Wiedziałam, że w końcu ktoś mnie przywoła do porządku:) Beatko – dziękuję za kuksańca:)
Tak, tak – wróciłam. Dosłownie na chwilę niemal. Wystarczy by się wyprać, wysuszyć i przepakować. Właśnie jestem na etapie tego ostatniego… No i rozchorować się porządnie zdążyłam. Nie mam pojęcia o co kaman, ale dawno się tak źle nie czułam. Odzyskałam upragnione
Dobra. Do rzeczy. Trochę przydługawe to będzie – bo czego się spodziewać po tak długim milczeniu, ale jak ktoś nie da rady, może czytać na raty:)
„Z Korfu przylatywałaś bardziej brązowa” – słowa przywitania wcale mnie nie zaskoczyły. Sama to widziałam na koniec turnusu. Bo w z zasadzie nie wystawiałam nosa spod parasola. W zasadzie. Gdyż gdy zalegałam plackiem na leżaku to tylko i wyłącznie w cieniu. Ale pół dnia i tak spędzałam włócząc się w te i wewte po plaży.
Pogoda? Goręcej niż na Korfu – i to zdecydowanie. Bo i bardziej na południe ten żółwi raj położony. Niemal codziennie gdzieś w okolicy płonął nowy kawałek lasu lub gaju oliwnego. Aż przykro było patrzeć na ciemne kikuty drzew, gdy przejeżdżało się z jednego krańca wyspy na drugi. A trzeba przyznać, że wyspa pięknie zielona. Podobnie jak sąsiednia Kefalonia czy Itaka. Na tę ostatnią jednak nie było mi dane się udać, choćby z powodu ograniczonych funduszy. Choć miejscowi przewoźnicy mieli szeroki wachlarz ofert wycieczek do ojczyzny Odyseusza. Hm.. Może nie wszystko naraz. W końcu jakaś grecka wyspa musi mi jeszcze zostać do zobaczenia, gdy wszystkie „turystyczne” już obfotografuję i porównam:) Co prawda, wyjeżdżając z Zakynthos z pełnym przeświadczeniem uznałam, że więcej tam nie wrócę, ale kto wie, może dla zwiedzenia samej Itaki jakiś tydzień na tej żółwiej wyspie jeszcze kiedyś spędzę.
Jaka jest ta wyspa, gdzie z każdej wystawy atakuje nas żółwik, żółw i żółwisko w przeróżnych kolorach, ubrankach i formach? Niewątpliwie, jak już napisałam, urokliwie zielona, z wodą owego trudnego do nazwania koloru, z niebem bezchmurnym w dzień i rozświetlonym gwiazdami w nocy. Czyli prawie jak na moim ukochanym Korfu. Prawie…
Nie było nam niestety dane poczuć tego znanego już zapachu i smaku Grecji. Nawet komarów tam nie było. Nie żebym rozpaczała jakoś szczególnie z tego powodu, bo stali bywalcy tej strony znają moją nieodwzajemnioną miłość do tych krwiopijców, ale tak jakoś zawsze mi się wpisywały w grecki koloryt… I cykady pierwszy raz usłyszałam po tygodniu, gdy czekałam w porcie na prom na Kefalonię…
Dlaczego akurat tak? Katalogowe określenie „miejscowość rozrywkowa” tym razem znaczyło dokładnie to co znaczyło. I choć przy mojej ukochanej wsi nadmorskiej, sielskiej – anielskiej korfickiej, można znaleźć dokładnie taką samą informację, to jest ona oazą ciszy i spokoju w porównaniu z tym co prezentuje Laganas. I może od razu zaznaczę, że mi to była przysłowiowa rybka co się działo na jej głównych ulicach, gdy grzecznie udawałam się w objęcia Morfeusza. Nikt mnie nie zmuszał, bym co wieczór oglądała te dzikie szesnastki i ponętne dwudziestki z biustem na górze i niezasłoniętymi pośladkami. Te hordy młodych Brytyjczyków w damskich pończochach – kabaretkach czy w krawatach na bladych, jak prosto z młyna, chudych klatach. I wszelkie inne rosyjsko – serbskie towarzystwo wracające chwiejnym krokiem do hoteli i na kwatery o szóstej rano. Urok młodości. A tam mieli wszystko o czym tylko młoda dusza marzy: imprezy w dzień na plaży i nocne w setce klubów i dyskotek.
Pewnie, że polazłam pooglądać o w miarę przyzwoitej porze, co się dzieje w tej części wsi, skąd dobiegała muzyka i migotały światła. Przecież ciekawska baba jestem:) Ale nie były to zdecydowanie klimaty dla naszej kategorii wiekowej:) Dużo przyjemniej było wieczorem sączyć wino w tawernie przy plaży.
