W moim otoczeniu uchodzę za osobę twardo stąpającą po ziemi, realistkę z wybuchową domieszką romantyzmu. Wybuchową, bo jak bomba ze spóźnionym zapłonem, nigdy nie wiadomo kiedy romantyczna dusza dostanie skrzydeł, burząc cały misternie budowany wokół mnie ład i porządek. Chwilom słabości, jeśli ulegam, to po długiej walce, rzadko ot tak, po prostu... Ale najczęściej rzucam stanowcze „Nie”, wprawiając tym w osłupienie kusiciela.
I można prowadzić wówczas filozoficzne dysputy pt „Dlaczego?!”, mamić, kusić, przymilać się i używać argumentów, które w niejednej głowie wywołałyby zamęt porównywalny do tornada. Ale, gdy mówię „Nie”, znaczy ono dokładnie to co ma znaczyć i żadna to kobieca przekora, czy próba krygowania się. A naciskanie przynosi skutek odwrotny do zamierzonego.
Ale, gdy sama czegoś chcę… :) Wtedy wystarczy przelotne spojrzenie w oczy, przyczajony w kąciku ust uśmiech, jedno niedopowiedziane słowo, ulotne wspomnienie, muśnięcie dłoni…
Tym razem kusiciel zaatakował w najbardziej wyrafinowany sposób. Trafił we wszystkie słabe punkty na raz. Udało mu się to, o co inni zabiegali od dłuższego czasu…
Uległam…
Założyłam profil na facebooku:)
A Wy myśleliście, że co?:)