Zaskoczyła w tym roku całkowicie. Jest tak nieprzewidywalna,
że trudno wieczorem stwierdzić, czy rano będzie padać deszcz, śnieg, czy może
akurat zaświeci słońce.. Wczoraj świeciło słońce i wiał wiatr, w efekcie czego
ogromne kopy śniegu zamieniły się we wszechobecne błoto. Dziś od rana przelotnie prószy. Najpierw duże
kłapcie śniegu, potem drobne, teraz coś w stylu krupów śnieżnych.. I diabelsko
ślisko. Bo zdążyło zamarznąć to, co wczoraj było wodą. A już było tak pięknie. Zimowo.
Z jaką przyjemnością patrzyło się na te białe przestrzenie. Nawet jak
sterczałam przed szkołą na dyżurze było na czym oko zawiesić (i obiektyw też - fotki poniżej). Bo to jest największy
paradoks zimy – niby dokoła czarno-biało, a jednak urokliwie.
No całkiem nieźle u Ciebie nasypało. A ja się cieszę, że u mnie zima nie zimowa;)))
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że przy tym mrozie, który dość mocno sobie poczynia przez ostatnie dni, gdy na drzewach i krzewach osiadła szadź - jest wręcz bosko...
OdpowiedzUsuńBardzo lubie takie sniezne krajobrazy a kilka zimowych wczasow spedzonych w cudnych gorskich okolicach uwazam za najpiekniejsze w mym zyciu. A przeciez nie jezdze na nartach czy lyzwach, zwyczajnie jestem zauroczona widokami. Fajno ze i Ty dostrzegasz to piekno.
OdpowiedzUsuńUwielbiam fotografować to co mnie otacza. A świat potrafi być tak piękny, że cieszę się z możliwości robienia zdjęć telefonem. Nigdy nie wiem kiedy mnie coś urzeknie ;) Pozdrawiam
Usuń