Niniejszym odtrąbiłam koniec koszmaru zwanego remontem. Co prawda Ewa stwierdziła, że jak mnie zna, to za jakiś czas znów coś rozgrzebię (a ciągle jest co:) ), ale póki co napawam się nowościami. Walka to była długa, ale wychodzę z niej z tarczą. Wszystko wisi, stoi i leży gdzie powinno. Teraz tylko… muszę zapamiętać dokładnie co gdzie jest:) Bo oczywiście nie jest tam gdzie było jeszcze dwa miesiące temu. Zatem przede mną czas błądzenia po własnym mieszkaniu i szukania wszystkiego. Ale do następnego remontu nauczę się gdzie czego szukać. Tfu! Do jakiego remontu ja się pytam??? :)
I tylu pożytecznych rzeczy się nauczyłam przez ten czas. Te wszystkie gipsy, tynki, farby, drzwi, klamki i inne dziwne rzeczy, które mi przyszło kupować… I już wiem, że przy drzwiach do łazienki trzeba uważać, by nie kupić prawych klamek do lewych drzwi… A tak właśnie zrobiłam, gapa… Bo do pokoju klamki są uniwersalne, a do łazienek już nie…
Nawet grubość i długość śrub to już żadna chińszczyzna dla mnie. Może szafy sama bym nie złożyła, bo pewnie nie trzymałaby pionu, ale roletkę do zasuwania szafki – o, to już bym sobie poradziła. W końcu tyle godzin spędziłam z moim miłym panem Majstrem. Tu podglądnęłam, tam dopytałam, tam sam tłumaczył jak małemu dziecku…
I te nieszczęsne kolory. Aż podskoczyłam jak oparzona, gdy w środę krzyknął z przedpokoju:
- Ale niesamowicie wygląda ten orzech z tym szampanem!
- Matko jedyna, jaki znowu szampan?! – krzyknęłam przerażona, szukając błędnym wzrokiem czegoś co można by podciągnąć pod szampan. A pan się uśmiechnął szeroko pokazując mi … okucia do szafy. W życiu bym nie wpadła na to, że to jakiś szampan, no ale w końcu to on kupował i pewnie pod taką nazwą te okucia funkcjonowały w hurtowni. Bo miał przykazane, że ma być podobne do klamek, żadne białe, srebrne, czy złotopodobne… Zresztą ten sam kolor na moich klamkach nosi nazwę „antyczny mosiądz”… Dziwne? Eee… Wcale. Zagadnienia kolorów już przerabialiśmy przecież:) Ale to nie tylko przy farbach można się pobawić nazwami kolorów. Moja szafa to zestawienie orzecha i klonu (a dokładniej nazywa się to klon jasny Vancouver). Drzwi wejściowe to złoty dąb. Że niby tu dąb, a tu orzech? Żadna różnica:) Wyglądają, jakby z kompletu. Więc uwaga – będzie ciąg dalszy. Wszystkie drzwi wewnętrzne to… dąb:) I nijak się ma ten dąb to tego z drzwi wejściowych. Więc temat kolorów uważam za zamknięty:)
I temat remontu też. I już Was nie będę na ten temat zanudzać. Teraz biorę się za to opasłe tomisko, które od kilku tygodni straszy mnie z półki przy łóżku i już mam całą listę pobożnych życzeń do pani z biblioteki. Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko przeczytać zanim mi się urlop skończy. Bo potem… To już tylko kartkówkowe bzdury mi zostają do czytania. No i radosna twórczość własna na potrzeby nie wiadomo kogo…