wtorek, 31 marca 2009

jedyne co mam..

Pozwól, Bogdan, że Cię zacytuję "Nie wszystko jest tym, czym się zdaje. A to co się zdaje, wykracza poza to czym jest".
A ja się już nie zmienię. I będę dalej wierzyć i ufać, i tupać ze złości nogami, jak coś będzie nie tak, jak miało być, a potem się uśmiechać. Bo choć czasem bardzo zaboli - nie potrafię inaczej. Tylko smutek w sercu szybko nie znika. No ale cóż. Nie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli, by było, bo nie na wszystko jednak mamy całkowity wpływ. I choć czasem trudno się z tym pogodzić, chyba nie ma innego sposobu niż właśnie to zrobić.
Dopiję kawę i z duszą na ramieniu idę do pracy. Dziś trudny dla mnie dzień. Mam nadzieję, że będzie po mojej myśli i po pochmurnym poranku przynajmniej wieczór będzie całkiem inny.

 kawa 

sobota, 28 marca 2009

..

Młody ma jutro urodziny. Ale, że na kinderbal się wiekowo nie załapaliśmy, więc niedziela znów upłynie pod hasłem "Goście, goście". Tym razem jednak to ja będę gościem. Miła odmiana.
Oczywiście, z moim zapałem i zamiłowaniem do robienia zakupów, po prezent pojechałam dopiero dziś. Mogłam wczoraj, bo... Ale...
Nieważne. Pojechałam dzisiaj. Przy okazji kupiłam milion innych rzeczy, o których do tej pory mówiłam "Kiedyś sobie kupię". I właśnie owo "kiedyś" nastąpiło dziś.
Czy poprawił mi się humor? Nie do końca. W każdym razie wieczór upłynął jak w tej piosence:
"Lubię ten stan, rozkoszne sam na sam
Cisza i ja,
Cisza, czas i ja.."
Tzn, nie do końca lubię, ale czasem tak bywa...
W telewizorni oczywiście same bzdury. Filmy, które warto by było zobaczyć, są emitowane o tak nieludzkich porach, że gratulacje dla odpowiedzialnych za układ programów, za brak wyobraźni. Ale w końcu coś dla siebie znalazłam. A, że oglądając film, zawsze muszę znaleźć w nim cytat, który wkrótce zacznie żyć swoim życiem, tak też było i tym razem.
"Szczęśliwe zakończenie mają tylko bajki, które jeszcze trwają".
A co, gdy przestaje się wierzyć w bajki?...

poniedziałek, 23 marca 2009

w liliowym kapeluszu

Leje... Zmokłam jak przysłowiowa kura. Nawet ze mnie nie kapało, ale się wprost lało... Do tego, jakby na dworze nie było wystarczająco mokro i paskudnie, w autobusie też się lała woda - z sufitu, więc w dzisiejszy wieczór powinnam kumkać jak żaba. Kum, kum...
Kolejka górska nie chce się zatrzymać i właśnie wiszę głową w dół i trzymam się kurczowo barierki zabezpieczającej, by nie upaść całkiem na głowę i się nie potłuc niemiłosiernie. I choć wiem, że pewnie jutro wywiezie mnie gdzieś na wyżyny i będę dla odmiany dyndać nogami i patrzeć na wszystko z dość odległej perspektywy - dziś wszystko jest jakoś nie tak jak ma być. Chyba to wysypanie pół kilo soli na kuchnię nie przejdzie ot tak sobie, bez skutków ubocznych... Nawet zimna woda w kuchni jak na złość nie chce lecieć, bo się pan kran na mnie obraził i zakręcił się na amen. Trzeba się będzie jutro zaprzyjaźnić z jakimś kluczem francuskim...
Zagubiona we własnych myślach, wyglądając przez zalane deszczem okna autobusu, przypomiałam sobie ten tekst. Dostałam go od mojej byłej uczennicy jako komentarz do profilu na nk. Trafiła wówczas w dziesiątkę, a nawet nie wiedziała (bo i skąd), że miałam wyjątkowo paskudny humor. Przeczytałam i... uśmiechnęłam się. I to była pierwsza rzecz, po jaką sięgnęłam dziś po wejściu do domu. Potem zajrzałam tutaj, otarłam ukradkiem łezkę wzruszenia, przemyślałam wszystko jeszcze raz i założyłam liliowy kapelusz...

