wtorek, 9 kwietnia 2013

pohospitacyjnie

- Jesteś jedyną kobietą, jaką znam, która się cieszy, że jej przybyło parę kilogramów – powiedział Rajski, gdy mu oznajmiłam wieczorem, że waga mi podskoczyła całe 4 kilogramy na plus.


- Przecież jestem jedyna i niepowtarzalna, tyle razy Ci to mówiłam – roześmiałam się do słuchawki.


Ale czuję te kilogramy, zwłaszcza przy codziennej wędrówce po szkolnych schodach. Wchodzi się coraz ciężej, spódnica zrobiła się jakaś taka ciaśniejsza, spodnie mniej odstają w pasie a nawet pasek zapina się na inną dziurkę niż dotychczas.


No ale oczywiście, teraz to już jak każda kobieta, będę trzymać wagę. Odzyskałam utracone dawno temu ukochane kilogramy i teraz trzeba się będzie pilnować. W końcu wakacje niedługo i trzeba będzie odsłonić nieco więcej ciała (bo ciągle wierzę, że jeszcze będzie ciepło). Tak, tak, bardzo niedługo, bo jeszcze 3 miesiące, a czas ostatnio tak szybko leci...


Dziś na przykład mi uciekał jak francuskie te-że-we. Po raz pierwszy, od chyba 8 lat, przyszło mi mieć zapowiedzianą hospitację... Zupełnie zapomniałam jak to jest. W końcu na każdą lekcję jestem przygotowana, niby można wejść w każdym momencie lekcji i mnie to z rytmu nie wybija, a tu dziś wielka czarna dziura w głowie... Im bliżej owej wybranej lekcji, tym większy był stres. Minął jednak gdzieś po kilku minutach, gdy już wpadłam w rytm gadania, gdy w ruch poszedł atlas, ćwiczenia, podręcznik. Zupełnie zapomniałam, że na końcu siedzi dyrekcja, a o jej istnieniu przypomniałam sobie, gdy kątem oka zobaczyłam, jak nerwowo przerzuca jakieś kartki na ławce. „No tak, - pomyślałam – nie trzymam się konspektu” - bo jakoś nigdy się go trzymać nie umiałam. Ale wielkie było moje zdziwienie, gdy dostrzegłam, że bierze do ręki teksty źródłowe, które czytałam z dziećmi i że... śledzi dokładnie omawiane kwestie, sama szukając odpowiedzi na stawiane przeze mnie pytania. I nic nie mówiąc – bierze udział w toku lekcji. Tego jeszcze nie miałam... I nie wiedziałam co tym myśleć. Zresztą nawet nie miałam zbytnio czasu na takie refleksje, bo jeden z uczniów tak sobie wziął do serca obecność dyrektorki na lekcji i postanowił być tak aktywnym, że musiałam mu co chwila wchodzić w słowo, co było bardzo niepedagogiczne, ale wygłaszane przez niego treści nijak nie przystawały do jakiejkolwiek wiedzy – o historycznej nie wspomnę.


Dyrektorka wyszła z klasy dziękując mi za lekcję a uczniom za zdyscyplinowanie i udział w lekcji, a chwilę potem dopadła mnie na korytarzu ze słowami:


- Pani Ewo, jak pani ciekawie opowiada. A wie pani, że ja sama się zainteresowałam tym co pani mówiła, ja – matematyk, dziś z przyjemnością słuchałam o historii Polski. Proszę przyjść jutro to omówimy całą lekcję na spokojnie.


- Miło mi to słyszeć – odpowiedziałam z nieudawaną radością.


Muszę tylko wypełnić kartę hospitacji – a raczej obserwacji lekcji, bo tak się to teraz nazywa. I mam nadzieję mieć spokój z takimi 'imprezami' na kolejne kilka lat. Jakoś wolę, jak wchodzą bez zapowiedzi. Chyba wtedy się mniej stresuję. Bo w końcu kto lubi być kontrolowany i do tego czekać na tę kontrolę niemal cały dzień.

piątek, 5 kwietnia 2013

a zima wciąż trzyma

Na kalendarzu piękny, grecki, błękitem buchający widok, a za oknem co jest – każdy widzi... Rano staram się nie patrzeć za jednym zamachem tu i tu, by w jako takim humorze dotrzeć do pracy. Projektując sobie w grudniu kalendarz ani przez moment mi nie przemknęła przez głowę myśl, że taki letni obrazek na kwiecień będzie zdecydowanie nie na miejscu. Raczej myślałam sobie, że będzie świetnym akcentem, nastrajającym optymistycznie do lata, współgrającym z tym ciepłem za oknem. Taaa... Jakim ciepłem?...


Brodzenie w pośniegowej ciapie powoli wychodzi mi uszami i to już nawet w sensie dosłownym, bo znów zmuszona jestem odsiedzieć swoje w poczekalni, gdyż bez laryngologa ani rusz. Powikłanie pogrypowe ciągną się jak ta zima za oknem i już nawet nie pamiętam jak to jest, gdy uszy nie bolą, nie swędzą, nie szumią i w ogóle.


Ale nie można żyć wieczną zimą, w związku z powyższym znów naszły mnie myśli o remoncie. Hacjenda wciąż kusi poprawkami, przeróbkami, zmianami, a świąteczny nadmiar wolnego czasu sprzyjał poszukiwaniom rozwiązań w tych kwestiach. Oczywiście wiem teraz jeszcze mniej niż wcześniej i tak właściwie jedyne co wiem to to, iż remont w dużym pokoju zrobić trzeba, choć wciąż nie mam pojęcia czego bym chciała.


Jeszcze nie wiem. Ale się dowiem ;)