sobota, 6 sierpnia 2011

przerwa w podróży


Wiedziałam, że w końcu ktoś mnie przywoła do porządku:) Beatko – dziękuję za kuksańca:)

Tak, tak – wróciłam. Dosłownie na chwilę niemal. Wystarczy by się wyprać, wysuszyć i przepakować. Właśnie jestem na etapie tego ostatniego… No i rozchorować się porządnie zdążyłam. Nie mam pojęcia o co kaman, ale dawno się tak źle nie czułam. Odzyskałam upragnione 2 kilogramy i oczywiście już zniknęły w niepamięci… Ech… I chorej mi przyjdzie lecieć za to siódme morze i górę, bo jakoś końca tego paskudztwa nie widać… I do tego tak się odzwyczaiłam od Internetu i komputera, że w zasadzie niemal wcale go przez ostatni tydzień nie używałam… Nawet nie byłam w stanie dłużej wpatrywać się w monitor… Tę notkę też piszę chyba trzeci dzień… Nadrobiłam po trochu braki na zaprzyjaźnionych blogach, zaglądnęłam na fejsbuka jak do lodówki, coś tam dodałam, skrobnęłam i tyle…

Dobra. Do rzeczy. Trochę przydługawe to będzie – bo czego się spodziewać po tak długim milczeniu, ale jak ktoś nie da rady, może czytać na raty:)

„Z Korfu przylatywałaś bardziej brązowa” – słowa przywitania wcale mnie nie zaskoczyły. Sama to widziałam na koniec turnusu. Bo w z zasadzie nie wystawiałam nosa spod parasola. W zasadzie. Gdyż gdy zalegałam plackiem na leżaku to tylko i wyłącznie w cieniu. Ale pół dnia i tak spędzałam włócząc się w te i wewte po plaży.

Pogoda? Goręcej niż na Korfu – i to zdecydowanie. Bo i bardziej na południe ten żółwi raj położony. Niemal codziennie gdzieś w okolicy płonął nowy kawałek lasu lub gaju oliwnego. Aż przykro było patrzeć na ciemne kikuty drzew, gdy przejeżdżało się z jednego krańca wyspy na drugi. A trzeba przyznać, że wyspa pięknie zielona. Podobnie jak sąsiednia Kefalonia czy Itaka. Na tę ostatnią jednak nie było mi dane się udać, choćby z powodu ograniczonych funduszy. Choć miejscowi przewoźnicy mieli szeroki wachlarz ofert wycieczek do ojczyzny Odyseusza. Hm.. Może nie wszystko naraz. W końcu jakaś grecka wyspa musi mi jeszcze zostać do zobaczenia, gdy wszystkie „turystyczne” już obfotografuję i porównam:) Co prawda, wyjeżdżając z Zakynthos z pełnym przeświadczeniem uznałam, że więcej tam nie wrócę, ale kto wie, może dla  zwiedzenia samej Itaki jakiś tydzień na tej żółwiej wyspie jeszcze kiedyś spędzę.

Jaka jest ta wyspa, gdzie z każdej wystawy atakuje nas żółwik, żółw i żółwisko w przeróżnych kolorach, ubrankach i formach? Niewątpliwie, jak już napisałam, urokliwie zielona, z wodą owego trudnego do nazwania koloru, z niebem bezchmurnym w dzień i rozświetlonym gwiazdami w nocy. Czyli prawie jak na moim ukochanym Korfu. Prawie…

Nie było nam niestety dane poczuć tego znanego już zapachu i smaku Grecji. Nawet komarów tam nie było. Nie żebym rozpaczała jakoś szczególnie z tego powodu, bo stali bywalcy tej strony znają moją nieodwzajemnioną miłość do tych krwiopijców, ale tak jakoś zawsze mi się wpisywały w grecki koloryt… I cykady pierwszy raz usłyszałam po tygodniu, gdy czekałam w porcie na prom na Kefalonię…

Dlaczego akurat tak? Katalogowe określenie „miejscowość rozrywkowa” tym razem znaczyło dokładnie to co znaczyło. I choć przy mojej ukochanej wsi nadmorskiej, sielskiej – anielskiej korfickiej, można znaleźć dokładnie taką samą informację, to jest ona oazą ciszy i spokoju w porównaniu z tym co prezentuje Laganas. I może od razu zaznaczę, że mi to była przysłowiowa rybka co się działo na jej głównych ulicach, gdy grzecznie udawałam się w objęcia Morfeusza. Nikt mnie nie zmuszał, bym co wieczór oglądała te dzikie szesnastki i ponętne dwudziestki z biustem na górze i niezasłoniętymi pośladkami. Te hordy młodych Brytyjczyków w damskich pończochach – kabaretkach czy w krawatach na bladych, jak prosto z młyna, chudych klatach. I wszelkie inne rosyjsko – serbskie towarzystwo wracające chwiejnym krokiem do hoteli i na kwatery o szóstej rano. Urok młodości. A tam mieli wszystko o czym tylko młoda dusza marzy: imprezy w dzień na plaży i nocne w setce klubów i dyskotek.

Pewnie, że polazłam pooglądać o w miarę przyzwoitej porze, co się dzieje w tej części wsi, skąd dobiegała muzyka i migotały światła. Przecież ciekawska baba jestem:) Ale nie były to zdecydowanie klimaty dla naszej kategorii wiekowej:) Dużo przyjemniej było wieczorem sączyć wino w tawernie przy plaży.

