Izolacji dzień 17-ty. I ostatni.
Jakie odczucia po tym przymusowym zatrzymaniu się w szaleństwie codzienności?
Wielka radość z faktu, że zadzwonił mops, czy centrum zarządzania kryzysowego skończyła się bardzo szybko. Po dwóch dniach niemal spania z telefonem (bo wciąż ktoś skądś dzwonił) nawet pies z kulawą nogą się mną nie zainteresował. Co innego osoby na kwarantannach. Tych sprawdzają, wiem, bo rodzice mi meldowali, że a to dzwonił dzielnicowy, a to patrol policji chciał, by córka czy syn pomachali im z okna – i tak przez te 10 dni ze dwa razy na pewno. A ode mnie, przez 17, nikt nic nie chciał. Można by umrzeć w samotności. Niby mogłabym zadzwonić pod telefon interwencyjny z MOPS-u, ale skoro w Grajdołku codziennie było od 30 do 71 chorych, i pani wydzwaniała z tego właśnie telefonu, to pewnie załamałabym się nie umiejąc się dodzwonić… Samotny, bez rodziny lub co najmniej życzliwych sąsiadów – przepadł na izolacji jak kamień w wodę.
Na szczęście Rajski był mobilny. Choć i tak od razu wysłany na pracę zdalną. Żeby, w razie czego, nie posypał się cały zespół. I…. Chyba jednak mnie lubią 😊 Nie było dnia, żeby ktoś z pracy nie napisał z pytaniem, jak się czuję. I co najmniej z cztery koleżanki zaoferowały się, że jak co, to mam tylko napisać i przywiozą zakupy pod drzwi. Niesamowicie miło było czytać takie wiadomości. I wiem, że było to napisane szczerze.
Najbardziej mi brakowało spacerów. Miałam nadzieję, że po izolacji dostanę L-4 i choć dookoła bloku uda się przespacerować dla podbudowania kondycji. Niestety, przedłużono mi izolację i kolejny tydzień mogłam, co najwyżej, wyjść na balkon. I tak wyszłam dopiero dzisiaj. Bo albo kurzyło śniegiem, albo lało jak w porze monsunowej, albo wiało tak, że aż strach było drzwi otworzyć. Dzisiaj świeci słońce, więc skorzystałam z okazji . A jutro chcę iść na upragniony spacer dookoła bloku. Bo chyba na więcej mnie nie stać.
W ramach rehabilitacji pokowidowej nie mogę grać na flecie (miałam ćwiczyć wydolność płuc, a dmuchanie do butelki z wodą jakoś do mnie nie przemawia…). Jeden został w szkole, a drugi spoczywa w szafce, bo reszta Rajskich na zdalnych. Ćwiczę więc małą motorykę, czyli po ludzku – wycinam. Mam całe stado reniferów i mnóstwo bałwanków. Będzie czym ozdobić klasowe okna, jak wrócę.
I dostałam skarpetki. Takie w sam raz na chorowanie. Jak ktoś coś ode mnie chce – wyciągam spod koca stópki i już wszyscy wszystko wiedzą 😊
Fajne skarpetki! Taka izolacja działa strasznie na psychikę, jeszcze 7 dni można wytrzymać.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co sobie myśli nasz minister, ale u nas masakra, dwie szkoły na zdalnym, w innych wiele klas na zdalnym, pojedyncze izolacje i kwarantanny, wielu nauczycieli chorych.
Trzymaj się i dbaj o kondycję:-)
U nas wciąż to samo - jak w koszmarnym śnie. Są klasy, które wracają z kwarantanny na dzień - dwa i znów lądują na zdalnych...
UsuńDbam o kondycję, bo jest wyjątkowo marna... :(
Skarpeteczki cudo!!!
OdpowiedzUsuńJa już mam kwarantannę za sobą. I trzeci raz się zaszczepiłam.
Tylko co będzie dalej?
Wszystkiego dobrego EFFKO - a więc zdrowia bo ono najważniejsze !!!
Nie zdążyłam się zaszczepić trzeci raz... Certyfikat szczepienia kończy mi się 6 maja, a certyfikat ozdrowieńca 8 maja. Ale zanim pójdę na trzecią dawkę chyba zrobię sobie badanie na przeciwciała. Może za te kilka miesięcy i ono wejdzie w jakiś pakiet zdrowotny?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Te kwarantanny i izolacje to psychiczna masakra. wiem, bo również się nasiedziałam
OdpowiedzUsuńOby nie trzeba było znowu.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :) Zapraszam częściej
Życzą zdrówka i dużo spokoju na te święta,a skarpetki fajne
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kochane zdrowie, nikt się nie dowie.... ;)
UsuńDużo dobra na ten czas Świąt. Pozdrawiam i zapraszam częściej :)