sobota, 11 czerwca 2011

effka niegrzeczna, ale za to z kondycją


Szukam motywacji do jakiejś roboty. Jakiejkolwiek innej niż ta związana z pracą. Już wysprzątałam hacjendę z ogromną nadzieją, że jakaś muza natchniuza mnie dopadnie, ale ona chyba fruwa w innej szerokości geograficznej i na Wichrowe jej nie po drodze. Ledwo miałam czas się otrząsnąć po moich wojażach, zebrać wrażenia i nacieszyć się tymi pozornymi dniami wolności, a już od poniedziałku w pełnym galopie i w podskokach ciągle produkuję jakieś papiery i zastanawiam się jakim cudem jeszcze to wszystko ogarniam. Wklepałam dane do wypisania świadectw, nadrobiłam zaległości papierkowe z uczniowskich projektów, oddałam protokoły z zebrań z rodzicami, wypisałam nowe papiery o dźwięcznej nazwie KIPU, a i tak ciągle mam wrażenie, że jeszcze o czymś zapomniałam:) Na pewno mnie czeka w tym tygodniu egzamin klasyfikacyjny, zatem, profilaktycznie, przysiądę jutro tyłka i przygotuję pytania. Oczywiście na czwartek uchwała klasyfikacyjna, więc już mnie nosi na samą myśl o upojnych godzinach spędzonych przed komputerem, sam na sam ze stosem papierzysk. I na wtorek protokoły klasyfikacyjne, czyli nocka z poniedziałku na wtorek nie moja, bo trzeba będzie wszystko policzyć, a znając moje zacięcie matematyczne, nawet kalkulator mi nie pomoże… Naturalnie nie mogę zapomnieć o akademii na zakończenie roku, bo to już za niecałe dwa tygodnie, a niektóre dzieciaki są tak przepracowane i przemęczone szkołą, że mają problemy z dotarciem na jakąkolwiek próbę…

Dobra, pomarudziłam:) Nikt za mnie tego wszystkiego nie zrobi więc mogę sobie tylko pogadać, a życie i tak będzie się toczyć swoim torem.

Na wycieczkach było niesamowicie. Pogodę mieliśmy jak na zmówienie. Nawet mogło być trochę chłodniej w tych górach, bo w pełnym słońcu źle się wędruje. Ale nie mam zamiaru narzekać. Mam kondycję, ha! :) Sama jestem tym faktem zdziwiona, bo już dawno po górach nie chodziłam, a jednak zakwasów nie miałam. W odróżnieniu od uczniów, którzy gremialnie na drugi dzień się nie pojawili na lekcjach, a rodzice tłumaczyli te nieobecności.. bólem nóg ich pociech. Dziwne, byliśmy na tej samej wycieczce, niektóre odcinki szlaku przyszło mi pokonywać dwa razy, gdyż przytrafił się maruder i musiałam „doglądać ogona”, to oni mają systematycznie wuef, jestem od nich dwa razy starsza, a jednak dzień po wycieczce śmigałam po szkole wytartym szlakiem: trzecie – parter – pierwsze – trzecie – parter, a oni nie dotarli do szkoły bo byli nieziemsko zmęczeni…

W Warszawie zaś było przepięknie. Pan, który organizował wyjazd stawał na uszach niemal, by za dwa dni pokazać nam jak najwięcej i w efekcie zwiedziliśmy stolicę w takim tempie, że dzieciaki nie miały nawet czasu jęknąć, że są zmęczone. Ile pieniędzy im rodzice dali, tyle przywieźli ze sobą – nie było czasu nawet na zakupy. Nawet na siku nie było czasu. Skończyło się to dla mnie dość komiczną sytuacją, gdy podczas zwiedzania budynku sejmu dojrzałam kątem oka drzwiczki z narysowaną panią – czyli że toaleta damska, i gdy ruszyłam w kierunku tego przybytku ulgi pan przewodnik na mnie nakrzyczał, że nie pozwolił korzystać z toalety bo będzie na to czas na końcu zwiedzania. Oj, musiałam mieć głupią minę bo dzieciaki patrzyły na mnie zdezorientowane, a ja oświadczyłam panu, że bardzo go przepraszam, ale muszę i.. zniknęłam za drzwiami toalety. On biedak chyba dopiero po czasie się zorientował, że nakrzyczał nie na ucznia, bo omijał mnie potem wzrokiem aż do końca zwiedzania.

- Ale pani niegrzeczna - szepnął mi uczeń, gdy już dołączyłam do grupy....

Tak więc, wszyscy grupę wszędzie chwalili, zwłaszcza przewodniczka w Muzeum Powstania Warszawskiego, nigdzie nikomu nikt nie zwrócił uwagi, nawet pani przewodnik ze starówki, która nudziła tak, że dzieciaki wyłączyły się po kilku minutach i pani ewidentnie miała ochotę zdezerterować, tylko w sejmie upomniano jedną osobę i byłam to niestety ja…. No cóż. Nie jestem z siebie dumna, ale trzeba było na początku zwiedzania uświadomić, że sikanie w sejmowych toaletach jest dla plebsu zabronione.


Zdjęcia z wyjazdów <tu>.


A w przyszłą sobotę jadę na koncert Jamesa Blunta. I to dopiero będzie zabawa:)

 

 

8 komentarzy:

  1. Kipu to, o ile pamiętam, było pismo węzełkowe dawnych Indian! Czego to się teraz od nauczycieli wymaga...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewutku, to po tym kipi można się spodziewać,że będziecie musieli alpaki hodować a w chwilach wolnych prząść wełniane szarfy :))). Nie wiem jak współczesne kipu wygląda, ale to oryginalne,indiańskie było nawet dość ozdobne.))) A na wszelkie zwiedzania najlepiej przyodziać się w estetyczne a bardzo chłonne pielucho-majtki dla pań, bo zawsze albo nie ma kiedy, albo gdzie- to taka specyfika naszej, krajowej rzeczywistości.Chyba tylko Bułgaria nam pod tym względem dorównuje, co przećwiczyłam zwiedzając Sofię. Ewutku, przecież chodziłaś na "wygibasy", więc z tego masz kondycję. Dobrze,że już tylko 2 tygodnie przed Tobą,a potem trochę większy luz. Może wtedy będziesz częściej tu zaglądać.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak czasu dla siku to dla mnie zabójstwo!

    OdpowiedzUsuń
  4. no weźź, ja też musiałabym siku i ni ma gadania!!!!!Ewuś,jeszcze troszkę, ja wyprodukowałam papierzyska,na szczęście nie mam wychowawstwa,ale od jutra po drabinie muszę, zdjąć girlandy,schować i przygotować na bal...a w piątek poprowadzić egzamin sprawdzający, bo jeden się nie zgadza z oceną..i git,tyle,że z muzyki:),a Muzyczka po operacji i do końca roku jej nie ma,ale przygotowała wszystkie pytania, z odpowiedziami włącznie...dopytam tylko, czy MA zdać,czy nie:))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Już tłumaczę:) Karta Indywidualnej Pracy Ucznia... Kolejny sposób na odbiurokratyzowanie szkoły :D - żart oczywiście, bo teraz to już na amen utonęliśmy w papierach...

    OdpowiedzUsuń
  6. Też mam nadzieję, że będę częściej zaglądać. Chyba już powoli wszystko wraca do normy

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakby pan był kobietą, to pewnie by zrozumiał, że czasem trzeba częściej niż normalnie..

    OdpowiedzUsuń
  8. Dałyśmy radę!!! :)

    OdpowiedzUsuń