"Kiedy kobieta ma 5 lat: 
Ogląda się w lustrze i widzi księżniczkę. 

Kiedy ma 10 lat: 
Ogląda się w lustrze i widzi Kopciuszka. 

Kiedy ma 15 lat: 
Ogląda się w lustrze i widzi obrzydliwą siostrę przyrodnią Kopciuszka: "Mamo, przecież tak nie mogę pójść do szkoły!" 

Kiedy ma 20 lat: 
Ogląda się w lustrze i widzi się "za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste", ale mimo wszystko wychodzi z domu. 

Kiedy ma 30 lat: 
Ogląda się w lustrze i widzi się "za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste", ale uważa, że teraz nie ma czasu, żeby się o to troszczyć i mimo wszystko wychodzi z domu. 

Kiedy ma 40 lat: 
Ogląda się w lustrze i widzi się "za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste", ale mówi, że jest przynajmniej czysta i mimo wszystko wychodzi z domu. 

Kiedy ma 50 lat: 
Ogląda się w lustrze i mówi: "Jestem sobą" i idzie wszędzie. 

Kiedy ma 60 lat: 
Patrzy na siebie i wspomina wszystkich ludzi, którzy już nie mogą na siebie spoglądać w lustrze. Wychodzi z domu i zdobywa świat. 

Kiedy ma 70 lat: 
Patrzy na siebie i widzi mądrość, radość i umiejętności. Wychodzi z domu i cieszy się życiem. 

Kiedy ma 80 lat: 
Nie troszczy się o patrzenie w lustro. Po prostu zakłada liliowy kapelusz i wychodzi z domu, żeby czerpać radość i przyjemność ze świata.  

Może wszystkie powinnyśmy dużo wcześniej założyć taki liliowy kapelusz..."


wiosna idzie po cichutku...

Czuję się ostatnio jak na kolejce górskiej: szybko w górę, a potem gwałtownie w dół i ostry zakręt... I do góry nogami - że niebo pod stopami, a głowa gdzieś na czubkach drzew...
Zakręcony tydzień, a po nim jeszcze bardziej pokręcony weekend. Ale bardzo udany, więc absolutnie nie narzekam. Tylko, że jak jutro na angielskim znów się mnie spytają co robiłam w weekend i powiem, że codziennie miałam jakąś imprezę, to już całkowicie przylgnie do mnie określenie "party animal" - a to całkiem do mnie nie pasuje:)) Ale przecież nie muszę mówić prawdy - prawda?:) Coś wymyślę jakby co  idea  

Niby wiosna przyszła. Tzn. do mnie do domu już przyszła - w wazonie tulipany, a w doniczce dumnie się pręży czerwonokrwista begonia. Tylko za oknem jakoś niewiosennie. Może i to się szybko zmieni.

 prezent 

sobota, 21 marca 2009

nagrody i wyróżnienia

I poczułam się przez chwilę jak gwiazda na wręczaniu conajmniej Oskarów. Nie było może czerwonego dywanu i całej tej wielkiej gali, ale mnie wystarczyło to co zobaczyłam. Dziękuję Ci Beatris za nominację:)Wczoraj Ty mi przypomniałaś o poezji naszego życia. Bo ostatnio jakoś szarą prozą zawiało...
Czyli, że teraz ja typuję kolejnych do nagrody? Przyznam, że wybór mam ciężki, zwłaszcza, że - jak widzę, niektóre moje "typy" już wytypowano. No i mam dylemat: 4 czy 7?

A zatem... Pam.. pam.....

  Dla Anabell :)
Za Jej ciekawość świata i niesamowite posty. Zawsze z przyjemnością i zaciekawieniem czytam, nawet, gdy nie ma mojego komentarza pod spodem.
 
