poniedziałek, 2 marca 2009

kanarek, czyli temat nie na temat

Włączył mi się dziś agresor. Nie wiem ile można wyłuchiwać obelg ze strony, delikatnie mówiąc, niewychowanych nastolatków. Nie wiem gdzie jest granica mojej wytrzymałości, nie wiem kiedy odpowiem takim samym językiem, jakim mówi się do mnie. Który normalny człowiek jest w stanie zacisnąć zęby i powstrzymać nerwy na wodzy, gdy w odpowiedzi na swoje "Proszę, wyjdź", "Proszę, uspokój się" "Proszę, zdejmij kaptur", "Proszę..." słyszy pod swym adresem "Odsuń się k***", "Odpier**** się"? A zaraz potem całą inną niewybredną wiązankę z najwyższej, a może raczej - najniższej półki przekleństw...
Nie pociągnę dalej tematu. Nie należę do nieporadnych nauczycieli, którym się wkłada na głowę kosze na śmieci, zabiera dziennik z biurka i odtańcza tańce - połamańce na środku klasy, którzy siedzą pokornie za biurkiem i czekają aż zadzwoni dzwonek i męka się skończy. Mam zbyt duże poczucie własnej godności, więc pedagodzy omijają mnie już z daleka, a panie w sekretariacie nawet o nic nie pytają, tylko podają telefon...
Moje emocje już opadają. Nabieram chyba wprawy w odreagowywaniu takich sytuacji... Wiosna zagląda w okna, więc po co sobie psuć humor...
Mam dziś dla Was krótki wierszyk księdza Twardowskiego. Znalazłam go wczoraj i uśmiałam się po jego przeczytaniu. Dziś też, pierwsze co zrobiłam po przyjściu do domu, zerknęłam na niego. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Mam zatem nadzieję, że i na waszych twarzach zagości uśmiech:)


Drzwi zadrżały - kto to?
- śmierć
weszła drobna malutka z kosą jak zapałka
zdziwienie. Oczy w słup
a ona
- przyszłam po kanarka.


16 komentarzy:

  1. Effciu, wybacz, ale żżera mnie ciekawość, jak to załatwiłaś? Ja to bym chyba takiemu założyła kubeł pełen śmieci na głowę a potem wyrzuciła za drzwi. Wiem , to nie pedagogiczne, ale niestety tylko to jest dla niektórych czytelne. Słyszałam opowieśc nauczycielki ze szkoły usytuowanej w pewnej zakazanej dzielnicy- te dzieci rozumiały tylko prawo pięści- na zasadzie dowaliłeś mi, jesteś silniejszy , to ja cie szanuję. I dostawali wciry, od wuefiarzy, ilekroc byli "nieokrzesani"w stosunku do nauczycielek. Pod koniec roku szkolnego byli jak aniołki.A wierszy śliczny, jak wszystkie ks.Twardowskiego.Pozdrawiam cieplutko, anabell

    OdpowiedzUsuń
  2. beatris3076@op.pl2 marca 2009 22:10

    masz rację zagościł u mnie uśmiech ..wierszyk doskonały...hihihihco do młodzieży...nie nadaję się chyba na pedagoga..rzucałabym mięsem ile wlezie...Pozdrówki:)p/s chyba wiosna radosna nadciąga,a mnie jakoś choroba przycisła...

    OdpowiedzUsuń
  3. Też czasem mam ochotę, żeby to zrobić, uwierz mi:) Ale wiem już jedno - krzykiem nic nie zdziałam. To dla nich przysłowiowa woda na młyn. Ktoś patrząc z boku pewnie by sobie pomyślał, że ja jakaś nienormalna jestem, bo z takim domorosłym bandytą rozmawiam jak flegmatyk, w dodatku z uśmiechem (uśmiechem ironii - zaznaczam, oni i tak nie są w stanie tego wyłapać) przyklejonym do twarzy. Staram się być spokojna i opanowana, choc moja krew jest już w stanie wrzenia. Nauczyłam się odpowiadać na głupie teksty jeszcze głupszymi tekstami, które niejdnokrotnie tak osmieszają klasowych pajaców, że zanim znajdą riposte, już ich wszyscy obsmieją i po zabawie. Ale tego trzeba się nauczyć samemu. Na studiach do tego nas nie przygotowują. Teoria nijak niestety nie ma się do praktyki...Jak załatwiłam dzisiejszy incyndent? Niestety nie załatwiłam. Odbiłam się od zamkniętych drzwi pedagoga, więc jutro zasypię ich pisemkami (zgodnie z chorymi szkolnymi procedurami, a jak!), wychowawcy też nie było, do rodzica się nie dodzwoniłam. Ale jutro też dzień. Tym razem gówniarz przegiął i nie odpuszczę.Pozdrawiam gorąco:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, zdziwiliby się, usłyszeli co sobie w tym danym momencie myślę:) Więc może lepiej, że nie słyszą:Da ksiądz Twardowski jak nikt potrafi o rzeczach trudnych pisać prosto i rozśmieszyć nawet wtedy, gdy nic już nie pomaga:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Effciu, nigdy nie zdarzyło mi się w praktyce szkolnej, aby uczeń był aż tak agresywny. Ale wiem, że są tacy młodzieńcy i pannice. Ja też umiałam radzić sobie z dzieciakami, ale wiem ile to kosztuje nerwów i dyscypliny. Jak trzeba się kontrolować, jak panować nad własną złością i nie pokazywać słabości. Odeszłam ze szkoły, ale zawsze będę pamiętać o tamtej pracy. Wiem, że jesteś świetną nauczycielką, dziś było fatalnie, wszyscy byli podenerwowani, ale jutro na pewno będzie już lepiej. Trzymaj się i byle do ferii świątecznych, a potem do wakacji!

