niedziela, 20 czerwca 2010

brak wyobraźni czy niefrasobliwość?...


Pani z Mojego Ulubionego Biura Podróży zupełnie nie umiała zrozumieć, dlaczego zamiast dwie godziny przed odlotem, ktoś przyjeżdża na lotnisko dużo wcześniej i nijak pojąć nie potrafiła, że są tacy, co to mają do stolicy trochę dalej niż rzut beretem z antenką. W związku z czym uzależnieni są od różnych środków transportów i nie zawsze szofer może sobie pozwolić na luksus dotarcia do miasta stołecznego tak, jakby sobie tego pasażer życzył. Nic to. Zdążyłam się już przyzwyczaić do długich godzin spędzanych na lotniskach w oczekiwaniu na samolot. I to z różnych powodów, niekoniecznie zawsze pogodowych, czy problemów technicznych skrzydlatej maszyny. I tym razem przyszło mi kilka godzin spędzić sam na sam z moją walizką. A że ludzie przewijali się tu i tam – zawsze coś ciekawego się wokół działo.
Ale ta scenka przy stanowisku Mojego Ulubionego Biura Podróży przebiła wszystko. I dla pokazania ludzkiej niefrasobliwości jedynie o niej piszę. Zupełnie nie w celu ośmieszenia kogokolwiek. Choć smutny uśmiech się sam pcha na usta…
Do stanowiska podchodzi starsza kobieta, za nią małżeństwo w średnim wieku z córką w wieku szkolnym. Zasłonięci przez tłum, więc ledwie widoczni. Odbierają bilety. Nie wiem dokąd. Ale uwagę przykuwa zmieszany głos przedstawicielki biura:
- Ale córka ma dowód?
Spojrzałam na blat. Leżały trzy dowody i.. legitymacja szkolna!
Zaczyna się szybka i dość nerwowa wymiana zdań. Kątem oka zauważyłam, że inni oczekujący w kolejce również z zainteresowaniem spoglądają w stronę rozmawiających.
- I nie jest wpisana w dowód rodziców? – dopytywała pani z biura.
- No ja wiem, że w nowych dowodach nie ma na to miejsca – kręciła głową z niedowierzaniem. – A paszportu też nie ma?
Widocznie odpowiedź również była negatywna.
- Cóż proszę państwa, ja wydam te bilety. Proszę pójść do stanowiska odpraw nr… Ale nie wiem jak to będzie…
Może godzinę później w megafonach rozległ się komunikat: „Przedstawiciel biura podróży ‘X’ proszony do stanowiska odpraw nr…”
Chyba legitymacja jednak nie pomogła w przekroczeniu polskiej granicy…
I tak się ciągle zastanawiam nad przyczyną tej sytuacji. Czyżby zadziałał brak wyobraźni, czy też może zwykła niefrasobliwość? Do tamtej chwili byłam przekonana, że to oczywiste i jasne, i dla wszystkich wiadome, iż przekroczyć granicę, przynajmniej na lotnisku, można jedynie z paszportem w dłoni lub dowodem. Nawet jako nieletni. A jednak. Okazało się, że nie wszyscy to wiedzą…




20 komentarzy:

  1. Ano niestety bywa, że komuś brakuje pozalotniskowej wyobraźni...

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Invenis:)Już nawet zaczęłam tłumaczyć tych ludzi, że może lecieli pierwszy raz i niezbyt wiedzieli co i jak... Ale jakoś nijak mi to do tej legitymacji nie pasowało...

    OdpowiedzUsuń
  3. A słyszałaś, że prawie 30 procent Polaków liczy na sukces naszej reprezentacji w tegorocznym Mundialu? Tajemnice wiedzy i niewiedzy Rodaków są ,,porażające''!

    OdpowiedzUsuń
  4. o rajuśku... teraz to mnie wmurowało...

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Ewutku, nasi rodacy mają tyle ważnych spraw na głowie ( każdy się zna na medycynie, polityce i ekonomii), że sprawa wymaganych dokumentów umyka ich uwadze.Wystarczy,że Biuro turystyczne w chwili sprzedawania wycieczki nic nie dzwięknęło na temat wymaganych dokumentów i sprawa się "rypła". Przez wiele lat pracowałam w dziale paszportowym i wtedy nauczyłam się,że wiedza ludzi na te tematy jest super szczątkowa i trzeba im wszystko mówić, nawet o rzeczach wydawałoby się oczywistych.Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. To jednak ewidentna wina biura a nie tych ludzi. Nawet analfabeta ma prawo korzystać z usług biura i być porządnie poinformowany. Ale u nas klient nasz pan jest bardzo często tylko ciągle jeszcze gołym frazesem. Uleczka

