środa, 8 kwietnia 2009

wiaro malutka...

Nie wiem dlaczego załączyłam telewizor o takiej dziwnej dla mnie porze. Jakaś afrykańska wioska ogarnięta walkami plemiennymi. A może nie plemiennymi? Trudno się zorientować w kilka sekund. Mieszkańcy uciekają do lasu, a między nimi wielu chorych. I lekarz. Biały. Też chory. A gdzieś, w bardziej cywilizowanej części tego kraju, jego przyjaciele gorączkowo szukają o nim informacji. Już wiedzą w jakiej był wiosce, wiedzą, że wioska została zaatakowana przez rebeliantów. Trzeba się tam dostać…(Przez moment miga mi znajoma twarz. Skąd ja znam tego aktora? Co to za film? Nie, nie chce mi się wstać po program. Co za różnica co to za film, jestem zbyt zmęczona, by go w ogóle oglądać…).
Po kilku godzinach marszu przez dżunglę grupka uciekinierów postanawia zawrócić. Doktor jest zbyt słaby i opóźnia marsz reszcie grupy. Wraz z jednym mężczyzną (Pomocnik? Tłumacz? Pielęgniarz? – nie mam pojęcia.. przecież nie oglądam tego filmu… Nie oglądam?) i kobietą wracają do wioski z nadzieją, że rebelianci sobie poszli. Niestety… Wpadają w pułapkę. Drżący od wysokiej gorączki doktor wraz z innymi aresztowanymi mężczyznami klęczy z rękoma na karku na środku wioski, a z pobliskiego namiotu słychać krzyki gwałconej kobiety. Chwilę później wynoszą ją na zewnątrz. Żyje… Zgromadzeni na placyku mężczyźni rozmawiają w tym czasie ze sobą na temat wiary. Może i dziwny czas i miejsce na takie wyznania, ale przecież nikt z nich nie wie co stanie się za chwilę. Doktor mówił, że wychowany został w rodzinie katolickiej, ale gdy tylko uznał się za wystarczająco dorosłego by decydować o sobie, więcej do kościoła nie poszedł. Po co, sztuczne to wszystko. Chwilę później żołnierze zaczynają wywlekać z placyku kolejnych mężczyzn i zza kadru słychać pojedyncze strzały. Na placyku zostaje tylko doktor i jakiś (chyba) francuski inżynier. Mimo głośnych protestów, krzyków, płaczu, również Francuz podzielił los swych poprzedników. I oto coś dziwnego się dzieje z doktorem. Tylko on został na placyku. Nagle dreszcze jakby ustąpiły, wyprężył się jak struna i… Po chwili zorientowałam się, że on odmawia po chorwacku „Zdrowaś Maryjo..” moje zaskoczenie było równe zaskoczeniu żołnierzy. Do tej pory jakby na niego nie zwracali uwagi. Grzebali w rzeczach zamordowanych szukając kosztowności. Nagle wszyscy umilkli. Spojrzeli na doktora ze zdziwieniem połączonym ze strachem i jeden krzyknął „To jest ksiądz! Patrzcie, to ksiądz!” I podbiegł do doktora łapiąc go za krzyżyk zawieszony na szyi.
Wszyscy ci, którzy kilka minut temu z zimną krwią mordowali i gwałcili skupili się wokół „księdza” i klęcząc schylili głowy… Nie zabili go. Odwieźli do najbliższej stacji misyjnej. Tam go znaleźli przyjaciele.

Od tamtego dnia minęło już kilka tygodni. Ale w mojej głowie ciągle pojawiają się pewne pytania. Zwłaszcza teraz, w Wielkim Tygodniu. Jak to bowiem jest, że wiara często daje znać o sobie dopiero w chwilach, gdy wszystko zawodzi? 
Jak to jest, że niby ateista - nie modli się, do kościoła nie chodzi, a na szyi nosi złoty krzyżyk. Gdy wie, że za chwilę umrze – zaczyna się modlić.
Jak to jest, że choć zabijają, gwałcą i kradną – klękają na dźwięki modlitwy i pokornie pochylają głowy?
Jak to jest tak naprawdę z naszą wiarą? 



