wtorek, 10 lipca 2012

strach ma wielkie oczy i ogromne zębiska...


Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mnietak sparaliżował strach. Wyjście z busa okupiłam potężnymizawrotami głowy i zrobiło mi się tak słabo, że o mało niepadłam na środku ulicy... Obrałam jedyny słuszny kierunek –Wujek Donald. Tam jest woda do ochlapania... Ledwo się dowlokłam...Doprowadziłam się jako tako do stanu używalności i poszłam.

Dochtor cyckolog okazał się byćprzesympatycznym, przemiłym i przeprzystojnym człowiekiem. I tylemojego, bo inaczej zeszłabym tam ze strachu jak nic... Zbadał,zaordynował usunięcie i jeszcze zapytał gdzie chcę – bo możechcę, by to on zrobił.

-Pan... - wyszeptałam na granicyprzytomności i stanęło na tym, że mam pojawić się we wrześniuto umówimy termin.

Ale strach wcale nie minął... Terazbędzie byle do września, byle do operacji, byle do wyników... Cóż.Ale przynajmniej wiem na czym stoję. Mama miała dokładnie taksamo, więc najczarniejszy z czarnych scenariuszy wcale nie musi sięziścić.

A teraz coś z innej beczki. To, żesprzęt elektroniczny mnie uwielbia, to już wszyscy wiedzą. A tymrazem padło na telefon. Laptop zresztą też zaraz na drugi dzień,nie tylko że ładował się 17 godzin bez efektu, to jeszcze jak sięzałączył, to potem skutecznie nie chciał się wyłączyć. Nawetw trybie awaryjnym i innych takich. Dopiero wyjęcie baterii mupomogło i od tej pory (odpukać..) działa jak trzeba. A telefon?Hmmmm...

Otóż skończyła się umowa więcmiła pani z firmy zadzwoniła, by podać szczegóły oferty. To, żenajpierw wcale nie chciałam z nią rozmawiać, to jedna rzecz, ale wkońcu dla tak zwanego świętego spokoju posłuchałam. Raju naziemi to mi nie obiecała, ale w sumie... Leniwa się coś ostatniozrobiłam, do salonu by trzeba było iść, a tu do domudostarczą.... Umowa taka jak zawsze.. No dobra – zdecydowałamsię.

Na drugi dzień, w środku nocy, czylio 7 rano, zadzwoniła pani z firmy kurierskiej, że będzie o 9.Ciśnienie mi skoczyło tak, że w momencie się obudziłam. Ale jakto o 9?? Nie dość, że mnie kobita budzi skoro świt, to jeszczezmienia godzinę dostawy, bo umówiona byłam między 14-19. Miałaminne plany na rano! Wdech – wydech. Dobrze. Byle do 9...

Pani była już o 8.30. Wszystkoszybko, sprawnie. No i potem to co tygryski lubią najbardziej –nowy telefon. Tu jestem trochę podobną do panów – podobnogadżeciarzy, bo lubię nowe telefony:)

Ciach, ciach. Przekopiowane kontakty donowego telefonu i dawaj – ustawić dzwonki, zdjęcia i inne takie.Gro i bucy – jak się u nas mówi. Taaaa... Uhm.. I nagle dzwonijakiś ktoś. Ktoś, bo nie znam numeru, w końcu się niewyświetliło kto zacz. Wielkie było moje zdziwienie, gdy po drugiejstronie łączy ujawniła się Mama... Ale czemu tak?.. Chwilę potemmelodyjka poinformowała mnie, że Sis się dobija, potem Tata, potemEwa... A Mama czemu tak dziwnie?...

Wszystkie wizyty u Rodzicówsprowadzały się do rodzinnego kombinowania czemu Mamy numer jestignorowany. Obczytałam się w forach, ale wiedza ta nijak nieprzystawała do mojego przypadku... Numer się nie dubluje, żadennie jest podobny...

Dziś, w ramach odstresowania się powizycie u lekarza, udałam się na pielgrzymkę po salonach mojegooperatora. Pan zadumał się niesamowicie, gdy okazało się, żewszystkie jego dobre rady już zastosowano i żadna nie zadziałała...Po kilku próbach dzwonienia w te i wewte, rozłożył bezradnieręce, wymienił kartę sim, bo tamta stara już była i uznał, zeto pewnie wina karty... Kilka chwil potem zadzwoniła Mama i... Znównie została zidentyfikowana!

Spojrzałyśmy z Sis po sobie iobrałyśmy kurs na salon nokii, bo przyzwyczajenie to druga naturaczłowieka i jak zmieniam telefon to tylko na taki. Przygoda zdotykalskim i samodzwoniącym, szalejącym w mrozy i upały eldżikiemkuki była zdecydowanie jednorazowa i więcej się nie skuszę...