 

  Dla Atiny :)

Już wiem, że czytając Jej posty nie można nic jeść, ani pić, bo niekontrolowane wybuchy śmiechu mogą się przydarzyć w najmniej oczekwianym momencie. Potrafi rozbawić, ale zmusić do refleksji również. Bystre oko obserwatora plus umiejętność doboru odpowiednich słów - oto cała Bezdomna:)
  
 
  Dla Flakonika :)

Mistrzyni Słowa w każdym calu! Każdy Jej post to uczta dla oczu i ducha. Nie znam nikogo, kto by tak pięknie potrafił posługiwać się słowem, z taką gracją i lekkością. Po prostu - poezja zawarta w prozie.
  
 
  Dla Tanyi :)

Za jej pełne refleksji posty, tak bardzo nawiązujące do naszej codzienności - nie zawsze łatwej, czasem skomplikowanej, ale czasem też i radosnej.
  

I są cztery...

Nie jest łatwo wybierać. Bo każdy z Was jest dla mnie wzorem i inspiracją. Od każego się uczę czegoś nowego i czujcie się wszyscy moi kochani czytacze wyróżnieni. Chcę jednak wyróżnić kogoś w sposób szczególny. Taki mój własny, prywatny "Kreativ Blogger".
  
  Dla Skosnej i Matika :)
Dla moich ulubionych, namiętnie od kilku lat inwigilowanych blogowiczów. Ich Pb zawsze wywołują na mojej twarzy uśmiech, nawet jeżeli to tyko cień uśmiechu przez łzy. 
I w tym miejscu chcę im podziękować za to, że są - bo to mnie często nie ma [jak ostanio... :(]. I za wczoraj. Dziękuję.

       

niedziela, 15 marca 2009

mamo... córko... - czyli każdy ma swój sposób na udany wieczór

Jeden niezręczny ruch i kawałek pokoju utonął w soku pomarańczowym. Bilans strat: zalany obrus, dywan, dwa telefony (jeden prawie utopiony..), dwie nogawki spodni (różnych w dodatku...), program telewizyjny i poduszka. Bo to wojna na poduszki doprowadziła do tej katastrofy...
Dziś niemal nie ma śladu po wczorajszym wieczorze. Telefony dokładnie zostały wytarte jeszcze wczoraj, obrus, po 10 godzinach moczenia w wybielaczu, z pomarańczowego stał się na powrót śnieżnobiały, podłoga już się nie klei, poduszka jeszcze trochę sztywna, ale od czego jest pralka. Gazeta z programem za to się klei, ale ważne, że literki się nie rozmyły:) Rano dodatkowo odkryłam pokiereszowany łokieć (mój łokieć..), ale że nikt nie pamięta kiedy i ewentualnie gdzie go tak pięknie zdarłam, więc ustalono wersję, że pewnie któryś z moich słoni mnie "dziabnął" w nocy;)
I jak teraz dodam, że jedynie mleko w mojej lodówce miało jakiekolwiek procenty, to się uśmiechniecie pod nosem:) Bo wszystkie tego typu "imprezy" są właśnie takie. Wystarczy super towarzystwo i odrobina szalonych pomysłów - i to nie tylko wojna na poduszki, ale choćby nocny wypad do "Biedronki", bo się właśnie komuś ciastek francuskich zachciało:) A do tego rozmowy, rozmowy, rozmowy... Jakbyśmy się nagadać nie umieli przez te wszystkie lata i ciągle nam było mało.
No i po każdym takim szalonym wieczorze zostaje jeszcze pozytywne nastawienie do świata - coś, jakby ładowanie akumulatorów. Co prawda moje ciśnienie dziś się zgubiło gdzieś w kopalnianych chodnikach biegnących pod moim blokiem, ale nie jest tak najgorzej. Przespałam całe popołudnie i czas się przestawić na tryb codzienności. Ciągle mi jednak po głowie chodzi pewna piosenka, która niemal zdominowała wczorajszy wieczór. Zatem - miłego słuchania życzę i udanego tygodnia:)
 

