Atmosfery zbliżających się świąt nie czuję nic a nic, ale
staram się. Nawet kupiłam palmę. I farbki do malowania jajek. Po dzisiejszej
rozmowie z Mamą trochę mnie ścisnęło w gardle, bo dotarło do mnie, że spędzimy
je w totalnej izolacji. Nie chodzę do Niej. To moja siostra robi jej potrzebne
zakupy. Nie chcemy Jej znosić wirusów i zarazków z całej rodziny, bo jest po
poważnej operacji i ma wystarczająco osłabiony organizm.
Szaleństwo e-szkoły powoli się normuje. W piątek miałam
pierwszy dzień bez telefonów i miliona wiadomości. Zrobiłam swoje lekcje,
sprawdziłam część naglących zadań i… zasnęłam na całe popołudnie. I tego mi
trzeba było! Postanowiłam się polenić cały weekend i nawet udało mi się trochę
wygrzać na balkonie. Słoneczko zaświeciło więc natentychmiast wystawiłam czubek
nosa w kierunku jego promieni. I spojrzałam w dół, jak daleko dałam radę
sięgnąć wzrokiem. Efekty obserwacji były zaskakujące. Coraz więcej ludzi chodzi
w maseczkach i rękawiczkach. Jedna pani nawet brała kurs przez środek trawnika,
byle ominąć idących chodnikiem innych przechodniów. Ale nie wszyscy do
ograniczeń się stosują. Widziałam spacerujące całe rodziny, i to bez
maseczek i przepisowych 2 metrów odstępu. Policzyłam też uczestników pogrzebu,
który akurat się trafił w tym czasie: 18 żałobników, plus ksiądz i 4 panów z
zakładu pogrzebowego… A podobno ma być 5 osób…
Cieszą mnie te prognozy pogody. Niech już się zrobi ciepło. Wiem,
że siedzenie w domu będzie podwójną męką, ale może faktycznie wyhamuje rozwój
wirusa.. Mam dzikie plany na ten tydzień, które głównie koncentrują się wokół
okien i doprowadzenia mieszkania do porządku po tych tygodniach szaleństwa związanego
z wielką niewiadomą pracy zdalnej. Przede mną też poważne wyzwanie: muszę się
nauczyć farbowania włosów. Matko! Wyglądam już strasznie… Napatrzyłam się przez
te wszystkie lata jak robi to moja fryzjerka, to może sobie poradzę. W najgorszym
przypadku i tak często nie wychodzę, więc jakoś to będzie ;)
Farbowanie to pikuś, ale już powoli wszyscy wymagamy podcięcia tu i tam, a nie wszyscy mogą zrobić warkocz...
OdpowiedzUsuńDla mnie nakaz chodzenia 2 m od siebie to absurd, wychodzę z mężem w pole, nikogo nie ma, nawet prac na polu nie widać, sarenki biegają, a my 2 m od siebie, przecież w jednym łóżku śpimy!
Ja chyba po świętach pójdę samotnie do mojej biblioteki, odkazili, wysprzątali, dyrekcja pozwoliła...zrobię małe skontrum chociaż.
A od jutra okna, a jakże!
Oj - Rajski już zarasta... Ale na samą propozycję, że może jednak pozbawię go tej bujnej fryzury, zadrżał i zwątpił :)
UsuńFarbowanie włosów- rzecz prosta, tylko poczytaj dokładnie instrukcję. Robiłam to zawsze sama w domu kilkadziesiąt lat. Teraz, ponieważ jestem w kraju, w którym nikogo nic nie dziwi i obowiązuje autochtonów maksyma, że naturalność nie boli- nie farbuję włosów i jestem "szpakowata". Tu bez problemu panie w wieku słusznym (a w takim jestem) chodzą siwe i łyse i nikogo to nie gorszy.
OdpowiedzUsuńTu nie ma fiksacji z powodu epidemii, nikt maseczek nie każe nam zakładać, zwłaszcza, że ich brak. Tyle tylko, że w sklepie może być w "jednym rzucie" tylko kilka osób, są wyznaczone strefy oczekiwania do kasy, ale najczęściej nie ma kolejek. To jakaś dziwna interpretacja tych 2 m - primo- 2 m to i tak za mało bo tak naprawdę powinno być 5 m odległości, no i nie dotyczy to osób żyjących pod jednym dachem. No ale przecież mieszkasz w kraju, w którym wszystko stoi na głowie lub zatacza się od ściany do ściany.