I miły pan w serwisie miał nie ladazgryz... Wiem, że jestem wyjątkowa i niepowtarzalna, ale tym razemchyba przegięłam :) Nic, ale to nic nie skutkowało. Nie wiem cotam przeżywała Mama, gdy tak co chwila dostawała sygnał lub byłao takowy proszona. W końcu pan zrobił duże oczy.

- Aha – pomyślałam – cośznalazł..

- A wie pani, a tu się jakaśkłódeczka wyświetla jak się dzwoni do mamy – powiedziałzdziwiony swoim odkryciem.

Faktycznie...

- Noooo... Tego jeszcze nie widziałem– powiedział

- Ja też nie – zrobiłam równieogromne oczy.

Do teraz nie mam pojęcia jak się tostało, że Mamy numer był zablokowany... Miły pan mi zresetowałcały telefon, wgrał nowe oprogramowanie, zainstalowałam numery nanowo i... Jaka radość, gdy na wyświetlaczu pojawiło się znanehasło „Mama”. Ha!

Chciałabym kiedyś kupić coś, co odrazu będzie działać jak trzeba... Może kiedyś się uda :)




10 komentarzy:

  1. No, widzisz! Póki co, nie ma się co bać. A skoro termin na wrzesień, to też widać nie tak pilna (czyt. niebezpieczna) historia!Nokia górą! Zawsze i wszędzie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Postaraj się nie zadręczać, a cieszyć wakacjami.Też jestem wierna Nokii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tym życzeniem ostatnim to żadnego problemu nie widzę... Wystarczy kupić łopatę...:) A lękać się nie ma czego, do września to ja tyle razy za zdrowie wypiję, że pójdzie jak ręką odjął,,,:) Kłaniam nisko:)P.S. I zaprzeczam potocznej tej o mężczyznach opinii: piąty rok tego samego używam telefonu, choć raili i wciskali nie wiedzieć jakie cuda. Na samą myśl, że się uczyć będę musiał de novo, musiałżem co wypić by alteracyję uśmierzyć...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewutek - pamiętaj, żeby nie denerwować się na zapas, bo to mało w czym pomaga. Zawsze zdążysz się pomartwić i podenerwować. Musisz pamiętać o jednym - stres sieje spustoszenie w naszym organizmie, a Obcy uwielbia się nim odżywiać. Wiec pamiętaj o tym - nie martwić się na zapas, czekać w spokoju, by mieć potem siły na walkę o siebie.Niestety, trzeba do tego podchodzić filozoficznie.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, nawet o tym nie myślę. Już się oswoiłam, że jest i że trzeba go będzie wyeksmitować. A póki co cieszę się nowym telefonem, jeszcze nikogo nie zablokowałam i dalej nie mam pojęcia jak tego dokonałam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zadręczam.. Strach wróci we wrześniu, gdy dostanę termin szpitala. Ale tam już niech oni się martwią, jak mnie przytrzymać, żebym im nie uciekła z sali operacyjnej haha :D Już zaczynam się powoli szykować do wyjazdu, więc moje myśli już są bardzo korfickie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Obawiam się, że łopatę też już kiedyś popsułam... Grabie i siekiera podzieliły jej los.. Trzonki były jakieś takie niestabilne... Pan w serwisie zaproponował mi szukanie pracy w dużych marketach jako tester sprzętu wszelakiego... Ciekawe, czy ktoś by mnie potraktował poważnie :)I potwierdzam - nie każdy mężczyzna to gadżeciarz. Dlatego użyłam słowa "podobno". Też znam wiernych sprzętowi sprawdzonemu co za nic by go nie zamienili na lepszy model.Za toasty na cześć zdrowia pięknie dziękuję i greckim "Jamas!" wzniosę toast za zdrowie Waćpana :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pamiętam i na prawdę się nie denerwuję. Po prostu o tym nie myślę :) Stres jaki mnie dopadł we wtorek wyczerpał mnie wystarczająco i pewnie następna taka dawka będzie już w szpitalu... Ale tam to już nie będę sama.. A teraz już błądzę wzrokiem po szafie dokonując selekcji co zabrać, a co i tak się nie przyda i obmyślam szatański plan remontowy - bo 2 lata nic, więc czas najwyższy ;) Przyjadę, wyżyję się na ścianach i suficie w dużym pokoju, potem może jeszcze gdzieś wyskoczę na kilka dni, potem juz egzaminy (poprawkowe..), konferencje, szkoła i myśli bedą wystarczająco zajęte czymś innym:)Dziękuję za ciepłe słowa i myśli. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Albo niech się martwią, żeby po Twojej wizycie wszystko im działało ;-))Wspaniałego pobytu Ci życzę, choć życzyć nie muszę, bo będzie wspaniały.

    OdpowiedzUsuń