wtorek, 22 czerwca 2010

u mnie...


  

O! 
I jakby tak jeszcze to moje szanowne ciśnienie wyszło z piwnicy, byłoby jeszcze lepiej. Ale i tak nie jest źle. Lato przyszło proszę państwa:) W kalendarzu mam tak napisane. I słońce nawet świeci. Nieśmiało, bo nieśmiało, ale zawsze świeci.
Idę piec Tacie eklery. Na jutro. Wiem, że lubi. Przecież z piwem do niego nie pójdę;)
Tylko niech mi się przestanie kręcić w głowie.



niedziela, 20 czerwca 2010

brak wyobraźni czy niefrasobliwość?...


Pani z Mojego Ulubionego Biura Podróży zupełnie nie umiała zrozumieć, dlaczego zamiast dwie godziny przed odlotem, ktoś przyjeżdża na lotnisko dużo wcześniej i nijak pojąć nie potrafiła, że są tacy, co to mają do stolicy trochę dalej niż rzut beretem z antenką. W związku z czym uzależnieni są od różnych środków transportów i nie zawsze szofer może sobie pozwolić na luksus dotarcia do miasta stołecznego tak, jakby sobie tego pasażer życzył. Nic to. Zdążyłam się już przyzwyczaić do długich godzin spędzanych na lotniskach w oczekiwaniu na samolot. I to z różnych powodów, niekoniecznie zawsze pogodowych, czy problemów technicznych skrzydlatej maszyny. I tym razem przyszło mi kilka godzin spędzić sam na sam z moją walizką. A że ludzie przewijali się tu i tam – zawsze coś ciekawego się wokół działo.
Ale ta scenka przy stanowisku Mojego Ulubionego Biura Podróży przebiła wszystko. I dla pokazania ludzkiej niefrasobliwości jedynie o niej piszę. Zupełnie nie w celu ośmieszenia kogokolwiek. Choć smutny uśmiech się sam pcha na usta…
Do stanowiska podchodzi starsza kobieta, za nią małżeństwo w średnim wieku z córką w wieku szkolnym. Zasłonięci przez tłum, więc ledwie widoczni. Odbierają bilety. Nie wiem dokąd. Ale uwagę przykuwa zmieszany głos przedstawicielki biura:
- Ale córka ma dowód?
Spojrzałam na blat. Leżały trzy dowody i.. legitymacja szkolna!
Zaczyna się szybka i dość nerwowa wymiana zdań. Kątem oka zauważyłam, że inni oczekujący w kolejce również z zainteresowaniem spoglądają w stronę rozmawiających.
- I nie jest wpisana w dowód rodziców? – dopytywała pani z biura.
- No ja wiem, że w nowych dowodach nie ma na to miejsca – kręciła głową z niedowierzaniem. – A paszportu też nie ma?
Widocznie odpowiedź również była negatywna.
- Cóż proszę państwa, ja wydam te bilety. Proszę pójść do stanowiska odpraw nr… Ale nie wiem jak to będzie…
Może godzinę później w megafonach rozległ się komunikat: „Przedstawiciel biura podróży ‘X’ proszony do stanowiska odpraw nr…”
Chyba legitymacja jednak nie pomogła w przekroczeniu polskiej granicy…
I tak się ciągle zastanawiam nad przyczyną tej sytuacji. Czyżby zadziałał brak wyobraźni, czy też może zwykła niefrasobliwość? Do tamtej chwili byłam przekonana, że to oczywiste i jasne, i dla wszystkich wiadome, iż przekroczyć granicę, przynajmniej na lotnisku, można jedynie z paszportem w dłoni lub dowodem. Nawet jako nieletni. A jednak. Okazało się, że nie wszyscy to wiedzą…




czwartek, 17 czerwca 2010

uległam...


W moim otoczeniu uchodzę za osobę twardo stąpającą po ziemi, realistkę z wybuchową domieszką romantyzmu. Wybuchową, bo jak bomba ze spóźnionym zapłonem, nigdy nie wiadomo kiedy romantyczna dusza dostanie skrzydeł, burząc cały misternie budowany wokół mnie ład i porządek. Chwilom słabości, jeśli ulegam, to po długiej walce, rzadko ot tak, po prostu... Ale najczęściej rzucam stanowcze „Nie”, wprawiając tym w osłupienie kusiciela.
I można prowadzić wówczas filozoficzne dysputy pt „Dlaczego?!”, mamić, kusić, przymilać się i używać argumentów, które w niejednej głowie wywołałyby zamęt porównywalny do tornada. Ale, gdy mówię „Nie”, znaczy ono dokładnie to co ma znaczyć i żadna to kobieca przekora, czy próba krygowania się. A naciskanie przynosi skutek odwrotny do zamierzonego.
Ale, gdy sama czegoś chcę… :) Wtedy wystarczy przelotne spojrzenie w oczy, przyczajony w kąciku ust uśmiech, jedno niedopowiedziane słowo, ulotne wspomnienie, muśnięcie dłoni…
Tym razem kusiciel zaatakował w najbardziej wyrafinowany sposób. Trafił we wszystkie słabe punkty na raz. Udało mu się to, o co inni zabiegali od dłuższego czasu…
Uległam…
Założyłam profil na facebooku:) 

A Wy myśleliście, że co?:)

 prezent