P.S. Fani serialu „Ostry dyżur” pewnie się zorientowali, że chodzi o doktora Lukę Kovaca. I proszę o wybaczenie mojej ignorancji i niekompetencji – naprawdę byłam zmęczona, a serialu nie oglądam…


Ks. Jan Twardowski

WIELKA MAŁA

Szukają wielkiej wiary kiedy rozpacz wielka
szukają świętych co wiedzą na pewno
jak daleko odbiegać od swojego ciała

a ty góry przeniosłaś
chodziłaś po morzu
choć mówiłaś wierzącym
tyle jeszcze nie wiem

- wiaro malutka

18 komentarzy:

  1. 'wiara by czasem nie wierzyćrozpacz by więcej wiedzieći jeszcze ból by nie myślećtylko z innymi przetrwać' J.Twardowskihmm.. ludzie tylko w potrzebach zwracają się do Boga. a wiec po co chodzić do kościoła? przeciez nawet przypadkiem sie zdarza ze wyjdzie tak jak chcemy, a mamy wrazenie że Bóg się miłuje i słucha. Czasem ci nie wierzący staną się lepsi od tych nadgorliwych katolików.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, czasem owi niewierzący są dużo lepsi od faryzejskich dewotek, które jedynie w kosciele mają ręce i usta złożone do modlitwy. Poza nim - służą im jedynie do zgorszenia...Przykre, prawda? Ale przecież jest jeszcze tylu ludzi, któzy choć wierzą, są tak autentyczni w swej wierze, że to z nich należy brać przykład. Ale oni się nie afiszują i może dlatego tak trudno ich czasem wyłowic z tłumu...

    OdpowiedzUsuń
  3. oj tak.. znam przypadki. ale moze zostawmy to dla nich, dla tego ze kazdy ma swoje sumienie i swoje przekonania i regoly według ktorych żyje.

    OdpowiedzUsuń
  4. To był tylko scenariusz wymyślony na potrzeby filmu. Skoro rebelianci byli wierzący, to dlaczego tak się wcześniej zachowywali?Nigdy nie wiadomo, jak się zachowa człowiek w obliczu niebezpieczeństwa.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie. Jeden się nawróci, inny przeciwnie - odrzuci wszystkie swoje dotychczasowe wartości...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ u Ciebie wiosennie Ewutku! A kociczka prześliczna, aż sie ręce same do niej wyciągają.Cóż Ci mogę napisać w sprawie wiary- dla uproszczenia przyjmijmy,że jestem ateistką.Jak ktos powiedział, to tez rodzaj wiary.Niektórym wiara w Boga jest niezmiernie potrzebna,bo łatwiej jest znieść samego siebie, gdy wierzy się,że wszystko co zrobiliśmy, to wola Boża. Mnie takie rozwiązanie nie zadawala zupełnie.No popatrz, juz tak odwykłam od TV,że nawet nie wiedziałam,że jest ostry dyżur wznowiony.Serdeczności Ewutku, :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Effciu, jest takie powiedzenie, "jak trwoga to do Boga". Obecnie ludzie zdobyli tyle wiedzy o świecie i przyrodzie, potrafią tyle zjawisk tłumaczyć, mają tyle praw i aspiracji, że ich wiara jest powierzchowna. Mniej się modlą, rzadziej, albo biernie, uczestniczą w życiu kościoła. Nawet bardzo wierzący i praktykujący kłamią, kradną, krzywdzą innych. Dopiero w obliczu jakiegoś zagrożenia składa się ręce do Boga i modli.P.S. Ślicznie Twój blog wygląda w tej wiosennej, radosnej szacie.

    OdpowiedzUsuń
  8. W pierwszym odruchu tak właśnie chciałam zatytułować tego posta "Jak trwoga to do Boga", ale potem mi wpadł do głowy ów wiersz ks. Twardowskiego. Ale tak to własnie bardzo często jest - dopiero w obliczu zagrożenia coś pęka... I czasem krzyczymy do Boga "Dlaczego?!" "Jak mogłeś?!" i odwracamy się od niego, albo padamy na kolana i zaczynamy się modlić tak żarliwie, jak nigdy w życiu... Jak napisała Anna - nigdy nie wiadomo jak się człowiek zachowa w obliczu zagrozenia...ad. P.S. Dziękuję:) Nie przepadam za zamianami, szybko się przyzywczajam do tego co jest. Ale tak jakoś mnie ta zieleń urzekła, że pomyślałam "A co tam, spróbuje. Poprawie po wsjoemu i zobaczymy co wyjdzie". Póki co, mam dylemat, czy zostawić oryginalne wpisy w bialym kolorze, czy też walczyć za kazdym razem z ustawieniami i zmieniać je na czarne. Mam nadzieję, że moi wierni czytelnicy sami zdecydują jak ma to ostatecznie wyglądać. Pozdrawiam wiosennie:))

