wtorek, 26 marca 2013

wiosny mi się chce...

Niechciej straszny mnie dopadł i już nawet nie próbuję na nikogo ani niczego zrzucać winy – nie chce mi się okrutnie i już.


Julia z Zeusem już od ponad miesiąca się panoszą w małym pokoju (o rany – przecież ja już tu tyle czasu nawet nie zaglądałam...) i przyznam szczerze – zupełnie inaczej odebrałam Zeusa w sklepie, a całkiem inaczej wygląda spanie na nim noc za nocą. Po prostu rewelacja! Co prawda wtarganie go na moje wysokości po schodach okupione zostało porządnym krwiakiem na plecach, złamanymi paznokciami i bólem mięśni długo odczuwanym jeszcze po (do windy się nie zmieścił, bo za duży...), ale dziś wspominamy to z Mamą już formie rodzinnej anegdoty. Niestety – kurier przyjechał o takiej porze, gdy mężczyźni są w pracy. No a effka miała ferie...


Wichrowe Wzgórze już prawie przygotowane do świąt. Choć tradycyjnie ich wcale nie czuję. Teoretycznie mamy rekolekcje więc i czasu na sprzątanie niby więcej. Ale tylko teoretycznie. Bo tu jakieś indywidualne, tu szkolenie, tu malowanie jajek, tu zaległe arkusze ocen, tu jakaś nawiedzona mamusia. Przepraszam za to „nawiedzona”, bo nie pierwszy raz mi się zdarzyło, by matka przyszła pytać o przyczyny jedynek ukochanego synka i nie pierwszy raz odpowiadałam na pytanie „dlaczego?” - „bo leń”. Ale pierwszy raz mi się zdarzyło, by mamusia poprosiła o pytania do sprawdzianu, bo... „w opinii poradni są zalecenia”. Oczy mi wyszły na wierzch ze zdziwienia. Może i są zalecenia, ale nie by dzieciak dostawał pytania na sprawdzian! Grzecznie (języka o mało sobie przy tym nie odgryzłam) odmówiłam, tłumacząc cierpliwie po raz kolejny przyczyny uczniowskich niepowodzeń na moim przedmiocie. Nie wiem czy mamusia była usatysfakcjonowana odpowiedzią czy nie, ale rozgrzała mnie tak bardzo, że dopiero po półgodzinnym pobycie w wymrożonym kościele zaczęłam odczuwać, że kostnieję coraz bardziej. Wczoraj bowiem przymarzłam do ławki od razu i do wieczora przeleżałam pod kocem próbując odtajeć... Jeszcze jutro... I w ten sposób zamiast sprzątać – po przyjściu do domu wlewam w siebie hektolitry ciepłej herbaty i owijam się w koc. Ale przedświąteczne szaleństwo zakupowo – sprzątaniowe jest mi na szczęście obce więc zupełnie powoli, bez zadyszki, coś tam szkubnę każdego dnia i w efekcie na pewno w święta będzie czysto. Serce mi tylko krwawi, bo kuchenne okno 'mgłą zaszło' jakiś czas temu, a wiosenne mrozy skutecznie uniemożliwiają jej likwidację. Podejście poważne było w sobotę, ale po tym jak zeskrobywałam szron z okna w małym pokoju – ochota na mycie tego w kuchni ulotniła się w mgnieniu oka. Cóż, trzeba będzie poczekać aż pani wiosna zdecyduje się na wyjście z ukrycia. Czego wszystkim i sobie życzę, by stało się to jak najprędzej, bo zimna mam już stanowczo dość. Wiosny mi się chce...