- Jesteś jedyną kobietą, jaką znam, która się cieszy, że jej przybyło parę kilogramów – powiedział Rajski, gdy mu oznajmiłam wieczorem, że waga mi podskoczyła całe 4 kilogramy na plus.
- Przecież jestem jedyna i niepowtarzalna, tyle razy Ci to mówiłam – roześmiałam się do słuchawki.
Ale czuję te kilogramy, zwłaszcza przy codziennej wędrówce po szkolnych schodach. Wchodzi się coraz ciężej, spódnica zrobiła się jakaś taka ciaśniejsza, spodnie mniej odstają w pasie a nawet pasek zapina się na inną dziurkę niż dotychczas.
No ale oczywiście, teraz to już jak każda kobieta, będę trzymać wagę. Odzyskałam utracone dawno temu ukochane kilogramy i teraz trzeba się będzie pilnować. W końcu wakacje niedługo i trzeba będzie odsłonić nieco więcej ciała (bo ciągle wierzę, że jeszcze będzie ciepło). Tak, tak, bardzo niedługo, bo jeszcze 3 miesiące, a czas ostatnio tak szybko leci...
Dziś na przykład mi uciekał jak francuskie te-że-we. Po raz pierwszy, od chyba 8 lat, przyszło mi mieć zapowiedzianą hospitację... Zupełnie zapomniałam jak to jest. W końcu na każdą lekcję jestem przygotowana, niby można wejść w każdym momencie lekcji i mnie to z rytmu nie wybija, a tu dziś wielka czarna dziura w głowie... Im bliżej owej wybranej lekcji, tym większy był stres. Minął jednak gdzieś po kilku minutach, gdy już wpadłam w rytm gadania, gdy w ruch poszedł atlas, ćwiczenia, podręcznik. Zupełnie zapomniałam, że na końcu siedzi dyrekcja, a o jej istnieniu przypomniałam sobie, gdy kątem oka zobaczyłam, jak nerwowo przerzuca jakieś kartki na ławce. „No tak, - pomyślałam – nie trzymam się konspektu” - bo jakoś nigdy się go trzymać nie umiałam. Ale wielkie było moje zdziwienie, gdy dostrzegłam, że bierze do ręki teksty źródłowe, które czytałam z dziećmi i że... śledzi dokładnie omawiane kwestie, sama szukając odpowiedzi na stawiane przeze mnie pytania. I nic nie mówiąc – bierze udział w toku lekcji. Tego jeszcze nie miałam... I nie wiedziałam co tym myśleć. Zresztą nawet nie miałam zbytnio czasu na takie refleksje, bo jeden z uczniów tak sobie wziął do serca obecność dyrektorki na lekcji i postanowił być tak aktywnym, że musiałam mu co chwila wchodzić w słowo, co było bardzo niepedagogiczne, ale wygłaszane przez niego treści nijak nie przystawały do jakiejkolwiek wiedzy – o historycznej nie wspomnę.
Dyrektorka wyszła z klasy dziękując mi za lekcję a uczniom za zdyscyplinowanie i udział w lekcji, a chwilę potem dopadła mnie na korytarzu ze słowami:
- Pani Ewo, jak pani ciekawie opowiada. A wie pani, że ja sama się zainteresowałam tym co pani mówiła, ja – matematyk, dziś z przyjemnością słuchałam o historii Polski. Proszę przyjść jutro to omówimy całą lekcję na spokojnie.
- Miło mi to słyszeć – odpowiedziałam z nieudawaną radością.
Muszę tylko wypełnić kartę hospitacji – a raczej obserwacji lekcji, bo tak się to teraz nazywa. I mam nadzieję mieć spokój z takimi 'imprezami' na kolejne kilka lat. Jakoś wolę, jak wchodzą bez zapowiedzi. Chyba wtedy się mniej stresuję. Bo w końcu kto lubi być kontrolowany i do tego czekać na tę kontrolę niemal cały dzień.