Czas się obudzić i powrócić do rzeczywistości…
Wróciłam z jednodniowym poślizgiem, przyznając rację przyjaciółce, że prędzej bym doleciała do Bangladeszu niż dotarła drogą lądową ze stolycy do Grajdołka. Cóż, kraj w przebudowie na okazję zawodów w piłce kopanej…
Jak było? Fantastycznie, cudownie i co tylko sobie dopowiecie. Wypoczęłam i świetnie się bawiłam. Wyjechałam z ciemnym brązem na głowie i złocistym kolorkiem na reszcie ciała. Wróciłam ze złocistym kolorkiem na głowie i ciemnym brązem na reszcie ciała… Tak jakoś wyszło:)
Co roku wracam stamtąd coraz bardziej zachwycona wyspą i przywiązana do ludzi, którzy już nie są zwykłymi znajomymi, ale powoli stanowią integralną część mojego życia. Tegoroczny pobyt na Korfu był pod wieloma względami przełomowy. I teraz już wiem, że zostawiłam tam wielki kawał siebie i że właśnie to jest moje miejsce na ziemi.
Gdy tylko poskładam się w sensowną całość, jak zwykle zdam relację. Póki co, wciąż jeszcze jestem na etapie wpatrywania się w zdjęcia i błądzenia myślami po znajomych miejscach. No i godzinami wiszę na telefonie, gdyż wspólnie spędzone dwa tygodnie okazały się zbyt krótkie, by się nagadać do woli, a do tego przyniosły całe mnóstwo nowych tematów, które, zdaje się, nie mają końca.
A tu już jutro trzeba będzie się jakoś spiąć w sobie i przynajmniej udawać, że człowiek rozumie co do niego mówią… Czas wracać do pracy…
To ważne, wiedzieć, gdzie jest nasze miejsce :)
OdpowiedzUsuńCzy to znaczy,że będzie za jakiś czas Ewutek z Korfu a nie z pewnego "Grajdołka"? Najważniejsze ,że wypoczęłaś,że jesteś zadowolona i akumulatory podładowane po brzegi.Miłego, ;)
OdpowiedzUsuńTo ja skomentuję Boyem: ,,Tak to często zwykłych ludzi/ rzeczywistość ze snu budzi!''Obyś mogła ,,śnić'' jak najczęściej...
OdpowiedzUsuńPowrót z cudownego miejsca jakim jest Korfu do pracy i codzienności wymaga czasu na adaptację. u Ciebie będzie ona krótka.
OdpowiedzUsuńnajważniejsze, że odpoczęłaś!!!!ja też udaję,że coś rozumiem...
OdpowiedzUsuńMoże teraz czas zobaczyć coś nowego?
OdpowiedzUsuńNo proszę... aby raz ktoś zadowolony... Ogół raczej domaga się dodatkowego wytchnienia, by po urlopie wypocząć...:) Kłaniam nisko:)
OdpowiedzUsuńNiech Cię więc wspomnienia w pionie trzymają! Ja, po dwóch i pół dnia (wliczam pierwszą radę) leżę i kwiczę i znów chcę wakacji.Co do dojazdów ze stolicy do grajdołka, i kiedy nie ma remontów trwają jakby ciut przydługo. Kilka lat wstecz spotykałam się w stolicy właśnie ze znajomym z Neapolu: jego lot trwał krócej niż moje przesiadkowe tłuczenie się pociągami.
OdpowiedzUsuńnawet bardzo:)
OdpowiedzUsuńNie nie:) nie grozi mi jeszcze wyprowadzka w tak odległe strony:) co bym tam robiła zimą?... niestety słońce tam też nie świeci caly rok...
OdpowiedzUsuńdziękuję... bardzo bym chciała...
OdpowiedzUsuńnawet dobrze, że ten czas adaptacji był taki krótki... nie było go zbyt dużo by rozpamiętywać i zastanawiać się ' co by było gdyby', analizować w nieskończoność tego co było i czego nie było... ot, trzeba się było zebrać i wrócić do pracy
OdpowiedzUsuńjuż nie muszę udawać - serio nie rozumiem :)))
OdpowiedzUsuńzobaczyłam:) byłam na Zakinthos przecież;)
OdpowiedzUsuńNo tak, odpoczynek po urlopie to jest to:) ale dla mnie szybki powrót do pracy nie był wcale złym rozwiązaniem:)
OdpowiedzUsuńwczoraj odległość 15 km komunikacją miejską przyszło mi pokonać w 1,5 godziny...
OdpowiedzUsuń