Skoro się pojawiły, to grzechem jest nie jeść… Powoli następuje nasycenie w tym temacie, ale że oczy by wciąż jadły, to ich smak i zapach nadal jest
obecny w domowym menu. Gdy Sis mi zadzwoniła, że na giełdzie koszyczek jest
tańszy niż kilogram na grajdołkowym straganie, decyzja była jedyna słuszna –
kup trzy. Koszyczki oczywiście. I siedziałam potem niemal godzinę obierając,
płucząc i pakując do woreczków. Bo zimowy koktajl truskawkowy to taka mała
namiastka lata… Dopiero gdy już zapakowałam zamrażarkę do granic możliwości przyszedł
czas na koktajl, truskawki z cukrem i… pierwsze w życiu ciasto z truskawkami. Szybko
trzeba było znaleźć jakiś przepis, gdyż za dużo tych truskawek. Nawet takie
żarłoki jak my, nie dalibyśmy rady pochłonąć wszystkich na raz. Nigdy nie
piekłam nic z owocami – poza wiecznie przesłodzoną szarlotka. I znalazłam. Szybko,
prosto, mało roboty a ciasto takie dobre, że codziennie jedna blacha schodzi.
Jak dobrze, że są dobre dusze, które wrzucają do sieci swoje sprawdzone
przepisy :)
sobota, 26 maja 2018
poniedziałek, 14 maja 2018
ku dobremu
Mama już po operacji. Ordynator stwierdził, że dawno nie widział
tak paskudnego guza.. Ale histopatologia wyszła nad wyraz dobrze. Pan doktor
uznał, że Mama ma chody na górze, bo przerzutów żadnych nie ma, wyniki
dodatkowych badań są zadowalające, rana goi się wyśmienicie i wszystko idzie ku
dobremu. Po nowym roku kontrola i oby diagnoza pozostała bez zmian.
Na Wichrowym też wszystko powoli i ku dobremu. Pasikonik przeżył
nikomu niepotrzebne egzaminy gimnazjalne (bo przecież by ukończyć gimnazjum
wystarczy do nich przystąpić, a nie je zdać na określoną liczbę punktów, czy
procent…) i domowy terroryzm w czasie przedegzaminowym, który zaowocował całkiem
przyzwoitą liczbą punktów (weryfikacja i tak nastąpi dopiero za miesiąc, gdy
przyjdą oficjalne wyniki). Oj, nafuczała się nad kolejnymi testami z matematyki,
bo Rajski nie odpuszczał, analizował, zmuszał do myślenia, kazał robić kolejne
zadania – i w końcu sama przyznała, że typy zadań się powtarzają, tylko treść
się zmienia. Ja pognębiłam z historii, przeciągnęłam przez mapy i tabelki – i wniosek
ten sam. Ufff… Teraz na tapecie jest wybór szkoły, więc jeździmy po różnistych
dniach otwartych. I przyznam, że to ciekawe doświadczenie. Byliśmy w szkole, w
której pasja „opowiadaczy”-przewodników oraz spotkanych nauczycieli aż
zarażała. Ale były też szkoły, gdzie było sucho, sztywno, sztampowo i na pokaz.
Młoda chce zajmować się fotografią. Niełatwy zawód. Ale chce. Nie odwodzimy od
tego, choć polały się łzy, gdy uzmysławialiśmy jej, że nie zawsze będzie łatwo
i kolorowo, że duża konkurencja, że potrzebne i umiejętności i praktyka. Padł zarzut,
że ją dołujemy… Ciężko wytłumaczyć 15-latce, że lajf is brutal… Ale chyba
zrozumiała, że nie taki był nasz zamiar. Widzi, że ma wsparcie. W końcu mogłaby
sama jechać tu i tam. I gdyby mieszkała z mamą tak by pewnie było. Ale jeździmy
z nią. Każdy z nas zwraca uwagę na inne szczegóły i łatwiej potem podsumować
pobyt w danej szkole. Choć, tak szczerze mówiąc, Ona już ją wybrała. Pozostałe odwiedzamy
by miała punkt odniesienia. Zdroworozsądkowo bierzemy bowiem pod uwagę opcję „Zmiana
szkoły w trakcie roku lub po pierwszej klasie”. Ale oby wybór okazał się
trafny.
A w pracy, jak to w pracy. Wakacje blisko to i szybko zleci.
Bo jak wczasy zarezerwowane to i czas szybciej leci. Oczywiście, że znowu
kierunek Grecja, choć tym razem kontynent, nie wyspy. Ale będzie za to bardzo
historycznie i starożytnie, czyli tak, jak Rajscy lubią najbardziej :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)
-
... dumną posiadaczką ruiny do remontu. Sama tego chciałam, więc staram się podchodzić do całej tej historii z zamianą mieszkań z dużą dozą ...
-
Gdy rano otwieram balkon, do mieszkania wpada jej powiew. Już ją czuć w powietrzu. Tak inny jest zapach każdej pory roku. To nic, że jeszcze...