Była ze mną od początku mojej pisaniny. Jeszcze na Onecie. Tyle ciepłych słów, rad, podpowiedzi. Tyle ciekawych i smacznych przepisów. Tyle ciepła i życzliwości. Odeszła przed Świętami. Pierwszy raz odczułam na własnej skórze śmierć wirtualnego znajomego. I nie przypuszczałam, że mnie to tak dotknie.
Spośród moich blogowych znajomych tylko Ewelinę znam osobiście. Studiowałyśmy razem podyplomowo. Spotykałyśmy się czasem na warsztatach - dla nauczycieli, albo dla uczniów. Choć częściej spotykałam Janusza, jej męża. Na podyplomówce jeszcze narzeczonego.
Oprócz Eweliny i Janusza nikt z moich rzeczywistych znajomych nie wie, że piszę. Ci, co wiedzieli, w pewnym momencie poszli swoją drogą, bo jakoś tak przestało nam być "po drodze". I nawet nie wiem, czy jeszcze zaglądają... Rajski czasem zagląda. On wie. Czy robię z tego tajemnicę? Nie. Po prostu nie mówię. Tak jest dobrze.
Bardzo przykra wiadomość, nigdy nie wiemy, czyja noga z brzegu - jak mawia moja znajoma...
OdpowiedzUsuńJa też nie rozgłaszam, kto chce, dowie się.
Dokładnie - kto się dowie, ten będzie wiedział ;)
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńWspółczuję straty, bo jest bolesna!
O moim blogu także wiedzą nieliczni i tak jest dobrze.
Pozdrawiam najpiękniej na kolejne miłe dni💖😊🍀🌼
Właśnie - tak jest dobrze :)
Usuńojej, współczuję najmocniej <3
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
OdpowiedzUsuńNie znałam jej ale przykro mi strasznie i ogromnie współczuję :(. Też kiedyś dotkliwie przeszłam stratę wirtualnego przyjaciela. Wiem, że to boli bez znaczenia czy poznało się tę osobę na żywo czy nie.
OdpowiedzUsuńKażda strata boli. Ta śmierć mnie zaskoczyła, bo myślałam, że już wyszła na prostą i że znajdę nowy post. A tam wieści, że odeszła.
Usuń