czwartek, 6 czerwca 2019

Dramat w trzech aktach, czyli effka na zakupach...


- Zrób wdech, wyprostuj się, wciągnij brzuch! – nie, to nie polecenia lekarza. To Rajski pomagał mi się wcisnąć w sukienki. Upały za oknem szalone. Po mroźnym maju, gdy nawet po szkole snuliśmy się w kurtkach, a w niektórych pracowniach termometr zastygał przy magicznej dwunastce(!…), duchota straszna wszędzie i wczoraj ledwo odstałam dyżur obiadowy. Musiałam wytargać krzesełko z pracowni, żeby sobie zacnie klapnąć na nim, a nie na podłodze… Cóż. Taki mamy klimat, jak powiedział klasyk :)Wyrzuciłam wszystko z szafy. Co się nadaje do pracy i nie zgorszy przy tym młodocianych, zostało zlustrowane pod kątem rozmiarowym. I tu zaczęły się schody. ¾ kiecek skurczyło się dziwnie przez rok zalegania w szafie i nawet ofiarna pomoc męża własnego prywatnego, tego stanu rzeczy nie zmieniła. Za małe i już. Zatem waga w ruch. I… – no tak. Jakieś 6 kilo szczęścia za dużo. W grubych swetrach i bluzach jakoś nie podpadło. A tu wesele za trzy tygodnie! Panika… Dawaj, kolejna szafa, gdzie w pięknym rzędzie wiszą kiecki tzw. wyjściowe. Wejdę? Niby tak. Ale kto to widział całe wesele na wdechu i bez jedzenia?... Nie ma co. Trzeba jechać coś kupić. I tu się zaczyna traumy akt I. Nie cierpię zakupów… A już mierzenie czegokolwiek, to już ponad moje siły. Ale jak mus, to mus. Młoda też już wyrosła z wszystkiego, więc oszukiwałam sama siebie, że jedziemy kupić coś dla niej. Pierwszy sklep, pierwsza sukienka i Młode gotowe. O, jakbym tak chciała! Czasem i mnie się zdarza, ale niestety tylko czasem… Po drodze jakieś dwie koszule dla małżonka szanownego się znalazły, a ja dalej nic. Dwie godziny później, z bólem głowy i nieuszczkniętym stanem konta wróciłam do domu w oczekiwaniu na akt II. Bo musi być drugi, skoro pierwszy skończył się, jak się skończył… Traumy akt II nastąpił przedwczoraj. Dzielna kobieta przemogła lęki i koszmary i odważnie wkroczyła do sklepu odzieżowego, marki znanej – więc będzie bez nazwy i reklamy. Małżonek dzielnie wspierał, na duchu podnosił, w kolejce do przymierzalni zajął miejsce, a sierotka pożeglowała w kierunku wieszaków. I oto jest. Uśmiecha się, bezczelna, tyrpiąc ramieniem wieszaka siostrę bliźniaczkę w wersji krótszej. Wzrok przyciąga i inne przyćmiewa. Nawet Rajski spojrzał z aprobatą. Oczy mu się oświeciły zwłaszcza na tę siostrę bliźniaczkę. No ok, to bierzemy obie i mierzymy. I bingo! Pierwsza pasuje, jakby na mnie szyta. Bo dłuuuuuga do ziemi samej i rozkloszowana, więc szanowne cztery litery mają miejsce. Bliźniaczka, jak na mój gust, za krótka. Zdecydowanie za wysoko nad kolana, ale pasuje wszędzie tam, gdzie inne nie chciały współpracować rozmiarowo. Szczęśliwa odtrąbiłam zwycięstwo, do pracy jak na skrzydłach wczoraj pofrunęłam. I tu nastąpiło brutalne zderzenie z rzeczywistością… Koleżanki moje, nieświadome dwóch aktów minionych, zapoczątkowały akt kolejny. Padło jedno niewinne z pozoru pytanie: „A jak buty?”… No cóż, traumy akt III czas zacząć.

8 komentarzy:

  1. Przerabiałam to, bo czeka mnie ślub syna w sierpniu, ale szczęśliwie już po bólach, wszystko kupione, ale trzeba tak namierzać fryzjera by wpasować się w uroczystość, a to wakacje i urlopy...
    Czy nie może życie być prostsze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fryzjera już nie namierzam. Eksperymentuję sama - coś tam uczeszę na tej głowie. Siwe włosy zafarbowane na koniec roku szkolnego, więc reszta już jakoś mnie ważna :)

      Usuń
  2. A mnie trafiło w drugą stronę z powodu nadwyrężenia się w czasie przeprowadzki do Berlina. To też koszmar, jak człowiek nagle ma skóry za dużo i wygląda jak sfatygowany shar pei.Co gorsze tzw. biust mi pozostał i nawet bicepsy się pokazały,(przejściowo) ale nagle wszystkie ciuchy na mnie wisiały i wyglądałam jakbym chodziła w kradzionych.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodatkowe kilogramy jakoś nie chcą mnie opuścić... A tu ciepło i lody aż kuszą ;)

      Usuń
  3. Przypomnialo mi to moje poszukiwania sukni na slub syna. Bylo to 15 lat temu. Udalo mi sie znalsc taka zgodna a nawet piekniejsza niz ma WIZJA bo ma sie taka , prawda? wyobraz sobie ze nie tylko piekna i odpowiednia do okazji ale jakas taka uniwersalna pod kazdym wzgledem ze moglabym ubrac dzis i nadal bylaby stylowa. Pozniej szukalam butow i torebki i najciezej bylo z torebka.
    I wszytko uzyte ten jeden raz bo przeciez nie moge tej sukni, tak pamiatkowej ubierac na inne okazje, zreszta jest dluga i strojna wiec nadaje sie jedynie na cos DUZEGO. Nawiasem mowiac chyba sobie zaszkodzilam bo moja suknia byla najpiekniejsza ze wszystkich, nawet panny mlodej..... Ciekawam czy jeszcze bym w nia weszla bo tez mi przybylo na wadze.
    Ogolnie nie lubie zakupow ale gdy przyjdzie je robic to kieruje sie wlasnie okazja i moja wizja - i udaje mi sie.
    Fajno ze sobie znalazlas co Ci sie podoba, w czym sie czujesz dobrze i pieknie.
    Zycze udanego wieczoru a mlodym wiele szczescia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udało się skompletować wszystko, co potrzebne. Teraz obawiam się pogody - zaczyna się pogoda duszna i burzowa... Ale w restauracji klimatyzacja, więc damy radę ;)

      Usuń
  4. całe wesele na wdechu? to miało niby pomóc?
    trzeba było wypuścić powietrze i pojeść rozmaitości.
    a zakupy podobno potrafią uszczęśliwić - udanych łowów bucianych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciąż przed weselem, ale już wiem, że na wdechu nie trzeba będzie - zapas sukienkowy się zrobił spory. I buty nawet udało się dopasować... Teraz byle upał nas nie roztopił ;)
      Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej :)

      Usuń