    OdpowiedzUsuń
  9. Kociczka korficka - wypatrzona w jednym z monastyrów. Tak słodko wyglądała, że nie mogłam się oprzeć:)Wiara jest tak indywidualną sprawą każdego z nas, że nawet nie śmiem nikogo osądzać. Sama czasem tęsknię do tej prostej dziecięcej wiary, nawet tej młodzieńczej, gdy wszystko było proste i jasne. Gdy źli byli źli, a dobrzy - dobrzy... Brakuje autentycznych przykładów, które by pociągnęły i pokazały, że tak można. Mam cudownych rodziców. Swoim przykładem pokazywali nam jak wierzyć, jak postępować, by żyć zgodnie z własnym sumieniem. I za to będę im wdzięczna do końca życia.Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziwna ta sytuacja, którą opisałaś... być może ci ludzie widząc krzyż uświadomili sobie nagle to co przed chwilą zrobili? Zdjął ich strach, że ktoś był świadkiem ich czynów? Ile warta jest taka trwoga i wiara 'po fakcie'? Ciężki dylemat...

    OdpowiedzUsuń
  11. Te białe napisy są takie oryginalne, prawie wszędzie wpisy są czarne. Mnie się podoba. No i kot przecudny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak widzisz, ciągle coś przestawiam i 'udoskonalam' :) Białe posty męczą oczy w czytaniu, przynamniej mnie... Zlewają się z tłem i wpadłam na pomysł z zielonymi postami. Teraz mogę z czystym sumieniem śpiewać "Zielono mi.." :) A kocik z mojego wakacyjnego zbioru fotek, można go też znaleźć w albumie "Miejsce na Ziemi..". Uwielbiam robić takie zdjęcia - widoczki, roślinki i zwierzęta. Ja na zdjęciach? Niekoniecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziwna, nie da się ukryć. Może własnie dlatego tak mi to utkwiło w głowie... Próbowałam to sobie nawet tłumaczyć przez pryzmat "moralności Kalego". Ale tu raczej nie chodziło o podwójną moralność. Dla mnie to raczej coś, co tkwi w naszej podświadomości i ujawnia się wtedy, gdy wszystkie inne sposoby działania zawodzą. Chociaż nie wiem, może sie mylę...

    OdpowiedzUsuń
  14. Myślę, że w takich sytuacjach chodzi o zwykłą ucieczkę do czegoś nieosiągalnego, co może jednak istnieje i warto jednak z braku innych możliwości skorzystać z ostatniej szansy. I to dodatkowo daje takie ukojenie i spokój, jakże potrzebne w ostatecznych sytuacjach. Pozdrawiam Wielkanocnie

    OdpowiedzUsuń
  15. Oczywiście Czarny Ptak :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj Czarny Ptaku. Coś w rodzaju "Tonący brzytwy się chwyta"? Nie pomogło nic, więc może to pomoże?... Popatrz na jak różne sposoby można interpretować ludzkie odruchy. Bo dla mnie był to właśnie odruch a nie przemyślane, zaplanowane działanie. A może to było własnie najwspanialsze wyznanie wiary?Pozdrawiam "skoro świt", w niemal juz wielkanocnym nastroju. Niemal - bo jeszcze trochę spraw zostało do uporządkowania.

    OdpowiedzUsuń
  17. Właśnie tonący brzytwy i tak dalej... czy nagłe olśnienie i nawrócenie chyba nie sądzę, bo czy to jest realne nawrócenie w chwili ostatecznej bez wyjścia... ? Pozdrawiam już prawie Święta

    OdpowiedzUsuń
  18. Przyznam, że i mnie się zdarzyło. Mam, jak to humorystycznie mawiam, diabła za skórą i generalnie się nie modlę. Pamiętam jednak, że kiedy z Miśkiem się rozstaliśmy, rozmawiałam z Bogiem, w którego nie wiem, czy wierzę (dziwny stan, ale chyba nie umiem go inaczej opisać) i prosiłam Go, by znów dał nam szansę. I dał. Powinnam więc uwierzyć, ale.. wytłumaczyłam to sobie racjonalnie.Tak, jak trwoga to do Boga. A może, jak napisał(a) Czarny Ptak: nie do Boga się właściwie modliłam, a zwyczajnie go czegoś nieokreślonego..

    OdpowiedzUsuń