czwartek, 12 marca 2009

śnieg, aniołki i moja Babcia

W mojej głowie wieje halny. Myśli fruwają tu i tam, i nigdzie nie są w stanie zagrzać sobie miejsca na dłużej. Może to pogoda tak na mnie wpływa, może to, co wokół mnie się dzieje... Najłatwiej chyba za wszystko obarczyć odpowiedzialnością pogodę. Zresztą, jesteśmy chyba jedynym narodem na świecie, który wahania ciśnienia traktuje niemal jak sport narodowy i ewentualne niepowodzenia tłumaczy właśnie jego gwałtownym spadkiem.
Nie da się ukryć, że kiedy spada moje prywatne ciśnienie (jestem niskociśnieniowcem, więc tym bardziej źle, jak spadnie...), najchętniej podpięłabym się do kroplówki z czekoladą. Ale, że wyglądałoby to co nieco dziwnie, więc ratuję się na inne sposoby:)
Meteorologicznie trochę się zrobiło, choć nie miałam zamiaru pisać o pogodzie. Jaka jest - każdy widzi. W powietrzu już niemal czuje się wiosnę, ale zima ciągle kurczowo trzyma się chmur i jeszcze od czasu do czasu sypnie śniegiem, żeby się nam za bardzo w głowach nie poprzewracało. Typowe przedwiośnie. Pamiętam, że gdy byliśmy mali i był taki właśnie typ pogody: raz słońce, raz deszcz, a między tym jeszcze trochę śniegu, Babcia nam mówiła, że mamy być cierpliwi, bo Aniołki już robią w niebie porządki po zimie. Wietrzą i trzepią poduszki, pierzyny i puchowe kołdry. I, że to żaden śnieg, tylko pierze się sypie z Jezusowej kołderki...
Tak bardzo nam to określenie utkwiło w głowie, że do dziś, gdy jeszcze w kwietniu sypnie śniegiem, uśmiechamy się do siebie mówiąc: "Dobra, Janiołecki. Dość tych porządków. Schować pierzyny. Wiosna już przyszła" :)
Moja Babcia była kochana:)

sobota, 7 marca 2009

serce kobiety

Chciałam krótko, ale znów mi wyszło filozoficznie. Więc zostawię to na kiedy indziej. Dziś wobec tego całkiem inaczej. Znalazłam to dawno temu- nawet nie pamiętam gdzie. Może ktoś zna autora...

"Kiedy Pan stworzył kobietę, był to już jego 6 dzień pracy i w dodatku po godzinach... Pojawił się anioł i spytał:
- Czemu tyle czasu ci to zajmuje?
Pan mu odpowiedział:
- Widziałeś zamówienie? Musi być całkowicie zmywalna, ale nie plastikowa, ma 200 ruchomych części wszystkie wymienne, działa na kawie i resztkach jedzenia, ma łono, w którym się mieści 2 dzieci naraz, ma taki pocałunek, który leczy każdą rzecz od startego kolana do złamanego serca.
Anioł starał się powstrzymać Pana:
- To jest za dużo pracy na jeden dzień, lepiej poczekać ze skończeniem do jutra.
- Nie mogę, powiedział Pan.- Jestem tak blisko skończenia tego dzieła, które jest tak bliskim memu sercu.
Anioł zbliżył się i dotknął kobiety:
- Ale zrobiłeś ją taką miękką, Panie?
- Ona jest miękka, ale zrobiłem ją także twardą. Nawet nie wiesz ile może znieść lub osiągnąć.
- Będzie myśleć? - Spytał anioł.
Pan odpowiedział:
- Nie tylko będzie myśleć, ale rozumować i negocjować.
Anioł zauważył coś, zbliżył i dotknął policzka kobiety.
- Wydaje się, że ten model ma skazę. Powiedziałem Ci, że starałeś się dać za wiele rzeczy.
- To nie jest skaza - sprzeciwił się Pan - to jest łza.
- A po co są łzy? zapytał anioł.
Pan powiedział:
- Łza to jest forma, którą ona wyraża swoja radość, wstyd, rozczarowanie, samotność, ból i dumę.
Anioł był pod wrażeniem.
- Jesteś Panie geniuszem, pomyślałeś o wszystkim, to prawda, że kobiety są zdumiewające. Kobiety mają siłę, która zdumiewa mężczyzn. Maja dzieci, przezwyciężają trudności, dźwigają ciężary, ale obstają przy szczęściu, miłości i radości. Uśmiechają się kiedy chcą krzyczeć, śpiewają kiedy chcą płakać, płaczą kiedy są szczęśliwe i śmieją się kiedy są zdenerwowane. Walczą o to w co wierzą, sprzeciwiają się niesprawiedliwości, nie zgadzają się na "nie" jako odpowiedź, kiedy wierzą, że jest lepsze rozwiązanie. Nie kupią sobie nowych butów, ale swoim dzieciom tak... Idą do lekarza z przestraszonym przyjacielem, kochają bezwarunkowo, płaczą kiedy ich dzieci osiągają sukcesy i cieszą się kiedy przyjaciele odnoszą sukcesy. Łamie się im serce kiedy umiera przyjaciel, cierpią kiedy tracą członka rodziny, ale są silne kiedy nie ma skąd wziąć siły. Wiedzą, że objęcie i pocałunek może uzdrowić zranione serce. Kobiety są różnych wielkości, kolorów i kształtów. Prowadzą, latają, chodzą lub wysyłają ci maile żeby powiedzieć ci, że cię kochają. Serce kobiety jest tym co powoduje, ze świat się kreci. Kobiety robią więcej niż to, że rodzą.
Przynoszą radość i nadzieję, współczucie i ideały. Kobiety mają wiele do powiedzenia i do dania. Tak, serce kobiety jest zadziwiające..."


