piątek, 13 stycznia 2012

przez śnieżyce, przez zawieje...


Jak nie było, tak nie było. A jak przyszła to z przytupem. Zrobiłosię ciemno, a potem – jak nie zakurzyło, jak nie zagrzmiało! W życiu burzyśniegowej nie przeżyłam i dobrze, że akurat byłam gdzieś pomiędzy Jowiszem aMarsem, bo pewnie byłaby to pierwsza i ostatnia taka burza w moim życiu. Tzn. niefruwałam gdzieś w przestworzach, tylko akurat bogów rzymskich porównywaliśmy zgreckimi, gdy ta śnieżna zasłona spadła na świat. Zanim skończyłam lekcje światjuż wyglądał normalnie, czyli nie kurzyło, nie grzmiało, tylko wiało tak niemiłosiernie,że na Wichrowe trudno było się wdrapać – bo pod wiatr akurat.

W sprawie naszego „być albo nie być” dalej nic nie wiadomo. Choćjakieś światełko w tunelu tli i migocze, bo awantura za drzwiami komisji (nasnie wpuszczono, ale na szczęście Dyrekcję tak) była spora, a sądząc z rozmówkuluarowych, chyba do co niektórych dotarła absurdalność pomysłu likwidacji naszejszkoły. Niestety musimy czekać dalej, bo ostatecznie nikt tej propozycjijeszcze nie poddał pod głosowanie…

Za to we wtorek…

To nic, że bladym świtem wpakowano mnie do autokaru i oczyna zapałkach niemalże musiałam podtrzymywać, by powieki nie klapły gdzieś wnajmniej spodziewanym momencie. Dziś to już nic i mogłabym tak jeszcze raz. W ramachpreorientacji zawodowej zorganizowano nam bowiem wycieczkę do fabryki Opla wGliwicach. Psioczyłam na czym świat stoi, bo niby co ciekawego można zobaczyć wfabryce samochodów?.. Odszczekuję jednakże wszystko co powiedziałam przedwyjazdem, bo dawno nie byłam na tak ciekawej wycieczce! Zobaczyliśmy całyproces produkcji samochodu od momentu, gdy przywożone są wielkie 12-tonowezwoje ocynkowanej blachy, prostowane potem w specjalnych maszynach, poprzezetap, w którym wielkie matryce wybijają w nich wzory poszczególnych elementówkaroserii, potem ręcznie lub przy użyciu ogromniastych robotów są one spawane-sklejane-zgrzewane,aż po wkładanie lusterek, szyb, siedzeń, przez testy wodne i szybkościowe, ażdo momentu, gdy gotowe i sprawdzone na wszelkie sposoby auto odjeżdża naparking. Rany! Nie tylko, że po drodze można było dostać oczopląsu od  ilości ludzi i maszyn, to jeszcze te cudeńkastojące w ostatniej hali.. Mmmm… Tylko na lakiernię nie wpuszczają grup, no aleto akurat jasne, bo opary itd.

Osobiście mogłabym pracować przy testach szybkościowych –bezkarnie rozpędzać się do 140 km/h, bez strachu, że wypadnie się z drogi, bo to tylko poruszającasię taśma w małej hali testowej… O – tak bym mogła:) Zwłaszcza, że normalnie zakierownicę przecież nie wsiądę. A tu proszę – cała dniówka jako pirat drogowy:)

A na koniec wypiłam najlepszą kawę na świecie. Z automatu. Aautomat stał przy wejściu na ostatnią halę. Za całe zawrotne 60 groszy –powtórzę: sześćdziesiąt groszy! Z mlekiem. I tak się zastanawiałyśmy zkoleżanką – była taka dobra, bo taka tania, bo tak się nam chciało kawy, czy możefaktycznie była taka dobra?..

Wicedyrekcja obiecała, że za rok też mnie tam wyśle. I samateż pojedzie. O ile za rok jeszcze będziemy oczywiście…

 



10 komentarzy:

  1. rozmawiałam z moją Magdą(sister cioteczna:) z Katowic i też mówiła o burzy! co prawda tylko ją słyszała, ale żona Brata(ciotecznego) widziała naocznie pioruny, bo akurat wracała do domu!!!wycieczka super! szkoda,że my mamy tak daleko, ale może rzucę pomysł?a kciuki nadal trzymam!

    OdpowiedzUsuń
  2. o ile za rok będzie tam istniała fabryka:) i kawa:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo to tak bywa: się człek nastawi na bógwico, to będzie klapa, a jak podejście niechętne - czasem bajka wyskoczy! Z pyszną kawą jako bonusem...

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas też zaśnieżyło, ale tylko wiało i cichutko padało. Jakimś cudem ten śnieg jeszcze jest, choć w dzień to nawet nie było mrozu. A ja już się łudziłam,że śniegu nie będzie w mieście, no, może gdzieś w górach.Często oglądam na Discovery programy z cyklu "jak to jest zrobione?" i zawsze siedzę z rozdziawioną z zachwytu buzią, wpatrzona w pracujące w fabrykach roboty, pędzące po taśmach różne produkty. I gdyby nie dawali powtórek w zwolnionym tempie, to pewnie nie wiedziałabym tak dokładnie jak co jest zrobione.Zachwyt mój wzbudziła nawet produkcja biszkoptowych ciastek z pianka i czekoladą.To może ja potrzymam kciuki za Twoja szkołę, może pomoże? Dziś trzymałam za Kamila Stocha i...zajął trzecie miejsce na skoczni mamuciej.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sprawdza się moje stare spostrzeżenie, że takie mało atrakcyjne imprezy, czyli wycieczki spotkania, bale, na które idziemy trochę z przymusu wypadają doskonale. Może więc na zapowiedź jakiegoś "wyjścia" trzeba pomarudzić, aby zapewnić sobie wspaniałe przeżycia. A z innej beczki, dobrze że samorządowe siły mają negocjacyjne nastawienie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przynajmniej kilka miesięcy wcześniej trzeba zamawiać takie wejście. My czekaliśmy od października. Ale warto. Może przy okazji innych atrakcji w naszym kącie kraju faktycznie uda się wam pojechać do Gliwic? Warto:)A zima zagościła na dobre, tylko czy do naszych ferii doczeka?.. To jeszcze 2 tygodnie..Zaś w sprawie naszej szkoły - dalej nic nie wiadomo... Ech..

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest szansa, że tak - rozbudowują się :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, dokładnie - już nie raz tak miałam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Trzymaj Anabell, trzymaj! Bo jakoś czarno to wszystko widzę...

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozmawiają z nami, bo ich do tego zmusiliśmy.. Ale już nie chcą nas słuchać... Dziś nas po prostu wyproszono z sali tylko po to, by za chwilę ustalić, że jednak publiczność może zostać.. Ale nie wróciliśmy siedząc ostentacyjnie za szklanymi drzwiami.. To nawet nam strażnika miejskiego przysłano.. Bali się awantury, czy jak?...

    OdpowiedzUsuń