niedziela, 6 listopada 2011

porządki


Słoneczko szaleje, jakby chciało nadrobić czas stracony w lipcu. Balkon od rana otwarty na całą szerokość, kaloryfery zakręcone – żyć nie umierać. Sąsiedzi moi kochani nadal remontują swoje metry kwadratowe i – sądząc po składowisku materiałów wszelakich, jakie wyrosło obok moich drzwi, trochę to jeszcze potrwa. Ze zdumieniem niemałym zauważyłam dziś rano, że miałam takie same drzwi do łazienki… Hmmm… Czyby te X lat temu wszyscy hurtowo kupowali takie same (bo innych nie było..), czy też może spółdzielnia uszczęśliwiła wszystkich lokatorów takim samym wystrojem wnętrz?… Nic to. Teraz kleją kafelki na podłogę, a to na szczęście czynność niezbyt uciążliwa dla otoczenia.

W każdym razie i mnie ostatnio naszło na porządki. Takie jakby jesienne, choć wiosna za oknem. Na pierwszy ogień poszedł bardzo rygorystyczny przegląd garderoby, bo to niby nie mam w czym chodzić, a szafa się ledwo domyka. Więc po co trzymać rzeczy, których od lat już nie założyłam nawet. A w głowie zawsze błąkała się jakaś idiotyczna myśl pt. „ale może jednak kiedyś się przyda..”. Guzik, nie przyda się! Skoro tyle czasu się nie przydała to teraz tym bardziej! I wyrósł cały stos ubrań trzymanych, sama nie wiem po co. Do tego przeprowadziłam się z szafy do szafy. Ubrania powędrowały do przedpokoju, gdzie i więcej miejsca i ogromne lustro zaraz pod ręką, a dotychczasowa zawartość tamtych półek znalazła miejsce w szafce w pokoju. Zatem znów przede mną kilka uroczych tygodni biegania po mieszkaniu i zastanawiania się gdzie teraz jest to czy tamto.. Bo jednak przyzwyczajenie to druga natura człowieka. I pewnie się ktoś teraz stuknie w głowę i zapyta „To po co kobieto sobie tak wszystko komplikujesz i co chwila coś zmieniasz, skoro i tak potem nie wiesz co gdzie jest”. No może i komplikuję. Ale lubię zmieniać, poprawiać. Wichrowe Wzgórze coraz mniej przypomina tamto, na które się wprowadziłam. W mojej głowie od kilku miesięcy dojrzewa myśl o kolejnym remoncie (a niech sąsiedzi nie czują się osamotnieni w swoich hukach i łomotach ;p). I to myśl, która nabiera już coraz realniejszych kształtów i kolorów, i chyba ferie zimowe będą czasem jej urzeczywistnienia. Póki co przeprowadzam tzw. zmiany kosmetyczne, które dla nikogo – poza mną, nie są zbyt uciążliwe. W końcu to ja będę za jakiś czas szukać po omacku swetra i ze zdziwieniem znajdę w tej półce np. podręcznik do dydaktyki historii;)

Bez strat własnych się oczywiście nie obyło. Zostałam podstępnie zaatakowana przez półkę w przedpokoju, gdy schylając się, źle obliczyłam odległość do szafy. Plecy obdarte, dojrzewa siniak wielkości śliwki węgierki, w kolorze tejże zresztą… Na szczęście to plecy, a te o tej porze roku szczelnie zakryte.

I pelaśki już zniknęły z balkonu. Smutny on teraz taki jakiś. Pusty, jesienny całkiem. Ale choć na niektórych balkonach na osiedlu są jeszcze czerwone i różowe, stojące i zwisające, daleko już im do tej letniej świeżości i piękna. Przynajmniej moje straciły swój urok już jakiś czas temu. A pięknie mi się rozrosły w tym roku jak jeszcze nigdy. I dopiero październikowe słoty i przymrozki mocno nadszarpnęły ich urodę. Taka kolej rzeczy… Zatem i balkon już wysprzątany i przygotowany do zimy.

Tfu! Jakiej zimy ja się pytam…

 

 

P.S. A na te jesienne, słoneczne dni, bardzo słoneczna, optymistyczna piosenka

 

  prezent 

 

 

5 komentarzy:

  1. w mojej klatce schodowej wszyscy mieli takie same meble kuchenne (oprócz tej co to mąż na kontrakty jeździł:) i kafelki z Opoczna, z niebieskim lub brązowym wzorkiem:)a u mnie niby słońce ale wiatr lodowaty, balkonu nie otwieralim:(

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie już po przedzierce. Ale pelaśki ostatnie jeszcze kwitną, nie mam sumienia wyrzucić...

    OdpowiedzUsuń
  3. Natchnęłaś mnie, mnie też się szafy nie domykają, muszę zrobić klar na pokładzie, koniecznie. I też nie mam co na siebie włożyć. To jakiś rodzaj infekcji chyba. Moje pelaśki jeszcze się grzeją w jesiennym słonku.No i muszę loggię do zimy przygotować, bo ponoć taka pogoda tylko do końca tygodnia. Zimie mówię stanowcze NIE, nie chcę zimy.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. oj znam te porządki, znam, też tak mam:))))mnie półki najczęściej atakują w czoło w okolicach łuku brwiowego,ciekawe, kiedy on powie dość i pokaże półce czerwoną kartkę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za cierpliwość do mnie...

    OdpowiedzUsuń