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mówię "nie" i uważam, że masz rację. Ale nie jest też obowiązkiem (tak mi się wydaje przynajmniej) biura, tłumaczyć klientowi, co znaczy określenie "dokument tożsamości". Gdy wykupuje się wczasy lub wycieczki, zawsze biuro informuje, że do wyjazdu potrzebny jest paszport ważny tyle i tyle czasu. Gdy wyjeżdżamy do krajów europejskich, dokąd można wjechać "na dowód", pojawia się jedynie informacja, że wymagany jest dowód tożsamości. I tu chyba pojawiło się nieporozumienie. Legitymacja szkolna daje jedynie uprawnienia na ulgi w komunikacji miejskiej. Nie jest niestety dowodem tożsamości...Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rzeczywiście, to co dla nas jest oczywiste, nie musi być takim dla innych... Zawsze, gdy coś robimy pierwszy raz, coś wychodzi nie tak jak byśmy tego do końca chcieli. Szkoda tylko, że bilety w dłoni, walizki spakowane a z wczasów i tak nici...

    OdpowiedzUsuń
  9. jedna pani wleciała do Polski na..nieważny dowód.cud?jeszcze perorowała publicznie,że konsulat ją poinformował,ze jest ważny,ale.wkleiła maila od konsulatu,gdzie wyraźnie stało napisane,że ma nieważny dowód..może jej nie sprawdzili,może się jakoś wyłgała.na moje to nie tylko niefrasobliwość,ale kombinatorstwo,a nuż się uda.jak widać,czasami udaje,czasami nie.co do przesiadywania na lotniskach,kiedyś siedzieliśmy w Liverpool pięć godzin,bo już mieliśmy dość łażenia po mieście:)i co ciekawe,jak poszłam do sklepu bezcłowego,okazało się,że anglik wystawił mi kartę pokładową na nazwisko koleżanki!!są podobne,to fakt, ale zgłupiałyśmy,osocho??? i zapytałyśmy,co robić..machnęli ręką.a ja weszłam na pokład pod nazwiskiem anglistki!

    OdpowiedzUsuń
  10. Yyy,nie znam się na tym...wydaje mi się,że paszport ew.wiza byc musi..Nigdy nie latałam ani nie przekraczałam granicy...poza bezpieczeństwem,hihi...Buziaczki..

    OdpowiedzUsuń
  11. Efciu, to zwykła niefrasobliwość i polskie podejście do prawa i przekonanie, że zawsze można prawo nagiąć. Jestem o tym przekonana.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, a ja myślałam, że kwestia dokumentów to pierwsza sprawa jaką się sprawdza przed wyjazdem za granicę. I trudno - stracone pieniądze, odwołany wyjazd - za bezmyślność trzeba zapłacić...

    OdpowiedzUsuń
  13. Niefrasobliwość i niedoinformowanie a potem problemy, jakoś przeważnie tak jest, że wydaje nam się, że jakoś to będzie a potem wychodzi iż jednak nie będzie i pozostaje płacz i zgrzytanie zębami. PozdrawiamPS. Dobrze, że mi przypomniałaś najwyższy czas udać się do biura paszportowego :)))

    OdpowiedzUsuń
  14. O:) Miło mi ,że tak przy okazji się udało o czymś przypomnieć:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja też tak myślałam, no ale nie dla wszystkich widać to takie oczywiste...

    OdpowiedzUsuń
  16. Albo też niewiedza... Choć żyjemy w takich czasach, że chyba coraz trudniej o czymś nie wiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiza tylko do niektórych krajów - i do tego często-gęsto przybijana przy wjeździe do danego kraju, bez takich cyrków, jak przy wyjeździe do USA czy Kanady, paszporty do większości krajów europejskich też już niepotrzebne, wystarczą dowody osobiste (dla dzieci też są takie specjalne) - ale skąd pomysł wyjechania z kraju "na legitymację"? Nie mam pojęcia...

    OdpowiedzUsuń
  18. Moje nazwisko jest często przekręcane (choć nie rozumiem dlaczego, obcokrajowcy nie mają jakoś z nim problemów;) ) i zawsze dokładnie sprawdzam,czy aby na pewno ja to ja:) Póki co - z sukcesem.Mój rekord lotniskowy to ubiegłoroczne 12 godzin. I oby nidy nie został pobity...

    OdpowiedzUsuń
  19. Moja koleżanka matematyczka za dawnych czasów przekroczyła granicę austriacką z nieważnym paszportem, który został sprytnie ukryty w stosie innych paszportów. Na szczęście kolega od techniki znał bardzo dobrze niemiecki i zagadał kontrolerów. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Na lotnisku jednak przebiega to nieco inaczej, gdyż paszporty i dowody są sprawdzane indywidualnie... Ale sama pamiętam przejazdy przez granicę w autokarze, gdy nawet nie zaglądano do paszportów, tylko hurtowo niemal wbijano pieczątkę:)

    OdpowiedzUsuń