Młody ma jutro urodziny. Ale, że na kinderbal się wiekowo nie załapaliśmy, więc niedziela znów upłynie pod hasłem "Goście, goście". Tym razem jednak to ja będę gościem. Miła odmiana.
Oczywiście, z moim zapałem i zamiłowaniem do robienia zakupów, po prezent pojechałam dopiero dziś. Mogłam wczoraj, bo... Ale...
Nieważne. Pojechałam dzisiaj. Przy okazji kupiłam milion innych rzeczy, o których do tej pory mówiłam "Kiedyś sobie kupię". I właśnie owo "kiedyś" nastąpiło dziś.
Czy poprawił mi się humor? Nie do końca. W każdym razie wieczór upłynął jak w tej piosence:
"Lubię ten stan, rozkoszne sam na sam
Cisza i ja,
Cisza, czas i ja.."
Tzn, nie do końca lubię, ale czasem tak bywa...
W telewizorni oczywiście same bzdury. Filmy, które warto by było zobaczyć, są emitowane o tak nieludzkich porach, że gratulacje dla odpowiedzialnych za układ programów, za brak wyobraźni. Ale w końcu coś dla siebie znalazłam. A, że oglądając film, zawsze muszę znaleźć w nim cytat, który wkrótce zacznie żyć swoim życiem, tak też było i tym razem.
"Szczęśliwe zakończenie mają tylko bajki, które jeszcze trwają".
A co, gdy przestaje się wierzyć w bajki?...
Jak to dobrze mieć takie zboczenie, które objawia się w ten sposób, że jakiś film ogląda się kilkanaście razy...Bo wtedy wie się co to za film oglądała Effcia:) Ale sama przyznasz że na tę parę patrzy się z przyjemnością..:) No to ciekawy łikend Ci się szykuje jak mniemam:) Fajnie iść w "gości" bo można po rozpieszczać kubki smakowe jedzeniem gotowanym innymi rękami...Takie zawsze lepiej smakuje...Pozdrówki w 5-ciu smakach:)!!
OdpowiedzUsuńhahahahaha...widzę żeśmy ten sam film oglądały i to samo nam w głowie utkwiło...to miłe:)...ale z tymi programami masz rację fajne filmy lecą tak późno że doczekam a i owszem ale tylko na początek póżniej zasypiam.Udało mi się jedynie obejrzeć ostatnio w nocy "Ludzi honoru" leciał do 01.25 a że byłam po dwóch mocnych...kawkach ze spokojem obejrzałam:)Pozdrówki cieplutkie:)
OdpowiedzUsuńEwa! nie zrozumiesz? tyle to wałkowałyśmy na gg!Naprawdę rzadko zdarza się, że nie mam czasu- i bęc pech chciał, że go nie było!
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim, wszystkiego co najlepsze dla Młodego! :-))A poza tym, to święta racja: wszystko warte obejrzenia emitowane jest wtedy, gdy ja już spać iść muszę. Bo, po pierwsze, śpioch jestem i 22-ga to dla mnie niemal środek nocy. A po drugie, wstać rano trzeba i nikt mnie nie rozgrzeszy z opuszczenia stanowiska pracy, bo film fajny wczoraj w nocy widziałam.
OdpowiedzUsuńWitaj Ewutku, wtedy zaczyna sie wierzyc w prawdy objawione, które podlegaja tym samym regułom, chociaz nam sie wydaje,że nie.A ja jutro idę w kurs po sklepach.Ciekawe ile razy w myslach powiem niecenzuralne słowo. Dzis byłam w tzw.Realu, po 10 minutach ,myślałam,że zemdleje z gorąca i braku powietrza, bo grzali na fula, a na dworze było +12.Klikściski wiosenne, :)
OdpowiedzUsuńOj tak, z wielką przyjemnością - tylko, gdyby w rzeczywistości każde małżeństwo rozwiązywało w ten sposób swoje problemy małżeńskie, przerzuciłabym się na pracę w firmie budowalnej:D
OdpowiedzUsuńChyba faktycznie nie było w czym wybierać:) Wczoraj, choć padnięta po całym dniu (nie szkodzi, że sobota, czasem i w sobotę jest co robić..), pokusiłam się na "Dziewiatą kompanię". Skończyła się po 23, ale że dzis ta zmiana czasu, więc... Ledwo przytomna jestem, ale co tam, film był super:)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu Młodego (czyli Bratanka) :)Ja też rzadko się decyduję na filmy, które zaczynają się po 22 - rano wygladam jak nie ja i wolę nie straszyć dzieciaków swoim wyglądem:) A ziewanie przeszkadza w pracy:)))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zakupy jednak się okażą udane:) Ja też szalałam w realu. Chodzę tam bardzo rzadko, bo wiem, że zawsze się to skończy jakimś nieplanowanym zakupem - jak było i tym razem. No ale, raz na jakiś czas chyba można dać się porwać, prawda?:)I wiosna zawitała! Obiecałam dać znać, jak ją znajdę - u nas już jest. Trochę pada deszczyk, ale jest cieplutko:)
OdpowiedzUsuńByło - minęło
OdpowiedzUsuńSprawianie sobie przyjemności to ogromna przyjemność i tak raz na jakis czas trzeba, jest to wręcz konieczność. Jak fajnie jest buszować w sklepach, przymierzać i w końcu po podjęciu decyzji patrzeć jak ekspediantka pakuje te naszą drobną przyjemność. A w domu ile jest radości z dopasowywaniem do innych ciuszków, o ile to ciuszek, albo ze znalezieniem miejsca, jak to nie ciuszek. I tak aż do następnego razu.
OdpowiedzUsuńHihi:) Najbardziej na świecie nie cierpię robić zakupów:) I podchodzę już do mojej przypadłości z wielkim poczuciem humoru. Już bowiem wiem, że kupowanie ciuchów to ogromne wyzwanie dla mnie i ekspedientki. O przygodach w przymierzalni nie wspomnę:D Zerknij, proszę do archiwum i postu z 13 stycznia pt "Nie miała baba kłopotu" - będziesz wiedzieć do czego jestem zdolna:)) Nie no, nie jest tak źle, zawsze coś w końcu wypatrzę i kupię - ale ile zachodu to kosztuje:)) I tak jest ze wszystkim. Wyprawa do sklepu zawsze jest podwójna: raz - rekonesans, dwa - zakupy. O ile się zdecyduję na cokolwiek. Cyrk na kółkach! Choć jakoś z meblami i innymi sprawami idzie mi znacznie lepiej. Ja po prostu muszę znaleźć dokładnie to co sobie wymyśliłam, w przeciwnym wypadku - patrz wyżej:) Wiem, jestem okropna:)
OdpowiedzUsuńTylko że bajki przeważnie kończą się słowami: "I żyli długo i szczęśliwie". Jednak to, co jest dla jednych szczęściem, dla drugich może nie być.Wiosennie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI właśnie dlatego często powtarzam, że życie to nie bajka, bo nie zawsze jest to "żyli długo i szczęśliwie".
OdpowiedzUsuń