I jak tu zaglądać na własnego bloga, gdy piłka kopana i ta przebijana przez siatkę, wciąga na całego? Zwłaszcza dziś była bardzo sportowa niedziela: pilot w dłoń i nie ma mnie dla nikogo. Nawet panów K. sobie odpuściłam, przedkładając emocje sportowe ponad przelewanie z pustego w próżne.
Mało tego. Przez ostanie kilka dni wzrosło o 200% zagęszczenie na Wichrowym Wzgórzu. Było gwarno, wesoło i zdecydowanie swojsko i rodzinnie. Obyło się nawet bez kłótni, walki o łazienkę i grymaszenia przy jedzeniu. Była za to nocka ze „Skrzypkiem na dachu”, długie (niekoniecznie nocne) Polaków rozmowy, a nawet śniadanie na balkonie i kawka w promieniach słońca, gdy wreszcie łaskawie przypomniało sobie, że jest czerwiec i wypadałoby wyjść zza chmur. Nie okazałam się jednak do końca zbytnio gościnna, zwłaszcza gdy wygrałam w „Państwa i miasta” i gdy po sromotnej przegranej w „Scrabble” , i uzyskaniu swojskiego przydomku „pierdoła” , tak się zawzięłam, że w rewanżu zostawiłam wszystkich w tyle. A nawet udało mi się raz nie przegrać w „Chińczyka”. Choć też nie udało mi się wygrać:)
Za kilka dni pojawią się nowi współlokatorzy. Hmmm… Zaczyna mi się podobać ten tłok na Wichrowym.
Też lubię ruch i gości! Byle nie za długo...
OdpowiedzUsuńCzyli życie towarzyskie kwitnie. U mnie też słońce, bez gości.Miłego, ;)
OdpowiedzUsuńJa już się wyleczyłam z gości.Szczególnie nie lubię tych niespodziewanych i upierdliwych.A już w upały zdecydowanie wolę być sama w domu.
OdpowiedzUsuńno to wesoło masz:)
OdpowiedzUsuńTy chyba żyjesz z tłoku, dlatego życze Ci ...spokojnego tłoku:)
OdpowiedzUsuńOstatnio to ja raczej żyję w biegu niż z tłoku, ale bardzo dziękuję:) Byle było spokojnie, jak najbardziej:)
OdpowiedzUsuńbardzo:)
OdpowiedzUsuńCi na szczęście nie byli ani niezapowiedziani, ani tym bardziej upierdliwi. A w upały, to ja też chętniej sama. Ale na balkonie, bo w domu jakoś tak nijak, kiedy słońce świeci...
OdpowiedzUsuńOj kwitnie, kwitnie:) Dawno tak nie kwitło:)
OdpowiedzUsuńRacja - jak coś za długo i za często, przestaje cieszyć...
OdpowiedzUsuńGratuluję zacięcia...mnie się to nie udaje, piłka nożna mnie zupełnie nie interesuje, sportowo wcale, a męskie "ciacha" mnie nie interesują..hehe... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZdradzę Ci w wielkiej tajemnicy, że i mnie te piłkarskie męskie "ciacha" nie interesują;) Przynajmniej od kiedy nie gra niejaki Roberto Carlos:) Przyglądam się tym obwołanym ideałom piękna i stwierdzam, że mądry był ten, co stwierdził jako pierwszy, iż gustami nie ma co dyskutować. Więc oglądam mecz dla samego meczu. Wiem, dziwna jestem. Choć nie, nie dziwna. Z limitowanej wersji jestem:)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBo słuchać trzeba, a nie oglądać, wtedy czas na bloga będzie ;-))U mnie za to od wczoraj puściutko, więc robię, co chcę i kiedy chcę.
OdpowiedzUsuńSłuchać, to ja mogę film - nawet często tak robię, ale mecz? To trzeba oglądać, tu wyobraźni nie starcza:)
OdpowiedzUsuń