…coraz bliżej. Jak nic się nie zmieni to za miesiąc będziemy
dumnymi posiadaczami hacjendy większej o 2 pokoje (!). Właściwie to ja będę, a
Rajski nieco później, bo pani notariusz oświadczyła, że skoro obecna hacjenda
jest tylko moja, to i nowa musi być na razie tylko moja. Potem możemy to
zmienić, ale na razie musi być tak, a nie inaczej. No ok, niech będzie. Ważne,
że będzie :)
Korzystając z czasu oczekiwania na podpisanie ostatecznych
papierzysk, zaczęłam robić wstępne porządki, bo im mniej szpargałów do
przeniesienia, tym lepiej. I wpadłam w euforię już w pierwszym dniu wyrzucania
z szafy wszelkich „przydasiek”. Spośród stosu teczek i teczuszek wygrzebałam
jedną taką niepozorną, zakurzoną jak sto bandziorów. A w niej czaiły się paski
z wypłaty. Tak, wiem – po co komu one. Ale jakoś z sentymentu je zachowałam. I teraz
sentyment przybrał formę relikwii niemal…. Drążącą ręką wyjęłam pasek z koperty
oznaczonej 1998/1999. Mój początek kariery ;) A na pasku stoi kwota 367 zł.
Czujecie to? 367 zł! I tam nie ma żadnych zer na końcu. Trzysta sześćdziesiąt siedem
złotych! Na ¾ etatu, zaraz po studiach… W tym całe 16 zł za wychowawstwo. Potem
były poszczególne stopnie awansu, kolejne podwyżki… I musiały minąć 22 lata,
żebym mogła powiedzieć, że dzisiaj to zarabia się prawie 10 razy więcej. Ale wszystko
też 10 razy podrożało… O jejku! No nie wyrzucę tych pasków. Zachowam dla
potomności.
Poza tym – brak perspektywy wyjazdu gdziekolwiek, doprowadza
mnie do niewielkiego doła. Pociesza mnie tylko myśl, że dzieje się to na
zasadzie „coś za coś”, a po zamianie mieszkania będzie i tak co robić. Bo
zacznie się coś, co ja po prostu uwielbiam – remont. Bo ja serio kocham
remonty. I znów będzie rozstrzyganie dylematów związanych z doborem kolorów,
meblowaniem (bo pokojami już się podzieliliśmy), logistyka prac i cała ta
otoczka, która sprawia, że effka jest szczęśliwa i czuje się jak ryba w wodzie.
Jak można kochać remonty? Ich efekty tak, ale cały ten bajzel?
OdpowiedzUsuńMasz rację - coś za coś, więc życzę Ci satysfakcji i radości na nowym!
No ja taka dziwna jestem :) Owszem, cały ten bajzel jest nie do zniesienia, ale tylko gdy się w nim mieszka. My na szczęście cały czas remontu będziemy mieszkać w starym mieszkaniu i wprowadzimy się do nowego wyremontowanego i posprzątanego. I to sprzątanie mnie już trochę przeraża ;)
UsuńTo bądż szczęsliwa nieustająco :-)))
OdpowiedzUsuńA remont to nie byle co:-))
Serdeczności.
Dziękuję :) jak tylko będziemy mieć w ręku akt notarialny, zaczynamy demolkę, by ekipa mogła wejść i zająć się już tylko tym co trzeba. Pozdrawiam :)
UsuńRemontom mówię stanowcze NIE!!!
OdpowiedzUsuńZ wiekiem ich nie znoszę coraz bardziej, zbyt wiele ich było!
Dopiero ledwo odsprzedane po remoncie dużego pokoju. Jeszcze jednak nie na "błysk",jak lubię.
Choroba nie pozwala na wysiłek fizyczny.
Powodzenia w realizacji planów i przy przeprowadzce 😀🧡
Tych ostatnich też miałam kilka: z brzuchem na 2 tygodnie przed porodem i malutkimi dziećmi.
Serdeczności niedzielne zostawiam 🌞🌻🙋♀️🍰☕🍓
Bardzo dziękuję :) taki remont na szczęście wystarczy na najbliższe naście lat, zatem perspektywa długiego spokoju dodaje skrzydeł. Serdeczności :)
UsuńPamiętam czasy jak zarabiałam 600zł. Wolałabym nie pamiętać.
OdpowiedzUsuńJa też. Ale miło by było np. zobaczyć na końcu tej pięknej kwoty jeszcze jedno zero ;)
UsuńA najlepiej móc jeszcze spokojnie za tą kwotę żyć.
Usuń