wtorek, 30 czerwca 2020

czas na zmiany

Niespokojny duch effki nawet nie zapukał delikatnie w jej czoło, tylko walnął z siłą kija bejzbolowego przez czerep. „Jak nie teraz – to kiedy?” – zatelepało się, w odpowiedzi na uderzenie, pytanie i effka zaczęła myśleć. A ten rodzaj myślenia nie zwiastuje niczego, co można nazwać prostym. Czas bowiem zarządzić przeprowadzkę.
I wcale nie chodzi tu o jakieś tam przeprowadzki do Pałacu Prezydenckiego. W sumie nic specjalnego. 8 lat temu byłam, widziałam, przespacerowałam się korytarzami, zjadłam najlepszy deser truskawkowy pod słońcem, zdjęcie na pamiątkę i dowód przebywania sobie zrobiłam:

(„Koń od zadku”, bo normalnie zawsze od przodku…)

Nic z tych rzeczy. Hacjendę czas wymienić na większy model. Ostatnie trzy miesiące siedzenia w domu, kręcenia się w kółko, deptania sobie po piętach i odciskach, przekrzykiwania się nawzajem przekreśliły wszelkie próby myślenia pt. „Jakoś to będzie”. Nie i już. Nie będzie.
Opatrzność czuwa nad Rajskimi i co jakiś czas podsuwa nam rozwiązania, na jakie byśmy pewnie szybko nie wpadli. I tak też było tym razem. Od jakiegoś czasu, w dość luźnych rozmowach, padały deklaracje, że dobrze byłoby mieć choć jeden pokój więcej. Taki na sypialnię, gdzie będzie można też w spokoju popracować, Ale bariera finansowa związana z kupnem nowego mieszkania jest dla nas nie do przeskoczenia. W grę wchodzi jedynie zamiana na większe. Spacerując od lat wokół Wichrowego oglądaliśmy okoliczne hacjendy. Nawet upatrzyliśmy sobie jedną. Słoneczna, ogromniasty balkon, te same widoki rano i wieczorem co teraz. Można by nawet nieco wyżej niż teraz… I oto, pewniej pięknej księżycowej soboty (bo to już wieczór późny był), znudzona effka znalazła ogłoszenie pt. sprzedam/zamienię. Szok i niedowierzanie. Toć to właśnie ta wychodzona, wyoglądana z każdej strony hacjenda sąsiednia. Może i niżej (miało być wyżej) – ale dokładnie ta. Po kilkudziesięciu godzinach podchodów w stronę Rajskiego – umówiliśmy się na oglądnięcie rzeczonej. Nie powiem. Jakbym się przeniosła w czasie i weszła do własnego mieszkania, gdy je kupowałam 14 lat temu. Matko – chyba ten sam stolarz obskoczył pół bloku, bo nawet boazeria dokładanie ta sama co u mnie!
I się zaczęło. Młoda stwierdziła, że nasze nastroje to typowa sinusoida – raz euforia i jesteśmy na tak, raz dół i jesteśmy na nie. Zaczęło się oczywiście liczenie kasy – bo nie tylko trzeba zapłacić różnicę w wartości mieszkań, ale jeszcze drugie tyle wpakować w remont. Wizyty w banku zaowocowały tym, że już z daleka się do nas uśmiechają witając niemal jak rezydentów. Ekipa remontowa, która miała nam w lipcu robić remont kuchni, łazienki i wc została przesunięta na wrzesień i zrobi to samo, ale na nowym. O ile się uda wszystko załatwić. Bo decyzja już podjęta. Od września będzie nowa, większa hacjenda. Tylko jutro jeszcze spotkanie z właścicielką odnośnie szczegółów zamiany. Oby się udało!

6 komentarzy:

  1. O matko, to trzymam kciuki, bo jak się człek napali, to nie ma zmiłuj!
    Oby wszystko poszło dobrze, może czary jakieś czy co!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czary, póki co, odprawia wlaścicielka mieszkania. Twierdzi, że z kart jej wynika, że się wahamy. A my się doczekać końca tego załatwiania wszystkich papierzysk nie umiemy!

      Usuń
  2. SUPER!!!!
    No i widok z okien będziesz miała przewspaniały :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Wciąż ten sam, choć z innego kąta :)

      Usuń
  3. Trzymam kciuki!!! Zawsze co 3 pokoje to lepiej niż tylko dwa, zwłaszcza gdy jest się jeszcze w stanie "czynności zawodowej" i z nieletnim członkiem rodziny.
    Ściskam Was;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem wiecej: dwa dodatkowe pokoje! :) Właśnie, gapa, doczytałam, że nie napisałam na ile pokoi się zamieniamy. Toć to prawie pałac będzie po tej klitce... Tylko oby się udało...
      Pozdrawiam :)

      Usuń