środa, 4 marca 2009

każde 'dziś' jutro będzie 'wczoraj'

Smutek, tak jak radość - przychodzi i odchodzi. Złość i szczęście - podobnie. To, co było wczoraj - odeszło, by zrobić miejsce temu, co miało nastąpić dzisiaj. Ale nawet dziś już jest przeszłością, bo jutro stoi za progiem.
Co przyniesie jutro? Dowiemy się, gdy nadejdzie:) Każdy dzień jest jedyny i niepowtarzalny. I to właśnie daje nadzieję, że choć wczoraj spadł deszcz - jutro zaświeci słońce, bo dziś na niebie pojawiła się tęcza.
Z dedykacją dla tych, dla których każdy nowy dzień jest obietnicą spotkania z tajemnicą jutra :
rozpakuj prezent:)

poniedziałek, 2 marca 2009

kanarek, czyli temat nie na temat

Włączył mi się dziś agresor. Nie wiem ile można wyłuchiwać obelg ze strony, delikatnie mówiąc, niewychowanych nastolatków. Nie wiem gdzie jest granica mojej wytrzymałości, nie wiem kiedy odpowiem takim samym językiem, jakim mówi się do mnie. Który normalny człowiek jest w stanie zacisnąć zęby i powstrzymać nerwy na wodzy, gdy w odpowiedzi na swoje "Proszę, wyjdź", "Proszę, uspokój się" "Proszę, zdejmij kaptur", "Proszę..." słyszy pod swym adresem "Odsuń się k***", "Odpier**** się"? A zaraz potem całą inną niewybredną wiązankę z najwyższej, a może raczej - najniższej półki przekleństw...
Nie pociągnę dalej tematu. Nie należę do nieporadnych nauczycieli, którym się wkłada na głowę kosze na śmieci, zabiera dziennik z biurka i odtańcza tańce - połamańce na środku klasy, którzy siedzą pokornie za biurkiem i czekają aż zadzwoni dzwonek i męka się skończy. Mam zbyt duże poczucie własnej godności, więc pedagodzy omijają mnie już z daleka, a panie w sekretariacie nawet o nic nie pytają, tylko podają telefon...
Moje emocje już opadają. Nabieram chyba wprawy w odreagowywaniu takich sytuacji... Wiosna zagląda w okna, więc po co sobie psuć humor...
Mam dziś dla Was krótki wierszyk księdza Twardowskiego. Znalazłam go wczoraj i uśmiałam się po jego przeczytaniu. Dziś też, pierwsze co zrobiłam po przyjściu do domu, zerknęłam na niego. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Mam zatem nadzieję, że i na waszych twarzach zagości uśmiech:)


Drzwi zadrżały - kto to?
- śmierć
weszła drobna malutka z kosą jak zapałka
zdziwienie. Oczy w słup
a ona
- przyszłam po kanarka.