Miałam wrzucić piątą część mojej greckiej odysei, ale utonęłam w papierach i problemach moich ósmoklasistów po uszy, a nawet wyżej. Od miesiąca tworzę papiery PPP, piszę notatki służbowe, umawiam się z rodzicami i ich pociechami o najbardziej nieludzkiej porze - czyli 7 rano (bo potem to tylko uczę i uczę i jeszcze raz uczę...). Moi ósmoklasiści dostali bowiem tzw. małpiego rozumu i czasem czuję się jakbym pracowała w ośrodku resocjalizacyjnym, a innym razem jak w przedszkolu... Wiem. Urok wieku. Kiedyś przerabialiśmy to w gimnazjum, teraz w ostatnich klasach podstawówki. Jestem zmęczona, rozdrażniona, często zniechęcona. Wiem, że na lekcjach muszę zachować twarz pokerzysty i nie dać się ponieść emocjom. Zatem - pytam się - gdzie i jak uwolnić wszystkie negatywne emocje, które rosną we mnie jak ciasto drożdżowe w misce? Nie mogę wyżywać się, mówiąc kolokwialnie, na nikim w domu, bo przecież nie tędy droga. Dlaczego wciąż mówi się o nowych specjalistach do pracy z dzieckiem, ale ani słowa o zmęczonych psychicznie nauczycielach różnych typów szkół, którzy też potrzebują pomocy? Nauczyciel potrafi, a pewnie. Organizujemy więc swoje "grupy wsparcia" wygadując się jedna drugiej przy kawie - o ile jeszcze znajdzie się czas na tę chwilę luksusu, żeby się spotkać po lekcjach.
Rozpoczęłam 25. rok pracy twórczej w zawodzie nauczyciela. I choć wciąż bardzo to lubię i bez wątpienia jest to moja pasja, jestem coraz bardziej zmęczona. Już czekam na wakacje. Serio? We wrześniu?...
I dlatego takie widoki za oknem są jak miód na moje serce