piątek, 27 sierpnia 2010

powrót córki marnotrawnej


Nie bić… Nawet nie wiem od czego zacząć po takim czasie niepisania. Hmmm… Może od tego, że jestem?:) Nie wyemigrowałam za słońcem, jak niektórzy emigrują za pieniędzmi. Postanowiłam ten zamysł zostawić do czasu pójścia na emeryturę. Wtedy kupię sobie przytulny domek na wysokim klifie i codziennie będę oglądać zachody słońca. Bo na wschody trzeba wcześnie wstawać, więc to już zdecydowanie odpada. I będę Was zapraszać na wakacje, jak tylko ktoś będzie chciał wlec się taki kawał świata, żeby pomoczyć nogi w ciepłym morzu o odcieniach ciągle nieustalonych. Może komuś się uda je nazwać?

Bredzę. Przecież, że bredzę. Widział kto nauczyciela – emeryta, którego stać na chałupinkę zagranicą?:) Ale pomarzyć warto. A gdyby tak się to marzenie spełniło, to wiecie…:)

Ciężko wrócić do rzeczywistości. A ona bezlitośnie daje znać o sobie z każdą minutą coraz bardziej i bardziej. Drzewa zaczęły się stroić w jesienne złoto-czerwone szaty. W powietrzu czuć od dawna podmuch babiego lata. Wystarczy krótki spacer w parku i trzeba zdejmować z twarzy nitki unoszących się w powietrzu pajęczyn. Nawet jaskółki – mądrale już ewakuują się w cieplejsze rejony. No tak. Jeszcze by je kto do szkoły zagonił:)

No i w końcu padło to słowo. Szkoła. Bo jak wrócić do pracy po 14 miesiącach przerwy? Patrzyłam w kalendarz jak sroka w gnat, ale nic nie wypatrzyłam. Napisane jak byk, że konferencja jedna, druga, potem trzecia… I powoli, dzień po dniu, przestawiałam się na myślenie typu: trzeba, ale jesteś dzielna. Wstaniesz. Bo iść to nie problem. Wstać – o, to dopiero wyzwanie!

Wstałam.  Nawet przed 11 byłam już ubrana, a nie, że do południa w piżamie…:) Poszłam. No, ale przecież ja tam cały rok na gościnnych występach przebywałam, więc i szok żaden wielki nie był. Rozkokosiłam się na swoim odzyskanym krzesełku. Odzyskanym, bo koleżanka go zaanektowała na czas mojej nieobecności. Ale dzierżawa tylko czasowa była i sama się zdziwiłam widząc ją na innym, wydzierżawionym na kolejny rok, miejscu. Właściwie, to nawet właśnie tam się chciałam przeprowadzić, no ale skoro sami oddają co moje…

I oczywiście, jak to w babskim gronie – śmichy, chichy, a jak ty na urlopie, a jak ty, a kto odszedł, czy ktoś przyjdzie – co będę tłumaczyć, wiadomo. I nagle wkracza wicedyrekcja i chrząka teatralnie. A jak już ostatnia papla przestała paplać, wice zakomunikowała:

- Proszę państwa, ale dzisiejsza konferencja jest przecież tylko dla czynnych nauczycieli. Urlopowani mają przyjść dopiero we wtorek.

„Przecież” ci powie! Cisza zapadła. Każdy spojrzał na każdego. No i kto się odezwał? Zapomnieli, że pyskata wraca.

- To czemu nie powiedzieliście tego wcześniej?

W odpowiedzi otrzymałam słodki uśmiech wice i jakiś cichy głosik odpowiedział (właścicielką okazała się krzycząca zwykle behapowiec):

- A kto to miał wiedzieć.

- No jak kto, wy – palnęłam bez zastanowienia.

No i poszłyśmy. Terapia szokowa szybka i skuteczna. Coby nam do głowy nie przyszło, że coś się zmieniło przez ten rok na lepsze.

A w poniedziałek kolejne bliskie spotkanie z medycyną pracy. Już mnie pokłuli, pomierzyli, stwierdzono obecność serca w klatce piersiowej, laryngolog uznał, że słyszę, a okulista, że widzę (niech tak myślą dalej…), a dziś dostałam zaświadczenie od mojego lekarza, że przeżyłam urlop zdrowotny bez uszczerbku na zdrowiu i mogę wracać do pracy. No i teraz jeszcze mnie poogląda lekarka z wyżej wymienionej instytucji i mam nadzieję dostać wszystkie kwity o zdolności do pracy bez jakiś dodatkowych atrakcji.

I się zacznie.