Sama plaża zaś to spełnienie marzenia dla wszystkich adehadowców. Całe 5 km piachu. Jest gdzie chodzić. A nasz hotel był dokładnie w jej połowie. Dwa razy w ciągu dnia obierałyśmy kurs z hotelu w lewo. Dziennie wychodziło nam więc jakieś 10 km. Był to odcinek plaży, na którym żółwie Caretta – caretta składają jajka. Zamykano ją po zmroku i otwierano świtem, by nikt nie przeszkadzał paniom żółwiowym w spełnianiu ich misji dziejowej. A my na przedpołudniowym spacerze starałyśmy się wypatrzeć jakieś ślady żółwiej bytności na plaży i… czasem się udawało:) Wolontariusze pracujący na tej części plaży pieczołowicie zabezpieczali miejsce złożenia jaj drewnianymi koszykami, na których w kilku językach było napisane, by nie przeszkadzać. No tak. Żółwie się wykluwają, muszą mieć spokój:)

Piękny to był odcinek plaży. Niemal wyludniony, gdyż wbijanie parasoli w piasek było tam zabronione, a ręczniki i koce można było rozkładać tylko w niewielkiej odległości od morza.

Spacery po plaży w prawo od hotelu uskuteczniałyśmy rzadko i raczej wieczorami. Był to, jak go sobie nazwałyśmy, odcinek plaży bez celulitisu:) Tzn bez, dopóki my się tam nie pojawiłyśmy i niebezpiecznie zawyżyłyśmy średnią wieku, oscylującą gdzieś w okolicach 20. Oczywiście żart, ale to właśnie tę część plaży okupowała młodzież szalejąca nocą w miejscowych przybytkach rozrywki wszelakiej. Ogromny gąszcz leżaków, ciasno ustawionych jeden obok drugiego, w rzędach kilku, sam brzeg morza też w to włączając. Raj dla młodych. My, jak emerytki już prawie, zdecydowanie lepiej czułyśmy się „w naszej” części plaży.

Pewnie ktoś spyta, czy widać kryzys. Otóż tak. Wszystko niesamowicie podrożało. Oj, pieniądze topniały w tempie zastraszającym… I przy okazji taka mała, dobra rada dla wszystkich wyjeżdżających gdziekolwiek. Bardzo często, w ramach oszczędności, kupujemy wczasy w opcji HB, BB, albo w ogóle apartamenty bez wyżywienia. Patrząc bowiem na ceny all inclusive dostajemy radosnego oczopląsu… Z własnego, wieloletniego doświadczenia wiem jedno – lepiej wydać pieniądze na owo AI. W przeciwnym razie tanie wczasy wcale takie tanie się nie okażą…

I tyle. Ktoś dotarł do końca?:) Wrócę pod koniec sierpnia. A jak chłopaki z tawerny mi pozwolą skorzystać z komputera, to zerknę wcześniej. Życzę pogody wszystkim zostającym tutaj. Oby „lipcopad” nie zamienił się faktycznie w „siąpień”… Do zaklinania:)

 

 

 

 

12 komentarzy:

  1. Jesssu, ja mam wrażenie, że juz jest koniec sierpnia:)no i nie choruj, bo i poso? jak mówi moja Ka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewutek, wracaj, wracaj, smutno bez Ciebie. I nie choruj, zabraniam!!!Po kilku dniach ze słońcem w tle dziś znów padało i nawet burza była. Baw się dobrze, kochana "emerytko".miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znaczy wracasz tam, gdzie cieplej niż w kraju? Niby się zrobiło lepiej, ale wciąż jeszcze mi się upałów chce, no. I ich najmocniej zazdroszczę, bo przecież nie rozrywkowego klimatu - na to jestem już za stara :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Skutecznie odstraszyłaś mnie od wyjazdu na tę wyspę, bo lubię ciszę i spokój.Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze w locie:-). Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ewo, jakoś sierpień jest łaskawszy od lipca, ciepło i mniej deszczu, jak mocno zamknie się oczy to można wyobrazić sobie opalanie na gorącym greckim piasku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Do teraz nie wiem co mnie tak wymęczyło... Ale przeszło przed samym wylotem, ufff :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem:) Cała i zdrowa tym razem:) I bawiłam się świetnie:)Ale Ty, jak widzę, gdzieś w szpitalu zniknęłaś... Zaraz doczytam co i jak... Zdrowiej kochana!

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozrywkowy klimat trzeba sobie stworzyć samemu - tego się nauczyłam przez ostatnie tygodnie. Bo jednak bardzo ważne jest z jakimi ludźmi odpoczywa się najlepiej:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj... To Laganas trzeba unikać, nie wyspy:) Myślę, że inne, małe wioski na Zakinthos dostraczą upragnionej ciszy i spokoju. Bo wyspa jest piękna. Choć Korfu, jak dla mnie, piękniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Majeczko:) Już wylądowałam. Przynajmniej na najbliższe 10 miesięcy:) Pozdrawiam gorąco i obiecuję już wkrótce uaktualnić linki:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, dużo łaskawszy, nie ma co ukrywać:) I cieszę się, że przynajmniej na koniec wakacji pogoda stanęła na wyskości zadania:)

    OdpowiedzUsuń