktos tam nie lezy?:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj tak, niezawodnie i do tego nie dzwoni sama do połowy ludzi na liście... Bo ile można się tłumaczyć, że to nie ja, tylko mój telefon?...

    OdpowiedzUsuń
  7. I dlatego zawsze unikałam "wszystkomajacych" telefonów... Aż się skusiłam, bo aparat fotograficzny miał całkiem do rzeczy, a że nie posiadam takowego, to lepszy rydz niż wróbel na dachu - czy jakoś tak to było:)A co do tego pana z ulicy - podrywał mówisz? Hmmm.... To jakiś wysoce oryginalny sposób na podryw - na mnie zdecydowanie nie działa:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdybym miała włączone bluetooth - byłoby to możliwe, ale mam je zawsze wyłączone. Nie, to nie włamanie, po prostu przestał reagować na dotyk, czyli coś mu się popsuło najnormalniej w świecie... Ot - maszyna, kolejna do popsucia:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak mi ktoś kiedyś właśnie radził: w takich chwilach nie krzyczeć, tylko ośmieszyć. I zawsze działa. Niestety nie raz mi się zdarzało "testować"...

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie strasz, proszę:) Bo detektory ruchu każę zamontować przy drzwiach wejsciowych:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mocny akcent! Ale jaki refleks!!! Pozdrawiam koleżankę po fachu :)PeeS. Już tu kiedyś byłam. Od Mironga:)))http://nivejkowy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. itaj Efciu, powtórzę, bo nie wiem, czy zajrzałaś pod poprzedni post, miło mi że jesteś (ja ostatnio nie regularnie uczestniczę w życiu blogowym). Dzień ten był niesamowity, ale takie się wszystkim zdarzają, gratuluję szybkości reakcji wobec obnażacza. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam koleżankę po fachu:) To ja się może nie będę przyznawać, że wchodziłam na nivejkowy.blogspot wszystkim możliwymi furtkami, przez inne podwórka?:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zajrzałam Nolu:) Ja też coś ostatnio się "opuściłam" w zaglądaniu tutaj- czasem tak bowiem jest, że nasze realne życie nam na to nie pozwala. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zdarzają się takie dni, ale przeważnie udaje się je przeżyć do samego końca, jak widać koniec Twojego dnia był wybuchowy tylko ten wybuch Dynaminator słabo przygotował :))) a Twoja reakcja genialna, po prostu genialna :))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Takie dni trzeba przeżyć do samego końca:) W przeciwnym razie nie dowiemy się co nas czeka kolejnego dnia:) pozdrawiam:))))

    OdpowiedzUsuń