 

 

18 komentarzy:

  1. że niby co? powietrze zabierasz? jeszcze nie możesz bo urlop do 31? znasz się na tym co gadają? BO JA NIE KUMAM

    OdpowiedzUsuń
  2. stop_chamstwu_w_necie27 sierpnia 2010 22:32

    :)))) Fajnie , nauczyciel i szkoły się boi ;) na wagary nie pójdzie bo gdzie. Już się zapomniało gdzie uczniowie najchętniej zmykali > Pozdrowienia a dla wprawy zapraszamy na http://parafrazaparafrazy.blog.onet.pl bo tam nam takich potrzeba aby jeszcze więcej kultury na necie było. A i wstępna rozgrzewka z chamstwem wron się przyda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewutku, witaj.Powiedz mi dlaczego szkoła to takie okropne miejsce, w którym nie tylko uczniowie zle się czują, niestety nauczyciele też. Życzę Ci,żeby spełniło się Twoje marzenie o domku na wysokim klifie. To takie ładne marzenie!!!Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. AtinablogBezdomna28 sierpnia 2010 01:51

    No i mi się zaczyna. Fraglesowa trzecia klasa a Didowa druga grupa przedszkolna. Masz pomysł na to, jak zatrzymać czas?:)))))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Już się bałam, że ta marchewkowo-rybna dietka wpłynęła negatywnie na zdolność blogowania... Na szczęście nie! Witaj, Effciu!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie martw się, bardzo szybko wejdziesz w rytm codziennych zajęć, bo tego się nie zapomina.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bo może ona myślała, że ty konająca do końca zdrowotnego jesteś. Później , wraz z 31 sierpnia cudownie ozdrowiejesz;)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj Ewo, jak to szybko minęło, ten rok Twojego urlopu i już musisz się przestawiać na szybsze obroty. Ale już w połowie września pewnie wszystko wróci do normy, przecież lubisz swoją szkołę, uczniów i obowiązki. Wiele radości w tym roku szkolnym życzy Ci emerytowana nauczycielka, też marząca o ciepłych krajach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię to co robię i to jeden z powodów dla których cieszę się z powrotu. Choć nieco smutno, że się skończyło błogie leniuchwanie... Cóż - wszystko ma swój początek i koniec. Ale nabrałam sił i mam nadzieję, że na długo ich starczy.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. O! Zapewne tak:) To będzie wobec tego masowy wzrost cudownych ozdrowień, bo nas takich 15 się naliczyłam.. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nawet mi ich trochę brakuje... Rozleniwiłam się nie do poznania. Więc na pierwszy ogień idzie walka z wszechogarniającym leniem:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. O mało co, mało co... Ale wróciłam do ciastek i czekolady, i mięsa, i wędliny, i ziemniaków i tego wszystkiego, czego tam mi brakowało i proszę - wena sama przyszła:)Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Niestety nie mam... Bo tak właściwie, to nie czas szybko leci, tylko te dzieci jakoś za szybko rosną... :)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Szkoła sama w sobie to może taka okropna to znowu nie jest, i dzieci niektóre są fajne, a nawet niektórzy nauczyciele mają jakieś przebłyski ludzkich cech:) tylko czasami się po prostu nie chce... I ja właśnie jestem na etapie zwalczania "niechcieja". Bo cieszę się mimo wszystko, że wracam. Bo to lubię. Tylko lenia takiego złapałam przez ten rok, że aż strach:) Ale też nabrałam dystansu do wielu rzeczy, a tego mi najbardziej brakowało dotychczas. Mam też lekkiego "stresa", bo wiadomo, jak to po przerwie. Ale są rzeczy, których się nie zapomina, więc ogólnie jestem dobrej myśli:)I ja też mam nadzieję, że marzenia o domku na klifie kiedyś się spełnią...Pozdrawiam bardzo serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie szkoły się boi - ten przynajmniej konkretny, niżej podpisany, belfer:) Boi się, że... będzie do tej szkoły notorycznie zasypiał:))) Bo jak tu wstać na 8 do pracy, gdy przez cały rok ledwie przed 12 się zwlekał z łóżka?:)Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja też nie kumam, podobnie jak cała reszta moich koleżanek i kolegów:) Więc witaj w klubie:) Kum, kum:)))Podobno to dlatego właśnie, że kończymy urlopy 31 sierpnia... I jak "zażartowałam", że w takim razie dopiero 1 września powinnyśmy przekroczyć próg szkoły, to.... - dobrze, że nie można zabijać wzrokiem, padłabym trupem.

    OdpowiedzUsuń
  17. kum kum..o matko,czy wszędzie te derekcje mają coś nie tak????????ja mam na szczęście jutro luzik,ale za to pojutrze apiać od nowa...i powiem szczerze,po raz pierwszy kompletnie nie mam ochoty wracać do pracy...uhale się będziemy netowo wspierać i tyle:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiesz, czasem mam wrażenie, że nasze dyrekcje to ta sama osoba... Bo żeby dwie różne osoby wpadały równocześnie na te same genialne pomysły?... :)

    OdpowiedzUsuń