- Czy coś się stało? – zapytał troskliwie młodzieniec
siedzący w pierwszej ławce, od dłuższego czasu wpatrujący się we mnie, wraz z
resztą dzieciaków, z dziwnym wyrazem twarzy.
- Wzrusza mnie sam fakt przebywania w tak zacnym gronie –
odpowiedziałam siląc się na coś w rodzaju uśmiechu. Bo ciężko się uśmiechać co
rusz wycierając lejące się po policzkach łzy i zasmarkany nos. A w głowie już
się zapalała czerwona żaróweczka – za chwilę będzie jeszcze gorzej.
A zaczęło się tak niewinnie. Radosne fiku-miku z
pierwszakami i galopem na indywidualne. Zimny wiatr wciskał się w każdy zakamarek
ciepłej kurtki i szalika, czas gonił, bo nie da się w 10 minut przebrać i
dobiec tam, gdzie spacerkiem człapie się właśnie tyle czasu. Wpadłam zdyszana,
upocona, klapnęłam na mocno już zużytej kanapie, odwinęłam się z szalika, wyswobodziłam
z ciepłej kurtki i…. poczułam uderzenie gorąca. Piec kaflowy dudnił i strzelał
takim ciepłem, że w ułamku sekundy zrozumiałam, że skończy się tak, jak się
skończy. Ugotowana na miękko, po blisko 45 minutach, zawinęłam się na powrót w
szalik, uzbroiłam w ciepłą kurtkę i czapkę i kolejne kilkanaście minut zmagałam
się z zimnym wiatrem, by dotrzeć na ostatnią już w tym dniu lekcję. Jeszcze przycupnęłam
na chwilę na krzesełku w pokoju nauczycielskim, bo na szczęście nie muszę iść tak
od razu, z marszu. Ostygłam nieco, zebrałam myśli, ale i tak – pierwsze co
zrobiłam po przyjściu było potężne „A psik!”. Aha… Niecałe pół godziny później
już polały się łzy, do wieczora zatkał się nie tylko nos, ale i gardło. Na szczęście
przyszedł weekend. Nos się odetkał. Zatkały się uszy. Przemówiłam boskim altem –
takim z dolnej półki. Nic to. Trzeba się zwlec rano i iść do przychodni…
Miła pani w rejestracji spojrzała na mnie z troską i zapytała,
czy muszę koniecznie dzisiaj. Bo dzisiaj to dopiero wieczorem. Ale jutro jest
kilka miejsc rano. Szybkie rozpatrzenie za i przeciw. Jak dziś wieczorem – to mogę
iść do pracy. Gorączki nigdy nie miałam, tylko katar. Ale już nie kicham. Tylko
uszy mam zatkane i jak tu śpiewać, jak szumi w uszach... I są tylko dwie lekcje
i to dwa sprawdziany. No i skąd mam pewność, że mi da zwolnienie? Ani gorączki
ani nic…. Niech będzie jutro rano.
Poszłam rano. Mój lekarz tradycyjnie nieobecny (chyba czas
wybrać nowego..) więc trafił mi się jakiś młodzian po studiach. Siedząc w
poczekalni odkrywałam coraz nowsze partie ciała, które mogą boleć. Na głowie
jakbym miała garnek, który wygłusza otaczające mnie dźwięki. Weszłam do
gabinetu i od razu poczułam się jak symulant. Rozjechany przez czołg. Po nocy
wnoszenia wiader z węglem na 10 piętro… Niesympatyczny (aczkolwiek przystojny) pan
doktor patrzył na mnie zza biurka słuchając mojej spowiedzi, łaskawie zajrzał
mi do gardła, osłuchał i zaczął stukać w klawisze. Wydrukował spis leków
oświadczając, że „Bez antybiotyku będzie”. A potem zapytał „Zwolnienie dać?”
Nosz matko – dać! Co prawda fajnie tak nie słyszeć tych wrzasków i pisków ze
szkolnych korytarzy, ale nie chcę też być przedmiotem komentarzy, że jak się
jest chorym, to się siedzi w domu… Dał. Do piątku.
Stos lekarstw wyrósł na moim stoliku. Oczywiście najpierw
ulotki, jak brać. Tu na gardło, tam do nosa – pikuś. Aż tu nagle zonk. Po co komu
przy przeziębieniu lek na refluks i zgagę???... O nie, tego brać nie będę. I następnym
razem trzeba iść do innego lekarza. Takiego bardziej ludzkiego. Co porozmawia z
pacjentem, a nie wysłucha spowiedzi, wydrukuje spis leków i nawet do widzenia
nie powie na odchodne.
Może refluks i zgaga pojawia się po zażyciu wszystkiego innego?
OdpowiedzUsuńPrzegrzanie jest gorsze od przemarznięcia...
Dbaj o siebie :-)
O tym nie pomyślałam... Ale obiecałam sobie, że przy jakiejś nadarzającej się okazji zapytam, czy to była pomyłka, czy miałam jednak je zażyć...
UsuńJa tez bym posadzala lekarstwa o te dolegliwosci.
OdpowiedzUsuńChociaz trudno w to uwierzyc ale przeziebienia, katary to jedne z ciezszych chorob do leczenia i bardzo dokuczliwe.
Zycze poprawy :)
Już przechodzi. Gdy nie trzeba wychodzić na to wietrzysko, ani przebywać w towarzystwie innych kichających i kaszlacych, jakoś tam szybciej dochodzi się do siebie.
UsuńEwutku- miód, cytryna i czosnek- najlepiej w postaci "mieszanki". Wiem, pyszne nie jest, ale stawia na nogi. Czosnek przepuść przez praskę i wszystko razem wymieszaj. Słów mi brak by napisać co myślę o deformie polskiego szkolnictwa. Ale wiem, że wiele osób odeszło z zawodu. W Brandenburgii brakuje nauczycieli, podobno poszukują ich w....Polsce.
OdpowiedzUsuńZdrowiej Ewutku, buziam;)
Dziękuję, zdrowieję sobie powoli :) stare domowe sposoby zawsze najlepsze na przeziębienie, tylko że zwolnienie do tego jeszcze potrzebne. Rzadko chodzę do lekarza, tylko kiedy muszę, a i tak zawsze czuję się tam jak intruz.
OdpowiedzUsuńOd nas też dużo osób odeszło. Dziewczyny zmieniły pracę, przekwalifikowały i są w części zadowolone. Inne nie. Ja sama nie widzę siebie nigdzie indziej... I do tego wciąż rodzą mi się w głowie nowe pomysły, co jeszcze można by zrobić, że chyba raczej pracy nie zmienię. Pozdrawiam gorąco :)
Serdecznie Ci życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńI zapraszam od jutra po "odbiór nagrody".
Serdeczności
Już lepiej, dziękuję. W poniedziałek trzeba wracać do pracy, choć gardło wciąż nie w formie.
UsuńOczywiście, że zajrzę jutro, ciekawa jestem tej "nagrody" ;)
Kochana
OdpowiedzUsuńZa oknem słoneczko🌤️ciepelko, zatem i odporność wzrośnie.
Zdróweczka życzę, uśmiechu i podgody ducha na każdy dzień🤗🌷🧡🧁☕
As claimed by Stanford Medical, It's in fact the SINGLE reason this country's women get to live 10 years more and weigh 19 kilos lighter than us.
OdpowiedzUsuń(By the way, it is not about genetics or some secret-exercise and EVERYTHING related to "how" they eat.)
BTW, What I said is "HOW", and not "what"...
CLICK on this link to uncover if this little quiz can help you release your real weight loss potential