Sama plaża zaś to spełnienie marzenia dla wszystkich adehadowców. Całe
Piękny to był odcinek plaży. Niemal wyludniony, gdyż wbijanie parasoli w piasek było tam zabronione, a ręczniki i koce można było rozkładać tylko w niewielkiej odległości od morza.
Spacery po plaży w prawo od hotelu uskuteczniałyśmy rzadko i raczej wieczorami. Był to, jak go sobie nazwałyśmy, odcinek plaży bez celulitisu:) Tzn bez, dopóki my się tam nie pojawiłyśmy i niebezpiecznie zawyżyłyśmy średnią wieku, oscylującą gdzieś w okolicach 20. Oczywiście żart, ale to właśnie tę część plaży okupowała młodzież szalejąca nocą w miejscowych przybytkach rozrywki wszelakiej. Ogromny gąszcz leżaków, ciasno ustawionych jeden obok drugiego, w rzędach kilku, sam brzeg morza też w to włączając. Raj dla młodych. My, jak emerytki już prawie, zdecydowanie lepiej czułyśmy się „w naszej” części plaży.
Pewnie ktoś spyta, czy widać kryzys. Otóż tak. Wszystko niesamowicie podrożało. Oj, pieniądze topniały w tempie zastraszającym… I przy okazji taka mała, dobra rada dla wszystkich wyjeżdżających gdziekolwiek. Bardzo często, w ramach oszczędności, kupujemy wczasy w opcji HB, BB, albo w ogóle apartamenty bez wyżywienia. Patrząc bowiem na ceny all inclusive dostajemy radosnego oczopląsu… Z własnego, wieloletniego doświadczenia wiem jedno – lepiej wydać pieniądze na owo AI. W przeciwnym razie tanie wczasy wcale takie tanie się nie okażą…
I tyle. Ktoś dotarł do końca?:) Wrócę pod koniec sierpnia. A jak chłopaki z tawerny mi pozwolą skorzystać z komputera, to zerknę wcześniej. Życzę pogody wszystkim zostającym tutaj. Oby „lipcopad” nie zamienił się faktycznie w „siąpień”… Do zaklinania:)
Jesssu, ja mam wrażenie, że juz jest koniec sierpnia:)no i nie choruj, bo i poso? jak mówi moja Ka:)
OdpowiedzUsuńEwutek, wracaj, wracaj, smutno bez Ciebie. I nie choruj, zabraniam!!!Po kilku dniach ze słońcem w tle dziś znów padało i nawet burza była. Baw się dobrze, kochana "emerytko".miłego, ;)
OdpowiedzUsuńZnaczy wracasz tam, gdzie cieplej niż w kraju? Niby się zrobiło lepiej, ale wciąż jeszcze mi się upałów chce, no. I ich najmocniej zazdroszczę, bo przecież nie rozrywkowego klimatu - na to jestem już za stara :-)
OdpowiedzUsuńSkutecznie odstraszyłaś mnie od wyjazdu na tę wyspę, bo lubię ciszę i spokój.Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak zawsze w locie:-). Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńEwo, jakoś sierpień jest łaskawszy od lipca, ciepło i mniej deszczu, jak mocno zamknie się oczy to można wyobrazić sobie opalanie na gorącym greckim piasku.
OdpowiedzUsuńDo teraz nie wiem co mnie tak wymęczyło... Ale przeszło przed samym wylotem, ufff :)
OdpowiedzUsuńJestem:) Cała i zdrowa tym razem:) I bawiłam się świetnie:)Ale Ty, jak widzę, gdzieś w szpitalu zniknęłaś... Zaraz doczytam co i jak... Zdrowiej kochana!
OdpowiedzUsuńRozrywkowy klimat trzeba sobie stworzyć samemu - tego się nauczyłam przez ostatnie tygodnie. Bo jednak bardzo ważne jest z jakimi ludźmi odpoczywa się najlepiej:)
OdpowiedzUsuńOj... To Laganas trzeba unikać, nie wyspy:) Myślę, że inne, małe wioski na Zakinthos dostraczą upragnionej ciszy i spokoju. Bo wyspa jest piękna. Choć Korfu, jak dla mnie, piękniejsze :)
OdpowiedzUsuńWitaj Majeczko:) Już wylądowałam. Przynajmniej na najbliższe 10 miesięcy:) Pozdrawiam gorąco i obiecuję już wkrótce uaktualnić linki:)
OdpowiedzUsuńOj, dużo łaskawszy, nie ma co ukrywać:) I cieszę się, że przynajmniej na koniec wakacji pogoda stanęła na wyskości zadania:)
OdpowiedzUsuń