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem Ci, że włosy mi się zjeżyły, a pracuję w szkole szesnasty rok..

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest... aż tak?! Chyba trudno zachować pasję, powołanie, gdy z drugiej strony takie reakcje... Mam nadzieję, że są to tylko marginalne incydenty. A ksiądz Twardowski... wysokie IQQ (jeśli wiesz, co mam na myśli)! ;) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nawet nie mam pomysłu, co był zrobiła, gdybym usłyszała taki tekst od ucznia, ale na pewno uczeń by to długo popamiętał.Wierszyk znałam, ale myślałam, że to dowcip, a nie wiersz szanownego i nieodżałowanego Księdza.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej! Moja TY!!! Ja też się od razu uśmiechnęłam, jak przeczytałam jak rozmawiał z Tobą ten kaptur!! Właśnie, zauważyłam dość dawno, że zamiast się wściekać i zniżać do poziomu krzyczącego czy klącego, większy ubaw sama mam zachowując spokój,uśmiechając się ironicznie,będąc ogólnie na drugim biegunie!! Uwielbiam patrzeć jak druga strona wtedy się gotuje hehee! Ale wiem też, jak teraz jest w szkole,(mam koleżanki nauczycielki), wstyd,hańba,że nauczyciel tak nie wiele może, a uczeń ma taką swobodę...Mi z innych czasów, to aż sie włos się jeży i nie mogę tego pojąć, jak tak można zwracać sie do nauczyciela???!!!Pozdrówki z gwizdkiem-bo jednak gdzieś potem nasza para musi ujść:))

    OdpowiedzUsuń
  10. O tak. Kosztuje mnóstwo nerwó i żelaznej dyscypliny, samodyscypliny. Tylko, że te emocje kiedyś muszą znaleźć ujście. I najczęściej obrywają najbliżsi - a tak być nie powinno. Trzeba więc, by każdy z nas miał swój własny sposób na odreagowanie. Dla mnie to cisza. Już od dłuższego czasu łapię się na tym, że nie gra nawet radio. Gdy pozbieram myśli i poukladam sobie wszystko - zaczynam normalnie funkcjonowac. No i staram się jak najszybciej o wszystkim zapomnieć. W domu przynajmniej chcę żyć normalnie.Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja się chyba zaczynam powoli uodparniać. Ale nie w sensie, że to na mnie nie działa, bo zwrócę uwagę na każde przekleństwo. Ja coraz spokojniej zaczynam rozmawiać z takimi niewychowańcami. Sama wiesz, że krzyk nic nie zdziała dobrego. Po prostu się wyrabiam:))Tylko, że ja nie pracuję w poprawczaku, tylko w publicznym gimnazjum...

    OdpowiedzUsuń
  12. Na szczęście tacy jak ten - to jednostki, choć akurat w mojej szkole niekoniecznie... Taka dzielnica, takie rodziny - gdzie mają się nauczyć "normalności" w naszym tego słowa rozumieniu? Dla niego to normalna rozmowa, więc czego ja się w ogóle czepiam...Dziczeje nam to młode pokolenie. Ale ja się nie zrażam - jestem czasem wsciekła i zaszywam się potem w domu w najcichszy kąt, żeby odreagowac, ale nie pozwalam, by takie emocje siedziały we mnie długo. Jeżeli sama o siebie nie zadbam - kto to za mnie zrobi?Pozdrawiam serdecznie:) A ks. Twardowski jest debeściak:D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja też czasem nie mam pomysłów, ale jakoś z biegiem czasu się wyrabiam:D Zdarza się nawet, że nie łapią aluzji i to jest najlepsza broń - jak się okazuje:))Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajne uczucie co nie? :)Para już ze mnie zeszła. Zawsze schodzi. Zbytnio siebie lubię, żeby się męczyć wspomnieniami takich, co to lepiej ich nie nazywać po imieniu. Zgłaszam dzie trzeba, robię co do mnie należy i tyle. Potem niech się martwią inni. Ja swoje zrobiłam, o:)Z belfrowskim pozdrowieniem:)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak myślałam, że w gimnazjum. To miejsce kojarzy mi się dość mało przyjemnie, że powiem eufemistycznie. U mnie w LO klną. Oczywiście, że klną, ale do mnie jeszcze takie teksty nie poleciały. Choć zdarzyły się w kierunku nauczycieli. Też reaguję na chłodno, nawet jak się we mnie gotuje. A najczęściej gotuje się przez nonszalancję maturzystów..

    OdpowiedzUsuń
  16. Niby do wszystkiego można przywyknąć, ale do chamstwa chyba się nie da. I może nawet dobrze...

    OdpowiedzUsuń