Serdeczności dla Was;)
Będę próbować w tym tygodniu i na pewno uprzejmie doniosę co mi z tego wyszło :)
UsuńI ja nie rozumiem pewnych przepisów dotyczących ograniczeń w przemieszczaniu się. Choć wiem, że to wszystko dla naszego dobra a ludzie zawsze będą je naginać. My generalnie siedzimy w domu. Każdy znajduje sobie zajęcie, oglądamy razem filmy, żyjemy jak kiedyś - tylko trochę inaczej.
Buziaki :)
Cześć Ewa :-), wiesz, tak sobie czytam i myślę... mi jest po prostu bardzo dobrze. Kiedy oswoiłam się na dobre z kamerą, to już z niczym więcej nie musiałam się oswajać. Ja kocham być w domu, kocham ciszę za oknem, odpoczynek od wszystkiego, co się nazywa codzienną rutyną - zbawienny, wydaję tylko 2/3 tego co normalnie, godzinami rozmawiam z kim tylko zapragnę i to jest cudne i nie rozmawiam z nikim, jeśli nie chcę. Nie miałam pojęcia, że takie rekolekcje od życia mogą być tak cudne. oczywiście bardzo się boję o przyszłość, ale wyłącznie w związku z naszym życiem i zdrowiem...
OdpowiedzUsuńCześć :) I zazdroszczę Ci trochę tego spokoju. Gdyby z moimi dzieciakami dało się prowadzić lekcje przez kamerkę - pewnie i tak byłabym jedyną, która to robi. Ale i ja tego nie robię, bo... jak już pisałam w poprzednim poście - nie miałabym z kim. Nawet sobie nie wyobrażasz ile czasu mu zajmuje przygotowanie lekcji "pisanych". Toż to jak pisanie książki niemal... Ale lubię pisać, więc nie narzekam jakoś specjalnie. Tylko czasu mi szkoda. No i padam ze zmęczenia.
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam zwierzęciem stadnym, zatem siedzenie w domu mi nie wadzi. Kocham moje Wichrowe Wzgórze. Dobrze mi tu. Zawsze mogę się wywietrzyć na balkonie i popatrzeć na świat z góry nikogo nie spotykając. I wiesz co? Masz rację - nawet wydatki spadły :) Kupujemy szybko i wg listy więc nie ma czasu na marudzenie i 'przydasie'. Dopisuję do listy kolejnego plusa. Trzymajcie się dzielnie. Pozdrawiam Was wszystkich ciepło :)
Też mam plany związane z myciem okien. Doszłam do wniosku że jak się nie urobię fizycznie to zwariuję.... więc zacznę najpierw od najmniejszego okna a potem pójdę dalej :-))
OdpowiedzUsuńStaram się patrzeć z góry na wszystko, bo mieszkam na 10 piętrze :-)))
Okna umyte. Jakoś dalej teraz widać z góry :)
Usuńświat zostanie wysprzątany do absurdu. z nudów.
OdpowiedzUsuńzabawna konsekwencja przymusowego aresztu domowego.
ciekawe, jak wyglądać będzie demografia na koniec roku.
Witam serdecznie :)
UsuńMyślę, że szaleństwo przedświątecznych porządków byłoby większe w tzw. normalnym warunkach. I zakupów. Ale mogę się mylić.
To nie będą moje pierwsze święta na osobności, ponieważ zawsze wolne dni od pracy, spędzałam gdzieś sama w podróży. Dlatego teraz jedyne co się zmieni (i jakoś dziwnie przez to nawet), to że przesiedzę ciepły weekend w domu. Cierpliwości nam trzeba do tego patosu.
OdpowiedzUsuńNiestety wirus ten, ma się tak samo świetnie w gorących warunkach. Zauważ, że epidemia rozprzestrzenia się bezproblemowo w Afryce, Australii i na Madagaskarze.
Witam serdecznie w moich skromnych progach. Spóźnialska jestem ostatnio...
UsuńI ja nie wierzę, że wysokie temperatury mogą coś zmienić w temacie pandemii. Choć, jakieś nadzieje trzeba mieć ;)
Pozdrawiam
Co za spoznialska ze mnie!
OdpowiedzUsuńNawet trudno skomentowac Twoj wpis skoro juz dawno po Swietach.
W tym roku byly niezwykle, nie da sie ukryc - i lepiej niech juz nigdy sie takie "inne" nie przydarza.
Zdrowia zycze.
Jaka tam spóźnialska, ja to dopiero się ostatnio wszędzie spóźniam - nawet na swojego bloga...
UsuńZdrowie nam, póki co, dopisuje. Ale siedzenie w domu już mnie męczy. Gdy poluzowali ograniczenia, jakoś chętniej wychodzę do sklepu...
Ściskam mocno!